Spirit Fest: croissanty, kawa, pomarańcze i oda do miłości
Większość piosenek, jakie docierają lub nie docierają do naszych uszu, powstaje z miłości, prawda? Te, które znalazły się na wydanym w listopadzie 2017 roku krążku stosunkowo nowo powstałej grupy Spirit Fest, wzięły się uczucia, jakim Markus Acher (Notwist, Lali Puna) darzy Tenniscoats – kultowy japoński duet tworzony przez Sayę i Takashiego Ueno. Oda do miłości, której równorzędnymi współtwórcami byli Saya i Ueno, powstała zimą 2016 roku w Monachium i jest wszystkim, czego potrzebujecie, żeby przetrwać tę zimę w miarę bezboleśnie. Te dźwięki są tak bezpretensjonalnie ciepłe, że otulą was spokojem. Poza Acherem, Sayą i Ueno, przy albumie pracowali także Mat Fowler (Jam Money), Cico Beck (Aloa Input, Notwist) i producent greckiego pochodzenia – Tadklimp. Markus Acher porozmawiał z nami o Spirit Fest.
>> Read the interview in English.
Martyna Płecha: Nagraliście album, który brzmi intymnie, choć byliście sobie obcy.
Markus Acher: Z Sayą i Ueno miałem okazję spotkać się raz, w Tokio. Spędziliśmy razem kilka godzin. Ich muzyki słuchałem od bardzo dawna, często wracałem do ich piosenek. W zasadzie byłem jedyną osobą, która znała wszystkich. Nie wiedzieliśmy, czy coś z tego wyjdzie, jednak natychmiast znaleźliśmy wspólny muzyczny język. To był wyjątkowy i wspaniały czas. Teraz mamy nowy zespół i nowych przyjaciół.
M.P: Nawiązała się między wami więź. Jak ona wygląda teraz?
M.A.: Kontaktujemy się przez e-mail; mamy nowe pomysły, nową muzykę i plany, by spotkać się ponownie. Zrobimy to. Cico i Tadklimpa widuję dosyć często, ale z Matem, Sayą i Ueno chciałbym spotkać się tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Wolę kontakt osobisty – cyfrowe pogawędki to słaby substytut.
M.P.: Wiem, że mieliście własne szkice piosenek, które chcieliście wykorzystać w Spirit Fest, ale część z nich powstawała w duetach.
M.A.: Napisałem „Rain Rain” i „River River”, mając z tyłu głowy to, co robili Tenniscoats. Także w „To the Moon” jest jedna część, którą stworzyłem sam, resztę skomponowaliśmy razem. Saya i Ueno także przynieśli ze sobą piosenki, melodie i akordy. Była między nami tak wielka otwartość i zaufanie, że niemalże wszystkie partie wokalne, teksty i aranże wzięły się ze wspólnego grania i śpiewania. Większa część tego, co słyszysz, została zagrana i nagrana w małym mieszkaniu przez nas wszystkich. Wiele rzeczy komponowaliśmy w jednej chwili, co pozwoliło uchwycić tę niezwykłą konstelację ludzi w pewnym miejscu i w pewnym czasie. To udało się może nawet bardziej niż w przypadku innych projektów, w które byłem dotąd zaangażowany.
M.P.: Kłóciliście się czasem o to, jak wyglądają poszczególne piosenki?
M.A.: Nie, niespecjalnie.
M.P.: Podoba mi się to, że w waszych stosunkowo prostych kawałkach jest zawarty spory ładunek emocjonalny. Pamiętasz jakieś wydarzenia, być może nawet osobiste, które wpłynęły na wasze spontaniczne pisanie piosenek?
M.A. Tak, działy się rzeczy, które wpłynęły na nagrania, ale przede wszystkim byłem niesamowicie ujęty i szczęśliwy, przebywając w jednym pokoju z Sayą i Ueno, robiąc z nimi muzykę, czasem po prostu tylko ich słuchając. No i fakt, że miałem obok siebie Matta, Cico i Tadklimba, moich trzech przyjaciół muzyków, których naprawdę lubię i podziwiam, sprawił, że to doświadczenie było jeszcze bardziej wyjątkowe.
M.P.: O czym śpiewa Saya, kiedy śpiewa po japońsku?
M.A.: O wielu rzeczach… Nie mówię po japońsku, więc wiem tylko to, co mi wyjaśniła. „Hituri Matsuri” jest o duchu, który w nocy chodzi po domach i śpiewa komuś piosenkę. „Mikan” opowiada o krojeniu pomarańczy i myśleniu o rodzinie, która jest daleko. „Nambe Gai” jest z kolei o marzeniu o wyprawie do Ameryki Południowej. Wiele można wyciągnąć z samej muzyki, nie trzeba rozumieć słów. Jest tam coś, czego słowa nie oddadzą.
M.P.: Wasze sesje zaczynały się od śniadania. Co takiego jedliście, że pozwoliło Wam zachować lekkość grania?
M.A.: Jedliśmy croissanty, pomarańcze i piliśmy kawę. Było dużo kawy i dużo croissantów.
M.P.: Towarzystwo było zdecydowanie multi-kulti. Jak to wpłynęło na muzykę?
M.A.: Myślę, że to skąd pochodzisz zawsze jakoś wpływa na muzykę, jednak naszą ideą nie było stworzenie multikulturowego projektu. Każdy z zaangażowanych muzyków próbował przekroczyć granice i tradycje i wcale nie chciał być reprezentantem danej kultury.
M.P.: Jak wiele niemieckiego ducha jest na tej płycie? Wiem, że inspirująca była dla was Izara.
M.A.: Izara to piękna rzeka. Jeździliśmy wzdłuż niej co rano, żeby dojechać do studia. Myślę, że był tam pewien krautrockowy feeling, ale nie pochodził wyłącznie od dwóch Niemców znajdujących się w zespole.
M.P.: Będziecie kontynuować współpracę?
Tak, zdecydowanie. Podczas grudniowej trasy koncertowej nagraliśmy nowe piosenki. Niebawem zaczniemy nad nimi pracować. No i w tym roku znów chcemy wyjechać w trasę.
Spirit Fest: croissants, coffee, oranges and an ode to love
Most of the songs that reach or do not reach our ears arise out of love, right? The ones that you can find on the album by this newly created group called Spirit Fest came from Markus Acher’s (Notwist, Lali Puna) love for Tenniscoats – cult Japanese duo created by Saya and Takashi Ueno. An ode to this love, co-created by Saya and Ueno themselves, was recorded in winter 2016 in Munich and is everything you need to survive this winter as painlessly as possible. These sounds are so unpretentiously warm that they wrap you in peace. In addition to Acher, Saya and Ueno, Mat Fowler (Jam Money), Cico Beck (Aloa Input, Notwist) and Tadklimp, a producer of Greek origin, also worked on the album. This is what Markus Acher told us about Spirit Fest.
Martyna Płecha: You have recorded an album that is intimate, although it is made by strangers. Was it the effect of love at first sight?
Markus Acher: I met Saya and Ueno once, we spent a couple of hours in Tokyo, but I had already known their music for a long time and I often listened to some of their songs. But yes, I was the only person who knew everyone involved in the project and we weren’t sure if it would work at all. But it turned out that there was a common musical language immediately. It was a special and wonderful time, and now we have a new band and new friends.
M.P.: I assume that some kind of bond has grown between you. What do your contacts look like now when the album has been released?
M.A.: We stay in contact via e-mail. There are new ideas and plans to meet together again. We will. I see Cico and Tadklimp quite often anyway, but with Mat, Saya and Ueno I will try to meet as soon as possible. It’s better to meet in person, digital talk is no substitute.
M.P.: I know you had song sketches that you intended to use in Spirit Fest, but you have written some of the texts in duets as well.
M.A.: I had written “Rain Rain’” and “River River” with the Tenniscoats in mind. Also in “To the moon” there is one part I had already composed, the other we composed together. Saya and Ueno also brought songs and melodies and chords. But there was also great openness and trust, so basically parts and texts, and all arrangements developed from playing and singing together. Nearly everything you hear was played and recorded in this small apartment by all of us together, many things were composed in the moment and captured this special constellation of people at this time and place. Maybe more than on any other record I’ve been involved with so far.
M.P.: Did you sometimes argue about the shape of the songs?
M.A.: No, not really, actually…
M.P.: I love the fact that your quite simple songs carry a large emotional charge. Do you remember any events, maybe personal, that have influenced your spontaneous songwriting?
M.A.: For my part, there were private things happening before that influenced the recordings, but most of all I was so touched and happy to be in one room making music with Saya and Ueno, and just listening to them play. And to have Mat, Cico and Tadklimb around, three friends and musicians I really like and admire, and who made this even more special.
M.P.: What Saya is singing about when she sings in Japanese?
M.A.: All kinds of things. I don’t speak Japanese, so I only know what she explained to me. “Hituri Matsuri” is about a spirit, who walks over houses at night and sings a song for someone, “Mikan” is about cutting oranges and thinking about the family far away. “Nambe Gai” is about wanting to go to South America. But you also understand a lot from the music, without understanding the words. Something the words cannot say.
M.P.: I know that your sessions always started with breakfast. What did you eat that helped you keep your recordings light?
M.A.: We ate croissants, oranges and coffee. Lots of coffee, lots of croissants.
M.P.: The company was multicultural. How did your cultural backgrounds influence the music?
M.A.: I think where you’re from always somehow influences the music, of course, but having a multicultural project was not the idea at all… Every one of the musicians involved tries to transcend borders and traditions, and doesn’t want to be a representative of a certain culture.
M.P.: And how much of the german spirit is present on the album? I know that Izar was inspiring.
M.A.: The Isar is a beautiful river. We drove along it every morning to get to the studio. I think a certain “krautrock-feel” was certainly there, but this didn’t just come from the two Germans involved.
M.P.: Will there be a continuation of your collaboration?
M.A.: Yes, definitely. While touring last December we have already recorded new songs that we will work on soon, and we also want to tour again this year.
Co państwo na to?