Rebeka: Kłopoty z czasem
Wydaliście drugą płytę. Jaka jest dziś Wasza pozycja na rynku muzycznym? Jak siebie sami pozycjonujecie? Pojawiliście się znikąd i niedługo potem pojawiły się komentarze, że wśród wielu polskich duetów synthpopowych jesteście najjaśniejsza gwiazdą (w tle zespół: Bo być może jesteśmy najstarsi – śmiech), naprawdę.
Iwona Skwarek: Każde z nas miało swoje życie: Bartek miała swój projekt B Szczęsny.
Bartek Szczęsny: Zagrałem na Selectorze, wydałem EPkę, remix Kamp!, ja miałam Hellow Dog, wszystko to jednak było świeżutkie i raczkujące, choć podczas jednego z koncertów powiedziałam, że gramy już trzynascie lat… i ktoś o tym napisał (śmiech). Jesteśmy z Poznania i tu od początku było duże zainteresowanie naszą twórczością. Wyprzedany koncert.
Czy jest zatem coś takiego, jak poznańskie środowisko artystyczne?
BS: Ja bym powiedział, że są po prostu artyści z Poznania, którzy mają kontakt, jeżdżą i spotykają się.
Jaka była pierwsza rzecz, którą zrobiłeś, kiedy zobaczyłeś to w mediach?
IS: Myślę, że to kwestia publiczności. Fajne i ważne jest, że np. festiwal taki, jak Spring Break jest w Poznaniu.
Jak zmieniła się wasza pozycja? Jak widzicie się teraz, jak widzieliście przed Helladą, jak widzicie to teraz? To pytanie o kontakt artysty z wielkim światem, który go albo promuje albo tłamsi. Kiedy Rebeka wystąpi na Sylwestrze Dwójki (śmiech)?
IS: Ja nie czuję się jeszcze częścią szołbiznesu (B: Powiedziałaś „jeszcze”! – śmiech). Dla mnie taka rozpoznawalność to bycie jak Krawczyk, Chylińska, Ewelina Lisowska. Nie do końca znam tę ostatnią (BB: Pierwsze słyszę), ale jednak są takie rzeczy jak Ściągamy niskie ceny… Pamiętam jak kiedyś alternatywny artysta grał na jakimś Sylwestrze i goście tej imprezy krzyczeli co to ma być!?, zagraj coś imprezowego!. Pewnie musiał poprzełączać jakieś presety, a ludzie są przyzwyczajeni do tego, że artysta grający z playbacku robi wszystko bez przerw… Szybciej, szybciej! Zaprosili go na jakąś imprezę, a jednak goście byli niezadowoleni, mimo że był to bardzo energetyczny imprezowy muzyk, do występów którego nietrudno zatańczyć. Na pewno przed „Helladą” siedzieliśmy w studiu Bartka i staraliśmy się zrobić najlepszą muzykę jaką mogliśmy. Miksowaliśmy „Melancholię” z sześć razy i myśleliśmy wciąż – o Boże, to jeszcze nie jest to.
BS: To działo się systematycznie i powoli, jeden singiel, drugi singiel. Trójka nas puściła. Schodek za schodkiem. To były takie małe kroczki, których było dużo. Czuję, że ciągle wchodzimy po schodkach, choć teraz jest moment, że zaczynamy biec. Być może Rebeka staje się większa, ale dla nas to jednak po prostu ciąg stopni, a może schody także rosną… Ale jaki będzie upadek (śmiech)?
Ta pozycja, w której jesteście, to coś pośredniego. Nie jesteście undergroundem, a zresztą to słowo jest dziś strasznie wyświechtane i nadużywane, nie jesteście też zespołem czysto komercyjnym. Być może papierkiem lakmusowym są tutaj technikalia powstawania płyty. Przy pierwszej płycie mieliście pewien rodzaj swobody, bo nikt się Wami nie interesował, więc mogliście szlifować materiał bez końca we własnym tempie. A jak to jest przy drugiej płycie? Bo pewnie już jakaś presja jest?
IS: Dla mnie robienie pierwszej płyty było ambicjonalne. Pamiętam jak powiedziałam – ta płyta jest taka piękna… a Bartek na to, że ta płyta jest raczej trudna i nie wiem co to będzie, ale nie będzie ona raczej bangerem.
BS: Ja byłem pewien, że na Helladzie są super rzeczy, miałem wewnętrzne przekonanie o wyjątkowości tego i wiedziałem, że to moje i Iwony przekonanie, ale nie wiedziałem co na to cały świat. Porównywałem to jednak do innych rzeczy, których słuchaliśmy i zdawałem sobie sprawę, że realnie istnieje duże ryzyko związane z tą płytą. Jest tam kilka hitów, jak na Davos, ale jest też kilka trudnych numerów. Jeśli twoje pytanie polega na tym, czy mieliśmy jakąś presję, ponieważ to jest druga płyta, to myślę, że nie. Przy drugiej płycie także myśleliśmy o muzyce i byliśmy na niej skupieni, ale różnicą było to, że mieliśmy konkretny termin i to spowodowało większy stres. Dostaliśmy jesienią pytanie czy zdążymy do końca grudnia skończyć, po to żeby można było dobrze zaplanować jej promocję. I patrząc na to, co mamy zrobione, powiedzieliśmy, że to wiele czasu i zdążymy. I nie wiem czy zdążyliśmy (śmiech).
IS: I w końcu się przedłużyło…
BS: Czyli w sumie nie zdążyliśmy.
IS: Oddaliśmy to, co trzeba, ale ja byłam chora i nie mogłam nagrywać wokali. Bartek powiedział: Iwona ja przecież nie mogę tego zmiksować, jeżeli Ty tego nie nagrasz. A ja myślałam, Boże, Boże muszę wyzdrowieć i tylko leżałam w łóżku, więc to było stresujące. Chociaż myślę, że dla mnie stresujące jest najbardziej to, że bardziej poszaleliśmy na tej płycie. Ja postrzegam takie piosenki, jak „Wake Up”, „Białe Kwiaty” czy „What Heave I Done”, które mają takie bardzo dławiące bity, jako coś nieco bardziej szalonego, ale zarazem myślę, że zachowaliśmy wciąż melodię, wciąż piosenki. Nasze przekonanie, że koncerty są wciąż tak dobrze odbierane przez ludzi, mimo że są dość psychodeliczne, energetyczne, sprawiło, że chcieliśmy tego pazura też wsadzić trochę na płytę i mam nadzieję, że to się choć trochę udało. Nie chcieliśmy też zrezygnować z piosenek, nie chcieliśmy rezygnować z hitów, bo to też jest urocze i to też jest jakaś umiejętność, nie jest przecież proste zrobić dobry songwriting.
Może przejdźmy powoli do kwestii związanych z samą muzyką i jej technikaliami. Ja nie jestem specjalistą, nie jestem muzykiem.
IS: My też (śmiech).
BS: Ja jestem (śmiech).
W musicNOW! zwracamy dość dużą uwagę na takie rzeczy – te wywiady, które zwykle przeprowadzamy nazywamy opowiadaniem piosenek, to znaczy, że nas interesują techniczne kwestie powstawania muzyki.
BS: Jaki korektor został użyty na stopie (śmiech).
Może tak, chociaż zdarzało się, że np. przy wywiadach z przedstawicielami wytwórni elektronicznych typu Monotype czy ETA, bardzo koncepcyjnych, dbających o stronę formalną, czasem to były dokładnie takie historie.
A zatem przejdźmy do pytania – ja mam wrażenie, że podobnie jak do niedawna mówiło się powrocie lat 80., tak dziś moglibyśmy powiedzieć to samo o latach 90. Nie wiem co Wy na to. To się pewnie zaczęło jakieś kilka lat temu. Ja prywatnie datuję to pojawieniem się pewnego dnia posta na FB Boards of Canada: Może byście wydali w końcu jakąś płytę?, i choć nie odpowiadali osiem lat, jak to w ich zwyczaju, odpowiedzieli w końcu Może wydamy. Chwilę później, to było dość specyficzne, rozpoczęła się bardzo dziwna promocja płyty. Nie wiem czy słyszeliście o tym – i nie wiem czy nie przeinaczam faktów?
IS: Nie, opowiedz.
Te płyty pojawiały się w sklepach muzycznych, np. kupowałeś Rihannę, otwierałeś płytę i nagle słuchasz czegoś dziwnego.
IS: Niesamowite.
Potem na ich stronie, bądź na FB pojawiły się cyfry. Nikt nie wiedział co to jest, w końcu ktoś rozszyfrował, że to położenie geograficzne określające miejsce, w którym odbędzie się odsłuch nowej płyty. Tam oczywiście nie było duetu Boards of Canada, tylko głośniki i stara przyczepa.
IS: Super to wymyślili.
Mam wrażenie, że po tym zaczął się taki trochę powrót IDM (intelligent dance music). Czy to jest jedna z waszych inspiracji? Bo mam wrażenie, że w porównaniu z Helladą, która była dużo bliższa takiemu new romaticowemu stylowi, na Davos już jest trochę więcej połamanych struktur, jest więcej takiej kaskadowości, utwory są trudniejsze, bo jest w nich troszkę więcej matematyki. Zresztą to też jest symptomatyczne, że Ci twórcy, o których mówię choćby z Warp’a, oni po prostu sami znowu zaczynają nagrywać płyty. Ostatnio także Venetian Snares nagrał płytę. Kilka dni temu się ukazała.
BS: Wow, kurde jestem ciekawy..
Płyta ma tytuł „Traditional Synthesizer Music”.
BS: To cudownie, to po prostu w sam raz.
I to nie jest Venetian Snares, jakiego znamy, jest to raczej flirt z korzeniami IDM – muzyka elektroakustyczną, krautrockiem, kosmische musik np. Tangerine Dream itd. Jak widzicie inspiracje dla waszej nowej płyty, czy IDM to coś, co mogło być tą inspiracją?
BS: Tylko widzisz, ja dziesięć lat temu słuchałem Apexa Twin’a i Venetian Snares, więc to nie są rzeczy, których nie znam, tylko, że ja faktycznie zapomniałem o tym i być może to gdzieś wyszło podświadomie, może faktycznie ten powrót gdzieś tam do mnie dotarł, albo jakiś skrawek tego w zmienionej postaci. Tylko, że to jest wytłumaczalne też w inny sposób, dużo prostszy. Takim najbardziej banalnym wytłumaczeniem kaskadowości i tych bardziej złożonych struktur rytmicznych, które się pojawiły na płycie jest to, że ja kupiłem nowy automat perkusyjny.
Jaki?
BS:Tempest z Dave Smith Instruments, i on właśnie ma możliwość manipulacji bitem, bo to jest syntezator tak naprawdę – wkręciłem się w programowanie własnych barw. Tworzyłem dźwięki werbla, stopy, clapów, i różne inne dziwne rzeczy. Dużo bitów, które znalazły się na płycie powstawało tak, że ta była właśnie rejestracją jakiejś takiej improwizacji tym bitem i aranżowaniem właśnie tego. A ta kaskadowość myślę wynika z użycia efektów przestrzennych Iwony typu delay.
IS: Które doszły dopiero na koncertach, nie było ich przy rejestracji „Hellady”.
BS: Dla nas to było przedłużenie koncertów. Iwona się przyzwyczaiła do takiej a nie innej pracy z efektami na scenie i w studio też przekładała to na naszą muzykę. Stąd właśnie taka mieszanka transformujących się bitów czasami szalejących lub dziwnie pociętych, plus kaskadowość wynikająca prawdopodobnie z użycia tych efektów. Zgaduję, że pewnie trochę od tyłu, ale uzyskaliśmy ten efekt, o którym Ty mówisz.
IS: Ja myślałam o tym, że ta płyta jest taka bardziej najntisowa. Dla mnie to odwoływanie się cały czas do lat 80. jest takie trochę niejasne. Oczywiście jest kilka takich piosenek, np. „Białe Kwiaty” – chociaż dla mnie ten bit w ogóle nie jest ejtisowy, ale jak pytam moich znajomych, którzy słuchają takiej muzyki to oni mówią, że jak najbardziej. A ja słucham tego brzmienia i myślę, że to nie są brzmienia z lat 80. To nie są te podziały rytmiczne. I to mnie dziwni. Nie wiem, może każdy ma w tych latach 80. coś i że to jest jeden taki wielki worek z nie wiadomo czym do końca.
Tak, ta złożoność lat 80. muzyczna jest ogromna. I wydaje mi się, że mamy taki zwyczaj, wrzucania tam wszystkiego. Tak jak powiedziałaś. Wszystko jest z lat 80. w tym momencie.
IS: Też a propos takiej nowości, jeśli chodzi o tworzenie, to jest pierwszy raz, że byłam zachwycona samym bitem. Np. „What Have I Done” powstało w ten sposób, że Bartek najpierw zrobił ten bit z improwizacją instrumentalną. Usłyszałam to i pomyślałam, że ten bit jest po prostu niesamowity, że to jest najlepszy bit, jaki Bartek w ogóle zrobił w życiu. Wyciągnęłam ten bit, dokomponowałam akordy i mówię, zróbmy coś prostego, to musi być mega proste! I zaczęłam dogrywać wokale, chórki, basy. Zrobiłam wstępny aranż, puściłam to Bartkowi, a on powiedział, że to wszystko znakomicie tam siedzi. Pierwszy raz było tak, żebym z sekcji rytmicznej zrobiła piosenkę i żeby to było pierwszą rzeczą, która mnie zafascynowała. Więc to też jest ciekawe i myślę, że chcieliśmy, żeby te bity były bardziej połamane. Nie chcieliśmy tylko stopy na 4 i werbel na 2 i 4…
BS: Chociaż takie numery też oczywiście mamy.
IS: Myślę, że to by było męczące, gdyby to cały czas było pogięte – to też jest duża zmiana… Może to tak trochę jest, że ja się zainspirowałam np. projektem Niwea robiąc „With Tears We Cry”, dlatego, że werbel brzmi jak z Niwea, a wszyscy mówią, że on brzmi jak coś tam innego. Oczywiście oprawa jest zupełnie inna, ale tą pierwszą inspiracją była jednak Niwea. Więc jak ktoś tu mówi, ah, oh… Depeche Mode. A my nigdy nie słuchaliśmy w ogóle Depeszów i to jest takie śmieszne.
Pytanie czy Wy tego słuchaliście, czy to słuchało Was?… Na mój gust muzyczny największy wpływ miał Nietykalni Kombi. To nie są żarty (śmiech). Przejdźmy do kwestii wokalnych. Czy niektóre utwory powstawały w drugą stronę? Najpierw tekst lub ścieżka wokalna?
Jedynym utworem, który najpierw miał słowa były „Białe Kwiaty” z tekstem po polsku. To się rządziło swoimi prawami. Dopiero do tekstu wymyśliłam melodię. Zwykle najpierw powstaje dźwięk lub bit, lub bas, lub pad, który mnie wzruszy. Wtedy zaczynam improwizować, dośpiewywać. Mamroczę słowa, które później znajdują się na płycie, ale trzeba dopisać do nich zwrotki. To muzyka wpływa na mnie. Jak robiliśmy „Promised Land” to Bartek siedział i dłubał w dźwiękach, ja sobie z tyłu zaczęłam mamrotać melodię i zrozumiałam, że to będzie piosenka o tym. Najpierw muzyka. Jak się komponuje melodię to ważna jest rytmika słów i rytm. Gdyby najpierw napisała tekst i próbowała gdzieś go wtłaczać, to pewnie nie udało by mi się wymyślić powtarzających się melodii, call & response, ale tekst „What Have I Done” powstał w momencie improwizacji. Zmieniałam go tylko nieznacznie. Był bit, a cała reszta powstała w jeden dzień. Poszło to strasznie szybko.
To trochę rujnuje moją tezę (śmiech). W sensie treści obie płyty są o tym samym – temat czasu, kończenia, wchodzenia w coś niewiadomego. Z resztą tytuł „Davos” też tak interpretuję, a może przesadzam? Czy macie wszystko bardzo przemyślane?
Tematy kończenia i zmiany to dla mnie najtrudniejsze rzeczy w życiu. Ja to mielę bardzo. To sposób na poradzenie sobie ze zmianami w moim życiu. Lubię słuchać tych piosenek po czasie – jak mam gorszy dzień to jest mi wtedy lżej. Czuję się ukojona. To nigdy nie jest tak, że siadam i postanawiam, że dziś rozważam temat zmian. Raczej coś po prostu przeżywam i czuję potrzebę opowiedzenia o tym. Opowiadam historię. Z Bartkiem się uzupełniamy – on bardzo ładnie łapie ten pierwszy podmuch wiatru. Oczywiście są takie sytuacje, że robię jakąś improwizację, a Bartek nie bardzo może zrozumieć idei. Ja wtedy np. przeklejam bit z innego utworu i mówię do niego: Zobacz, to będzie taki banger. Tak było z „Falling”. Zrobiłam jingle na klawiszach i gitarze, ale pierwszy bit, który zrobił Bartek był jakiś taki… Tempo podwójnie zwolnione, w ogóle nie o to chodziło. I mówi: Te barwy są jakeś dziwne, ejtisowe. Więc ja musiałaś rozkręcić te syntezatory, poefektować, wsadziłam bit z „Perfect Man” i Bartek skumał o co chodzi. Włączyliśmy sobie Aviiciego i dawaj, robimy coś takiego.
BS: A dobrze pamiętam, że w „Perfect Man” rozmawialiśmy o bębnach jak w Tame Impala?
IS: Bardzo jaraliśmy się tą płytą Tame Impala i myślę, że coś z niej wrzuciliśmy. Ale to raczej smaczki.
BS: Chciałem by gitara basowa brzmiała jak w Tame Impala, nie wiem na ile mi wyszło. Szczególnie w „Today” zależało mi na bardziej brudnej gitarze.
IS: Przestrzenne chórki, które robiłam mają efekty typowe dla Tame Impala – flanger i chorus, ale to smaczki w tle, ale ja wiedziałam, że inspiruję się nimi.
Inteligentne cytowanie jest wskazane…
To ciekawe, ja zawsze mam obsesję, że kogoś plagiatuję i zawsze pytam Bartka. Refren w „Today” bardzo mi się kojarzył z „Loud Places” Jamiego XX. Jest tam kilka podobnych trików, ale finalnie melodia jest zupełnie inna. Ktoś powiedział, że to disco, dla mnie nie do końca tak jest. Czerpie się z bardzo różnych miejsc.
Też mam takie intuicje – dance’owe. W Helladzie najbardziej mi się podobały łatwe melodie zagrane na dźwiękach, które mogliby wykorzystać Autechre.
IS: A propos zmiany w naszym tworzeniu. Instrumenty, który doszły by odtworzyć materiał na koncertach także w studio dały nam więcej możliwości. Pamiętam takie sytuacje, że Bartek zrobił bardzo szybko zalążek utworu, chyba Promised Land – dziewięć minut takiej improwizacji, że mi szczęka opadła. Były tam noisowe momenty, które nie weszły do ostateczniej wersji, ale ewidentnie poczułam, że wchodzimy na inny poziom. Nawet jeżeli ta płyta wydaje się podobna do Hellady – choćby w sensie koncepcji – to ma w sobie coś niesfornego, nieokrzesanego. Tak to odbieram. Wcześniej robiliśmy moje stare pomysły – nagrywaliśmy wszystko od początku na nowych analogowych brzmieniach, teraz utwory powstały na bieżąco. Wymienialiśmy się pomysłami. No i nie pracujemy już w domu Bartka, a Bartek jest domatorem, więc nigdy nie mogłam tam siedzieć sama.
BS: Nie domatorem, tylko pracoholikiem.
IS: Cały czas siedział przed monitorem i robił. Nie mogłam tam wejść. Cieszę, że uzyskałam swoją przestrzeń do nagrywania w wersji docelowej – z użyciem efektów, które Bartek ma w komputerze i z użyciem jego syntezatorów. Dzięki temu nie musimy nagrywać wszystkiego jeszcze raz. Siadałam, nagrywałam a później używaliśmy tych improwizacji.
Świetnie, bardzo Wam dziękuję za tę relację z waszej bardzo ciekawej pracy i życzę powodzenia!
Co państwo na to?