This is The Kit: pierwszoligowy songwriting z drugiej ręki
>> Read the interview in English.
Kate Stables, czyli This is The Kit, od lat cieszy się uwielbieniem tuzów indie. Jedną z kluczowych postaci, które stale z nią współpracują, jest Aaron Dessner z The National. Stables jest też oczkiem w głowie DJ-ów z BB6 Music. Choć nagrywa mniej więcej od 2003 roku, 12 lat musiała czekać na to, by dostrzegła ją szersza publiczność. Wtedy wyszedł jej trzeci album studyjny „Bashed Out”, a piosenka tytułowa znalazła się w soundtrackach seriali „Grace i Frankie” i „Słodkie kłamstewka”. W 2017 roku Stables wydała, nakładem Rough Trade, longplay „Moonshine Freeze”. Songwriting This is The Kit, i to od czasu debiutu, przypomina przypatrywanie się mrówkom przez lupę. Fajnie jest wiedzieć, że niektórzy nie wyrastają z brania na warsztat swoich obserwacji na temat najmniejszych części składowych świata – takich jak na przykład zapach grzybów. I że zamykając te obserwacje w wersach swoich piosenek, potrafią oddać tak złożone uczucia, jak chociażby lęk.
Martyna Płecha: Twój pierwszy album „Krülle Bol” ukazał się w 2008 roku, ale wciąż nazywają cię „wschodzącą gwiazdą współczesnego folku”. Jak się z tym czujesz?
Kate Stables: Nie mam nic przeciwko. To po prostu określenie, którego ludzie używają z jakichkolwiek powodów. Zawsze mogło być gorzej!
To chyba dobry moment na to, żeby Cię zapytać o to, jak sama opisałabyś swoją muzykę. Wiem, że nie masz problemu z tym, że określają Cię folkową singerką-songwriterką, ale założę się, że jest lepsza definicja.
Hmmm, zastanówmy się. To pewien rodzaj songwritingu z drugiej ręki, z rozbieganymi, niespokojnymi, wiercącymi się wokalami, warkotliwym fingerpickingiem i beztroskim, nonszalanckim brzdąkaniem.
Punktem zwrotnym w Twojej karierze było wydanie w 2015 roku albumu „Bashed Out”. Przypomina mi on Twój debiutancki longplay. Jak myślisz, dlaczego dopiero trzeci krążek sprawił, że stałaś się znana szerszej publiczności?
Dla mnie „Krülle Bol” jest jednak trochę inna niż „Bashed Out”. To bardzo ciekawe, że Tobie wydają się podobne. Może dlatego, że „Krülle Bol” to była płyta bardziej solowa, ewentualnie przewidziana na duet. Zespół nie był jeszcze wtedy dograny. Z kolei z „Bashed Out” było tak, że większość kawałków powstała w Stanach Zjednoczonych, członkowie zespołu nie mogli uczestniczyć w pracy nad nimi. Może dlatego brzmią one tak podobnie i tak różnią się od najnowszego albumu. W przypadku „Moonshine Freeze” wszyscy przez cały czas brali udział w tworzeniu krążka i pewnie dlatego brzmi on tak, jak brzmi. Dodałabym jeszcze fakt, że wciąż zmieniam się jako songwriterka. Powoli, małymi krokami. Ale zdecydowanie się zmieniam. Jeśli chodzi o drugą część pytania, o to tę szerszą publiczność, to pewnie stoi za tym kilka powodów. To trochę jak z migrenami, które są zawsze kombinacją kilku różnych rzeczy dziejących się w tym samym czasie. Nie ma jednego powodu. W przypadku „Bashed Out” najpewniej chodziło po pierwsze o to, że był to już trzeci album, więc więcej osób wiedziało o nas niż przy debiucie. Po drugie Aaron Brooking Dessner wyprodukował album, więc jego fani poświęcili nam uwagę. Po trzecie wydaliśmy to we wspaniałej wytwórni Brassland, a oni odwalili kawał dobrej roboty.
Myślisz, że sukces pojawił się, kiedy byłaś na niego gotowa?
Czy da się w ogóle zdefiniować „sukces”? I czy cokolwiek dzieje się akurat wtedy, kiedy jesteśmy na to gotowi? Rzeczy się po prostu dzieją, a ty radzisz sobie z nimi najlepiej, jak potrafisz w tym czasie. Jeśli masz szczęście, to uczysz się, a to, czego się nauczyłeś, wykorzystujesz następnym razem.
Na Bandcampie możemy przeczytać, że This is The Kit to projekt muzyczny Kate Stables i kogokolwiek, kto do niej dołączy. Lista muzyków, którzy z Tobą współpracowali, jest imponująca. Są na niej: John Parish, Jim Barr, Aaron Dessner, Matt Barrick, Ben Lanz i wielu innych. Jak oni na Ciebie wpłynęli?
Wydaje mi się, że tak samo, jak zrobiłby to ktokolwiek inny. Każdy, kto z kimś współpracuje, czy to na polu muzycznym, czy innym, pozostaje pod wpływem tej osoby. Ja kocham pracować z ludźmi, których kocham i których muzykę kocham. Ale uwielbiam też nagrywać z nowymi ludźmi, z których muzyką i osobowością muszę się jeszcze zapoznać. Zawsze uczysz się od tych, z którymi pracujesz. Nie ważne, jak dobrze ich znasz. Tym, co jest dla mnie ważne, jest wymiana.
Jest ktoś, z kim chciałabyś jeszcze pracować?
O matko, to tak wiele osób! Z przyjemnością pewnego dnia ponagrywałabym z Richardem Dawsonem. Także z Borisem Gronembergerem, Guyem Garveyem, Elg, Rachel Sermani, Jamesem Mathe’em z Barbarossy, Miną Tindle, Castusem… Jest tego więcej!
Kiedy słucham „She Does”, wydaje mi się, że więzi między Tobą a innymi kobietami są dla Ciebie ważne. Które kobiety najmocniej Cię inspirują?
Bardzo trafna obserwacja. W życiu prywatnym, to oczywiste, to członkinie mojej rodziny – moja siostra bliźniaczka Emily, moje starsze siostry Annie i Jane, moja mama, która wychowała dwie pary bliźniaków i przeżyła, moje niesamowite ciotki, babcie. Poza nimi to Rozi Leyden, Catherine Hershey, Rasha Shaheen, Mary Hickson. Ta lista mogłaby się nie kończyć! Poza tym są też kobiety, których nigdy nie spotkałam, ale które uważam za ogromnie inspirujące: Beyoncé, Ursula Le Guin, Moe Tucker, Patti Smith, Björk, PJ Harvey, Gillian Welsh. Są ich setki!
Przez Twoje piosenki bardzo często przewijają się takie słowa jak „zmaganie się”, „uciekanie”. Towarzyszą im słodkie dźwięki.
Tak. Często ludzie biorą moją muzykę za uroczą. Oczywiście mają do tego prawo. Ale piszę też o ludzkich rozterkach, zmaganiach. I o tym, jak ciężkie może być zwykłe życie.
Jakie zmiany zaszły w Tobie na przestrzeni lat, które oddzielają od siebie debiutancką płytę i „Moonshine Freeze”?
Zauważyłam, że coraz bardziej pociąga mnie bawienie się rytmem i powtarzającymi się, choć nierównymi motywami. Myślę też, że struktura moich piosenek jest mniej prosta niż kiedyś. Ale nie dużo. Wciąż to wszystko jest całkiem proste.
Pochodzisz z Wielkiej Brytanii, żyjesz w Paryżu. Myślisz, że w Twojej muzyce słychać francuskie wpływy?
Myślę, że to zależy od tego, czyje uszy jej słuchają.
Polecisz nam jakichś lokalnych wykonawców?
Jasne! Część z nich to Belgowie, ale posłuchajcie Hyperclean, Aquaserge, Kidsaredead, Halo Maud, Francois and the Atlas Mountains, Elg, Catherine Hershey, Mina Tindle, Cabane, Castus, Stromae, Soy un Caballo, J.P. Nataf, Arlt, V.O.
Jest jakaś szansa, ze zobaczymy Cię w Polsce?
A: Ależ tak! Polska jest na szczycie mojej koncertowej listy życzeń.
This is The Kit: first league jumble sale songwriting
Kate Stables under her This is The Kit moniker, is the favorite of the biggest indie music stars. One of the key figures that constantly works with her is Aaron Dessner from The National. Stables is also the apple of BB6 Music journalists eye. Although she has been recording more or less since 2003, she had to wait 12 years to be seen by a wider audience. At that time her third studio album came. It is called „Bashed Out” and the title song was included in the soundtracks of the series „Grace and Frankie” and „Pretty Little Liars”. In 2017, Stables released, by Rough Trade, her fourth longplay „Moonshine Freeze”. We had an opportunity to talk with her about her albums, being succesful musician and who is she listening to right now.
Martyna Płecha: Your first album “Krülle Bol” came out in 2008, but you are still called a “rising star of contemporary folk”. How do you feel about that?
Kate Stables: I don’t mind. That’s just what people choose to write for whatever reason. It could be worse!
M.P.: And now is the moment when I have to ask how would you describe your music? I know you have no problem with calling yourself a folk singer-songwriter, but I bet that there is a better definition.
K.S.: Mmh, let me see. Kind of jumble sale songwriting. With fidgety vocals, droney finger picking and chuggy strumming.
M.P.: The turning point in your career was the release of the album “Bashed Out” in 2015. It is quite similar to your debut LP. What do you think – why the third one made you known to a wider audience?
K.S.: I find “Bashed Out” quite different from “Krülle Bol” but it’s interesting that you find them similar. Maybe it’s because “Krülle Bol” was more of a solo/duo album. The band wasn’t quite established at that point. And with “Bashed Out”, most of the album was made in the US with the band unable to participate. So maybe that’s why they sound similar. And maybe that’s also why they sound different to the most recent album. The whole band was present for the whole making of “Moonshine Freeze” so that’s probably why it sounds like it does. That and the fact that I keep changing as a songwriter. Slowly and in small ways. But definitely still changing. As for the question of the wider audience. It’s probably because of a few reasons. Kind of like migraines. Always a combination of a few different factors happening at the same time. No one single reason. In case of “Bashed Out” it was probably things like:
1)the fact that the project was already three albums old so more people had heard of us than with the first album;
2)Aaron Brooking Dessner produced it, so his fans sat down and paid attention;
3)we released it with a brilliant record label called Brassland who did an amazing job and worked really hard.
Things like that.
M.P.: Do you think that success appeared when you were ready for it?
K.S.: Well, shall we define success? And when does anything ever happen when we’re ready/not ready? Life happens and you deal with it to the best of your abilities at the time. And if you’re lucky you learn from it and get to use what you’ve learned next time.
M.P.: We can read on Bandcamp that “This Is The Kit is the musical project of Kate Stables and whoever joins her”. The list of musicians who have worked with you for years is impressive. You had John Parish, Jim Barr, Aaron Dessner, Matt Barrick, Ben Lanz and many others. How do the people you work with affect you?
K.S.: The same as anyone else I guess. Anyone who works with anyone else (be in in music or any other field) gets affected by their colleagues. For me, I love working with people who I love and whose music I love. But I also love working with new people whose music and personalities I have yet to encounter. You always learn new stuff from working with people. No matter how well or little you know them at the start of the project. That is what is important to me; the exchange and the learning.
M.P.: Is there anyone else you would like to cooperate with?
K.S.: Gosh so many. I would love to work with Richard Dawson one day. Also Boris Gronemberger, Guy Garvey, Elg, Rachel Sermani, James Mathe from Barbarossa, Mina Tindle, Castus… There are just loads!
M.P.: When I listen to “She Does”, it seems to me that the bonds between you and other women are important to you. Who are the most inspiring women in your life?
K.S.: Nicely observed. Well, in my personal life then there are the obvious ones like my family members. my twin sister Emily, my older sisters Annie and Jane, my mother (who had two sets of twins. pretty inspiring how she survived that) my amazing aunts, my grandmothers. But other women in my life I’m hugely inspired by are Rachael Dadd, Rozi Leyden, Catherine Hershey, Rasha Shaheen, Mary Hickson, the list could go on for ever! But then of course there are the women who I’ve never met but who I find ENORMOUSLY inspiring. People like Beyoncé, Ursula Leguin, Moe Tucker, Patti Smith, Bjork, PJ Harvey, Gillian Welsh… Again there are hundreds.
M.P.: And what about “struggling” and “running”, the two words, which are present on your albums? They are usually accompanied by quite sweet sounds.
K.S.: Yes. People often mistake my music for being “lovely” and happy. Which of course may well be the case. But I write also about human struggle. And how rough life can be. The usual.
M.P.: Starting with your first album and ending with the “Moonshine Freeze”, what changes do you see in yourself and your music?
K.S.: I think I’ve noticed that I’m more drawn to play with rythms and repetitive yet uneven patterns in my music than I used to be. And I think my song structure is slightly less simple than it used to be. But not much. It’s all still pretty simple.
M.P.: The female singer-songwriting scene is going well, do you have your favorites?
K.S.: Yes. Beyonce, Les filles de Illighadad and Rachael Dadd. That’s pretty much all I listen to these days.
M.P.: You come from Great Britain, you live in Paris. Do you think France is heard in your music?
K.S.: I think it depends whose ears are listening.
M.P.: Do you listen to local music? Are there any performers you can recommend to us?
K.S.: Local to Paris and France? Yes definitely, although some of these are belgian: Hyperclean, Aquaserge, Kidsaredead, Halo Maud, Francois and the Atlas Mountains, Elg, Catherine Hershey, Mina Tindle, Cabane, Castus, Stromae, Soy un Caballo, jp nataf, arlt, V.O…
M.P.: Is there a chance that we will see you in Poland?
K.S.: But yes! Poland is at the top of my touring wish list!
Co państwo na to?