Tides From Nebula: w trasie wypoczywamy
Jak najlepiej zakończyć 2017 rok? Post-rockowym uderzeniem. Nikt nie zrobi tego lepiej niż Tides From Nebula. To już ostatnia chwila, żeby zobaczyć ich na żywo przed dłuższą przerwą. Trasa zaczyna się już dzisiaj, a po jej zakończeniu chłopaki wracają prosto do studia, gdzie powstanie piąte z kolei dzieło zespołu. Bez producenta, bo sami wiedzą najlepiej, co dla nich dobre.
Skończyliście niedawno europejską trasę koncertową. Jak się czujecie?
Przemek Węgłowski: Trasa wypadła bardzo dobrze. Najpierw była Europa Zachodnia, potem pojechaliśmy na Bałkany. Druga połowa była bardzo fajna, głównie pod względem frekwencyjnym, wszystko się ładnie spinało.
Maciej Karbowski: Tak. Są takie kraje jak np. Włochy…
Adam Waleszyński: …gdzie, nawet jeżeli masz już ugruntowaną pozycję, to ciężko o dobre kluby. Oni nie mają miejsc, gdzie można grać, jest słaby rynek dla alternatywnej muzyki .
Maciej: Kraje pojugosłowiańskie są biedne, to już jest kwestia ekonomii – nie ma dobrych miejsc do grania. Zdarzają się jednak przyzwoite. Mamy realny ogląd sytuacji, wiemy że nie wszędzie można mieć te same wymagania. Dlatego też inaczej patrzy się na słaby klub w Serbii niż w Belgii. Nie wymaga się tych samych rzeczy.
Adam: A pytałaś się, jak się czujemy (śmiech). Kiedy wróciliśmy, doszedłem do wniosku, że pierwsze 2-3 dni tak naprawdę przyzwyczajałem się do życia na miejscu, bo życie w trasie jest zupełnie inne. Przypomniałem sobie scenę ze „Skazanych na Shawshank”, gdzie bohater grany przez Freemana mówi, że ludzie wychodzący po wielu latach z więzienia nie potrafią już żyć na zewnątrz. Czułem się tak samo.
Przemek: A to i tak była dosyć krótka trasa!
Nie odczuwacie nagłej pustki po powrocie do domu?
Maciej: Jesteśmy dosyć zajętymi ludźmi. Jak tylko wróciliśmy, zabraliśmy się za pracę w studiu (Nebula Studio – przyp. red.), które cały czas budujemy. Nie ma czasu się zanurzyć w tym spokoju.
Przemek: Ostatnio rozmawiałem ze znajomym, który też był długo w trasie i mówił, że po powrocie musiał wyhamować z imprezami. Mnie to zawsze bawi. My raczej zaszywamy się w domu. Zresztą na naszych trasach nic takiego się nie dzieje, to jest głównie czekanie.
Adam: Siedzenie, granie w gry. Głównie relaks. Ja w trasie wypoczywam.
Czy trasa polska będzie łatwiejsza? Czujecie, że rozgrzewkę macie już za sobą?
A: Z jednej strony tak, z drugiej polska trasa jest bardziej stresująca. Publika jest „nasza”, to oni jako pierwsi docenili to, co robimy tutaj, na naszym podwórku. W Polsce jest większa trema, jesteśmy bardziej spięci. W Europie zdarzają się koncerty, gdzie przychodzi dużo ludzi, ale jest też sporo miejsc, gdzie nie wiemy, czego się spodziewać. Czasami wchodząc na scenę, nie wiemy, czy ktoś nas w ogóle zna, czy może ludzie są tu przypadkowo. W Polsce przychodzą konkretnie dla nas, jest inne podejście.
Myślałam, że to trasy poza Polską są bardziej stresujące. Macie na barkach jeszcze reprezentowanie naszego kraju.
M: Na pewno jest nadzieja, że może tym razem przyjdzie więcej osób. Na pewno też mamy sobie więcej do udowodnienia. Moim zdaniem, z tak alternatywną muzyką nie jesteśmy w stanie już więcej zdziałać. Na Juwenaliach raczej nie zagramy. To nie są dźwięki dla masowego odbiorcy. Kto wie, może to się kiedyś zmieni. Fajnie by było osiągnąć poziom rozpoznawalności jak w Polsce czy Rumunii, o to walczymy. Żeby w Europę można było jechać ze spokojem, który w Polsce już jest.
Czego fani mogą się spodziewać po nadchodzących koncertach?
M: Będziemy grać dwa bardzo stare numery z pierwszej płyty, których nie graliśmy prawie w ogóle. Na Facebooku fani upominali się o te utwory, więc powinni być zadowoleni.
P: Generalnie nie będzie dużej różnicy poza tym, że na scenie wystąpimy wszyscy razem. Adam wrócił do zdrowia.
A: Tak, co wieczór będę wyskakiwał z tortu! (śmiech)
Wszystko już macie zaplanowane. Po zakończeniu trasy wchodzicie od razu do studia, w przyszłym roku nie gracie żadnych koncertów, a w 2019 wychodzi kolejny album.
M: To prawda. Ewentualnie zagramy jakieś koncerty z okazji dziesięciolecia działalności, która stuknie nam w styczniu.
Adam: Jezus Maria…
M: Może to będzie jeden koncert… nie wiemy jeszcze, jak to uczcimy. Na pewno 11 miesięcy będziemy robić nową płytę.
Macie jakiekolwiek plany, wizje dotyczące kolejnego albumu?
Wszyscy: nie!
Pytam, ponieważ poprzednie albumy w wersji finalnej odbiegały od początkowych zamierzeń. Tak było np. z „Earthshine” (album wyprodukowany przez Zbigniewa Preisnera – przyp. red.) – na początku miał się tam znaleźć wokal?
A: Pierwszą propozycją Pana Preisnera było to, że napisze muzykę, którą my zagramy swoim brzmieniem, a wokalistką będzie Lisa Gerrard z Dead Can Dance. Strasznie się zajaraliśmy, tym bardziej, że Preisner przyszedł do nas przed koncertem, który graliśmy na przeglądzie Knock Out. Zespoły walczyły o to, żeby zagrać na festiwalu. Po tym spotkaniu byliśmy tak naładowani, że weszliśmy na scenę na luzie i wygraliśmy!
P: Potem okazało się, że będzie to wyglądało inaczej – materiał będzie nasz, Lisa się wykruszyła. Pan Preisner miał nas tylko wyprodukować, ale ostatecznie dorzucił coś od siebie. Wcześniej spytał, czy może dodać kilka swoich akcentów. Pamiętam, że długo się nad tym zastanawiałem – w końcu to ingerencja w twoje dzieło. Ale brat mi wtedy powiedział „Aj Przemek, będziesz miał co wnukom opowiadać!” (śmiech).
Jak układała się współpraca z Preisnerem?
M: Pan Preisner jest trudnym człowiekiem. Trzeba było mocno przemyśleć jak go podejść, jak mu przekazać pewne kwestie.
P: Wiesz, on do tej pory pracował z osobami typu Leszek Możdżer, David Gilmour…
A: … a tutaj nagle wpada mu czterech kolesi, którzy sami uczyli się grać na instrumentach!
M: Musieliśmy wypracować wspólny grunt, bo z całym szacunkiem dla pana Preisnera – zdawaliśmy sobie sprawę, że nie kuma rock and rolla. Trzeba było spotkać się w połowie drogi, żeby on od nas też się czegoś nauczył – że gitary muszą mieć przester, a bębny muszą być głośne.
Z perspektywy czasu jesteście zadowoleni z „Earthshine”?
P: Bardzo lubię ten album i niczego nie żałuję, ale wydaje mi się, że więcej ta współpraca by nam dała, gdyby odbyła się za kilka lat. Podejrzewam, ze wtedy bardziej byśmy ją docenili. Wtedy słuchaliśmy przecież bardzo dużo metalu.
A: To prawda – słuchaliśmy dużo metalu, a nagraliśmy bardzo delikatną płytę.
P: Gdzieś tam było spięcie – jego podejście jak do muzyki filmowej i nasza młodzieńcza werwa i piwnica z przesterami.
A: Płyta jest delikatna, dzięki czemu mam wrażenie, że jest dosyć oryginalna w brzmieniu, jeżeli chodzi o ten gatunek. Jest bardzo filmowa.
M: Z trzech pierwszych naszych płyt ta broni się najlepiej, najmniej się starzeje. Generalnie, jak będę starym dziadem, na pewno właśnie tego albumu będę słuchał najchętniej. Przynajmniej z tych, które nagraliśmy do tej pory.
A: Wtedy mieliśmy też największy skok, jeżeli chodzi o naukę. Wiele się nauczyliśmy, od tamtej pory kładziemy ciężar na melodie – tego nas nauczył Preisner.
Wcześniej faktycznie byliśmy dzieciakami, które lubiły napierdalać metal, a potem zaczęliśmy grać bardziej melodyjnie.
Ostatni album nagraliście bez producenta. Nie żałowaliście tej decyzji?
A: Nie! Gitary i klawisze nagrywaliśmy tutaj, więc nie martwiliśmy się o czas. Szukaliśmy, dopóki nie znaleźliśmy. Energia była super, wreszcie mieliśmy czas.
P: Czas, ale też pewność siebie.
M: Mamy już kilka płyt za sobą. Ja jestem zawiedziony mocno trzecią płytą, jeżeli chodzi o pracę z producentem. Więc decyzja, którą podjęliśmy, wynikała z tego, że czasem zespół wie lepiej, jak coś zrobić – jeżeli oczywiście ma odpowiednią wiedzę techniczną. Numery z trzeciej płyty wypadają na żywo o wiele lepiej, bo na albumie nie ma tej energii, która w tych utworach przecież jest. Dlatego przy czwartej płycie nie chcieliśmy się w to ładować. Nie chciałem znaleźć się w sytuacji, gdzie będę szukał fajności w tej płycie już po jej nagraniu. Widzę po reakcjach ludzi i po sprzedaży albumów, że trzeci album jest rzeczywiście najsłabiej odebranym z naszych krążków. Pomimo że uważam, że ten materiał nie jest najsłabszy. Trochę szkoda.
Czyli kolejny album też nagracie bez producenta?
M: Myślę, że bez. Ewentualnie znajdziemy osobę do miksów, która będzie dobrana idealnie pod materiał, który nagraliśmy.
Zobacz najbliższe daty koncertów Tides From Nebula.
Co państwo na to?