
Smith & Burrows: pudełko pełne wspomnień, które w każdej chwili może wybuchnąć
Tom Smith, wokalista Editors, i Andy Burrows, kiedyś członek Razorlight, spotkali się w 2005 roku na Glastonbury. I natychmiast zrodziła się pomiędzy nimi więź. To, że ich drogi się zejdą, było oczywiste. To, że będą razem grać już trochę mniej. W 2011 Smith & Burrows, bo tak się nazwali (lubię tę nazwę, natychmiast odsyła mnie do kawałka Silver Jews „Smith and Jones Forever”), wydali debiutancką świąteczną płytę „Funny Looking Angels”, a 10 lat później wypuścili w świat album o jakże zadziornym tytule „Only Smith & Burrows Is Good Enough”. To właśnie przy okazji premiery tego krążka, kipiącego mieszaniną radosnych melodii i refleksyjnych tekstów, mieliśmy okazję porozmawiać z Andym Burrowsem.
Martyna Płecha: Jako członek Razorlight grałeś na największych scenach, jako Andy Burrows, ale w różnych wcieleniach, występowałeś w bardziej kameralnych miejscach. Jak wyobrażasz sobie koncerty Smith & Burrows?
Andy Burrows: Rozmawialiśmy o tym z Tomem. Chcielibyśmy zaczynać koncerty najpierw sami, jako duet, a potem, z biegiem piosenek, włączać w nie kolejnych muzyków. Tak, żeby kulminacja show przypadała na sam jego koniec. Nie wiemy jednak, dokąd poprowadzi nas los. W planach na 2021 rok mamy kilka gigów, ale zobaczymy, czy się odbędą. Marzymy o graniu dla publiczności, to na pewno.
Plan na tę rozmowę jest taki, że ja będę sięgać do piosenek z waszego drugiego albumu i podpytam cię o kwestie związane z pochodzącymi z nich frazami. Zacznijmy od kawałka numer dwa, czyli „Spaghetti”. Jakie jest twoje ulubione danie z makaronem?
Kocham wszystkie, ale szaleję za ravioli! (śmiech)
Bohater tej piosenki to ktoś, kto oszczędza sobie oglądania wieczornych newsów. Jak jest z tobą?
Staram się nie omijać wiadomości, a to oznacza, że ta piosenka nie jest o mnie!
A o Tomie?
Chyba trochę tak. W niektórych częściach ta piosenka wydaje mi się biograficzna. Natomiast wracając do newsów, to oglądam je zarówno przed snem, jak i o poranku. Traktuję je trochę jak biały szum.
Przejdźmy do „Old TV Shows” (“It’s over like top of the pops/Just a day the time’s had its way with/Over and over we’d lay/Memories like old TV shows”). Jakie obrazy przewijają Ci się przed oczami, niczym programy telewizyjne z przeszłości?
Ten numer napisałem, wracając pamięcią do rozwodu moich rodziców. To bardzo smutna piosenka. Aż bolesna. Choć początkowo brzmi, jakby miała podnosić na duchu, szybko zmienia charakter. Ta paralela, pomiędzy starymi programami telewizyjnymi, zwłaszcza „Top of the Pops”, a tym, jak się czułem kiedyś… No cóż, jestem bardzo sentymentalny, mam w głowie pudełko pełne wspomnień, które w każdej chwili może wybuchnąć.
Czas na “Bottle Tops”, chyba mój ulubiony kawałek, i frazę “We don’t get a broken heart and take my life and just restart it”. Jak często czułeś, że chciałbyś zacząć swoje życie od nowa?
Teraz jestem szczęśliwy, ale nadal bywają okresy, w których chciałbym zacząć jeszcze raz. Choć brzmi to trochę drastycznie, to wydaje mi się, że to uczucie jest czasem potrzebne. Co prawda trzeba czuć się zagubionym, żeby chcieć zaczynać od nowa, ale czasem wszyscy potrzebujemy świeżego startu. Cieszę się, że podoba ci się ten numer. Jest jednym z najmłodszych na płycie.
Zostańmy jeszcze przy „Bottle Tops” (“Holiday was for making friends you know you’re never ever gonna see again/But then the heart feels something that stays with you forever”). Masz takich ludzi, którzy sami nie zostali na zawsze, ale coś z nich tak?
Tak, to był mój sąsiad, artysta David Thomas. Miałem 17 lat. Na zawsze zapamiętam, jak stałem przed drzwiami z kopertą, w której były wyniki moich egzaminów, nie zdałem ich na szóstkę i martwiłem się, co dalej. Powiedział mi wtedy, żebym przestał przejmować się zawartością koperty, bo czeka mnie świetlana przyszłość. To było bardzo miłe, bo bałem się, co powiedzą moi rodzice. Ten komentarz został ze mną na zawsze i był podwaliną mojej pewności siebie.
A o kim myślisz, że mógłby wrócić do twojego życia?
O dziadku. Minęło już trochę czasu, od kiedy odszedł. Tracimy takich ludzi zbyt wcześnie, by móc czerpać garściami z ich mądrości.
I żeby korzystać z tego, że kochają nas inaczej niż rodzice.
Dokładnie tak. Zdrowie dziadków!
Kiedy bywasz najgorszą wersją siebie, a kiedy najlepszą? Nawiązuję tu luźno do słów “When I’m in bits, I’m a better man” z “All The Best Moves”.
Najgorszy jestem wtedy, kiedy dopada mnie lęk. Wtedy zaczyna się przytłaczający overthinking. Wszystko, dosłownie wszystko, trafia do mojej głowy. A najlepszy kiedy mam przy sobie córki. Bycie z nimi dodaje mi najwspanialszej energii.
A nadal bywasz wobec siebie krytyczny? Pamiętam, jak przeczytałam kiedyś, że miałeś spore kompleksy z powodu niskiego wzrostu i dopiero bycie w Razorlight pomogło ci się z nimi uporać.
Wciąż jestem wobec siebie krytyczny, ale nad tym pracuję. Naprawdę ciężko. Uważam się za osobę pozytywnie nastawioną do życia, ale wiesz jak to jest – najlepiej czujesz się, kiedy towarzyszy ci pewność siebie. Czasami się potykam, ale ciężko pracuję i obiecuję, że nie przestanę pracować. Być może nigdy nie dotrę do celu, ale będę próbował. Jako osoby dorosłe powinniśmy mieć wypracowane mechanizmy radzenia sobie z trudnościami, coś, na czym moglibyśmy polegać. W końcu nasze zmagania trwają od najmłodszych lat.
A jak to jest z byciem krytycznym wobec innych?
Kiedy surowo oceniasz siebie, to samo robisz z innymi. Często tak mam. Zastanawiam się, czy to dlatego, że nieustannie porównujemy się z innymi, czy też może dlatego, że patrząc na nich nieprzychylnie, sami zyskujemy lepsze mniemanie o sobie. W każdym razie to nic zdrowego!
Masz jakiś sposób na radzenie sobie z tym?
Myślę, że najlepiej przyjąć do wiadomości, że każdy ma za sobą jakąś historię. W tych ludziach dzieje się czasem o wiele więcej niż nam się wydaje. Warto być otwartym i wyrozumiałym.
Co państwo na to?