
Sin Fang, Sóley, Örvar Smárason: Islandzkie supergwiazdy połączyły siły
Na Islandii narodziła się supergrupa. Sindri Már Sigfússon (Sin Fang, Seabear), Sóley i Örvar Smárason (múm, FM Belfast), mając na koncie dopiero co wydane albumy, zatęsknili za wyzwaniem, jakim jest eksperymentowanie z muzyką wyłącznie dla zabawy. I tak oto postanowili spędzać ze sobą po trzy dni w miesiącu przez cały rok. W tym czasie powstawały piosenki, dla których chyba najtrafniejszym określeniem będzie „futurystyczny pop-folk”. Zapisem spotkań jest wydany na początku grudnia 2017 roku przez berlińską wytwórnię Morr Music longplay o tytule „Team Dreams”. Örvar Smárason opowiedział nam o szczegółach projektu.
>>> Read the interview in English.
Martyna Płecha: Jak to jest być islandzką supergrupą?
Örvar Smárason: Zabawnie. Oczywiście idea supergrupy sama w sobie jest na tyle komiczna, że nie traktujemy tego, że tak nas nazywają, zbyt poważnie.
M.P.: A dlaczego nie macie nazwy?
Ö.S.: Doszliśmy do wniosku, że w ten sposób nasz projekt będzie lepiej reprezentowany. W rzeczywistości chodzi w nim bardziej o współpracę naszej trójki niż o to, że powstał nowy zespół. Pomiędzy sobą określamy się „Dream Team” i to chyba właśnie stąd pochodzi nazwa płyty.
M.P.: Intryguje mnie fakt, że zdecydowaliście się improwizować, ale jednocześnie dobrze się znaliście. Efekt końcowy jest piękny, ale czy – dla dobra idei eksperymentu – nie zastanawialiście nad tym, czy nie warto byłoby spróbować z kimś, kogo zupełnie nie znaliście?
Ö.S.: Kiedy rozpoczęliśmy współpracę, nie wiedzieliśmy, czego się po niej spodziewać. Wyobrażaliśmy sobie, że efekt końcowy będzie bardziej eksperymentalny, ale na koniec okazało się, że większość piosenek jest w pewien sposób popowa. Myślę, że właśnie na tym polega piękno współdziałania – nie możesz go kontrolować ani przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie.
M.P.: Czy trudno jest znaleźć kogoś nowego na Islandii? Z jednej strony to niewielki kraj, z drugiej – bogaty w muzyków.
Ö.S.: Spotykam nowych ludzi niemal każdego dnia, więc nie może być aż tak mały. No i ciągle słyszę o nowych projektach muzycznych, wiele z nich jest całkiem dobrych.
M.P.: Jak wyglądały wasze spotkania?
Ö.S.: Czasami po prostu piliśmy wspólnie kawę i zapisywaliśmy pomysły na kawałku papieru. Innym razem nie robiliśmy niczego. To wszystko było nieodłączną częścią próby stworzenia czegoś z niczego.
M.P.: Wasz album brzmi bardzo spójnie. Jakby troje ludzi mówiło jednym głosem. Czy musieliście zapomnieć o tym, że jesteście osobni? Czy mieliście lidera?
Ö.S.: Faktycznie – myślę, że to wszystko, co znalazło się na płycie, brzmi dziwnie zgodnie. To fantastyczne, że tak wyszło. Nie wydaje mi się, żeby projekt taki jak ten mógł funkcjonować, gdyby ktoś mu przewodził. Myślę, że robiliśmy coś całkowicie odwrotnego. Każde z nas jest świadome swojej kreatywnej strony, wierzymy też w to, w jaki sposób tworzymy muzykę sami, tak więc idea tego, by ktoś był „przyzwoitką”, nigdy nawet nie ujrzała światła dziennego.
M.P.: Co projektowi dał Sindri, co Sóley, a co Örvar?
Ö.S.: Myślę, że wszyscy daliśmy temu wszystko, co mogliśmy i naprawdę trudno byłoby wskazać, co pochodzi od kogo. Weźmy na przykład teksty – to wspaniałe, jak słowa, które pisaliśmy wspólnie, zdają się do siebie pasować. Fakt, że robiliśmy to wszyscy troje, znacznie je pogłębił.
M.P. Jak wasza relacja zmieniła się przez ten wspólny rok?
Ö.S.: Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
M.P.: Czy którakolwiek z piosenek ma jakąś szczególną historię?
Ö.S.: „Love Will Leave You Cold” to dziwny przypadek. Byliśmy bardzo zestresowani, kończąc prace nad nią, a ja skończyłem część swoich
wokali, nagrywając je na telefon w toalecie w samolocie. Na szczęście nie da się tego usłyszeć pośród powietrznych pejzaży dźwięków.

A supergroup was born in Iceland. Sindri Már Sigfússon (Sin Fang, Seabear), Sóley and Örvar Smárason (múm, FM Belfast) missed the challenge of experimenting with music only for fun. They decided to spend together three days a month for a whole year. At that time, songs were created, for which perhaps the most accurate term would be „fututist pop-folk”. Berlin-based label Morr Music released their longplay entitled „Team Dreams” in early December 2017. This is what Örvar Smárason told us about the project.
Martyna Płecha: What is it like to be an Icelandic supergroup?
Örvar Smárason: It’s fun. Of course the idea of a supergroup in itself is just quite comical, so we really don’t take this too seriously.
M.P.: Why this group does not have its own name?
Ö.S.: Well, we figured this would represent the project better than having an actual name for the band. Because in reality it’s rather a collaboration between the three of us than some sort of a new band. Between the three of us we kept calling the band „Dream Team” and I guess that’s where the name of the album comes from.
M.P.: I’m intrigued by the fact that you decided to improvise, to record one song in three days for a year, but at the same time you knew each other quite well. The end result is beautiful, but did you wonder if your experiment would be more experimental with someone completely new?
Ö.S.: When we went into the project we didn’t know what to expect really. I imagined that the results would definitely be more experimental, but in the end most of the songs turned out to be some sort of pop songs. But I guess that’s the beauty of this kind of collaboration, you can’t control it and you can’t foresee what happens.
M.P.: Is it hard to find someone new in Iceland? On the one hand, it is a small country, but on the other it is rich in musicians.
Ö.S.: I meet new people almost everyday, so it can’t be that small. And I hear about new musical projects all the time, many of whom are quite good.
M.P.: What your meetings looked like?
Örvar Smárason Sometimes we would just drink coffee and write things down on a piece of paper and in some cases we didn’t even do anything at all, but that’s all part and parcel of trying to make something out of nothing.
M.P.: Your album sounds consistent. As if three people were one voice. Did you have to forget about the fact that you are separate individuals? Have you had a leader?
Ö.S.: Yes, I really think it sounds strangely coherent as an album and it’s amazing that it was turned out that way. But I don’t think a project like this can function if someone tries to be a leader and I think we have done quite the opposite. All of us are relatively self-assured in terms of our creative side and we believe in our music individually, so the idea of someone needing to chaperon the project never really came up.
M.P.: What Sindri gave to the project? What Sóley? What Örvar?
Ö.S.: I guess we all gave it everything we could and it’s really hard to dissect which qualities came from who. Like for instance lyrics wise, it is amazing how the lyrics seem to fit together. Having the three of us writing them really made the scope deeper.
M.P.: How your relation has changed during this joint year?
Ö.S.: We are good friends.
M.P.: Please, tell me if any of the songs have a special story.
Ö.S.: “Love Will Leave You Cold” is a strange one, because we were really stressed in finishing it and I ended up recording some of my backing vocals on it into my phone in the toilet on an airplane. Luckily the song is so weird that you can’t hear it through the airy soundscapes.
Co państwo na to?