Protomartyr: Dzisiaj jest wszystkim, co masz
>> Read the interview in English.
Gdy czerwone światełko nagrywania przestało mrugać, Joe Casey opowiedział jeszcze, że pierwszym dużym festiwalem, na jakim zagrał jego Protomartyr był katowicki OFF Festival i jak duże znaczenie miało to dla zespołu. Wcześniej natomiast udowodnił, że pozory jednak mylą.
Jesteś raczej optymistą czy pesymistą?
Powiedziałbym, że raczej pesymistą, choć to zależy od problemu, o jakim mówimy. Jeśli chodzi o życie codzienne jestem absolutnym pesymistą.
Pytam o to, bo pomiędzy optymistycznym tytułem nowego albumu Protomartyr, „Ultimate Success Today” a jego pesymistyczną zawartością jest duży kontrast. Czy jest jeszcze dla nas nadzieja?
Tak. Znaczenie zwrotu „ostateczny sukces” zmienia się w zależności od piosenki, w której został użyty. Ale wszystko sprowadza się do tego, że w „Modern Business Hymns” pojawiają się słowa: przeszłość jest pełna martwych/ przyszłość jest okrucieństwem, co właściwie znaczy: wszystko co masz, to dzisiaj. To może mieć wydźwięk optymistyczny albo pesymistyczny. Dzisiaj to dzień, w którym możemy coś zmienić. Czasami zdanie sobie sprawy, że twoje istnienie nie ma znaczenia, może mieć być pozytywną rzeczą (śmiech).
Lawirując pomiędzy pozytywnym a negatywnym nastawieniem, jak sądzisz, jaka będzie przyszłość przemysłu muzycznego?
Dopiero co wczoraj wypowiadał się szef Spotify (Daniel Ek, Joe mówi o kontrowersyjnym wywiadzie dla „Music Ally” – przyp. E.B.). Nigdy nie pogardzałem bardziej kimś, kto – i w to w taki sposób – trzyma moją karierę w swoich rękach. To była bardzo przygnębiająca rozmowa. Zrozumieliśmy, że nigdy nie zarobimy pieniędzy na streamingu, bo on nie został po to stworzony. Został stworzony przez ludzi, dla których najważniejsze są pieniądze. A wisienką na torcie jest koronawirus. Wątpię, czy przemysł muzyczny będzie w stanie to przetrwać. On trwa, dopóki istnieją trasy koncertowe. Wydaje mi się, że jestem strasznym pesymistą, jeśli o to chodzi. Kiedy słyszę, że ludzie planują koncerty na początek przyszłego roku, zazdroszczę im optymizmu. Nie sądzę, że odbędą się jakiekolwiek koncerty, dopóki nie pojawi się szczepionka.
Czy niepewność ostatnich miesięcy ma na Ciebie wpływ – jako na człowieka i jako na muzyka?
Jako na muzyka – kogo to obchodzi (śmiech). Jako na człowieka – oczywiście. Prawda jest taka, że na samym początku, gdy ludzie chorowali i umierali, było bardzo ciężko. Myślę, że możemy spodziewać się drugiej fali, bo ludzie są po prostu głupi. Odporność psychiczna jest bardzo ważna, ale na mnie cała ta sytuacja ma ogromny negatywny wpływ.
Myślisz o przyszłości?
Staram się nie, bo, jak powiedziałem, nie umiem myśleć o przyszłości w pozytywny sposób. Staram się skupić na dniu dzisiejszym. Przed całym tym pierdolnikiem przyszłość wyglądała bardzo kiepsko. Nawet teraźniejszość była ponura. Teraz z tą dodatkową warstewką niekompetencji i choroby, myślę, że najlepsze, co można zrobić, to skupić się na tu i teraz. Próbowałem z wyprzedzeniem zrobić plany na ten rok, ale wszystko się wypierdoliło, więc nawet nie próbuję już myśleć o przyszłości.
Czy żałowałbyś, gdyby zespół przestał istnieć?
Oczywiście. To byłaby straszna rzecz.
Co jest najlepszego w rock’n’rollowym życiu?
(Cisza) Dobrą stroną bycia w zespole jest tworzenie nowych rzeczy i kontynuowanie tego tak długo, jak się da. W naszym przypadku najpierw byliśmy grupą przyjaciół, przez te lata dojrzeliśmy jako przyjaciele. Budowanie i tworzenie jest trudniejsze, niż się wydaje. Pójście na kompromis i kreatywność – z tego jestem najbardziej dumny w moim rock’n’rollowym życiu.
Każda nowa sytuacja wymaga wyjścia ze swojej strefy komfortu. Czy dołączenie do zespołu go wymagało? Czy może wręcz przeciwnie – nie czułeś się komfortowo i szukałeś nowych doświadczeń?
W tamtym momencie nie chodziło o to, bo zaczynaliśmy jako grupa przyjaciół. To żenujące pytać znajomych: „hej, chcecie być ze mną w zespole?”. Wtedy spotykaliśmy się często, wychodziliśmy na koncerty, piliśmy piwo. Budowanie zespołu odbywało się stopniowo. To nie było tak, że dokonaliśmy wyboru kariery albo podjęliśmy zmieniające życie decyzje. To było tak: „Hej, zamiast spotykać się we wtorek i pić piwo, spotkajmy się we wtorek, wypijmy piwo, pograjmy na gitarach, a ja powrzeszczę do mikrofonu”. Mogliśmy grać w gry video, ale zamiast tego założyliśmy zespół. Teraz mogę powiedzieć, że była to duża zmiana w moim życiu, ale wtedy to były małe kroki.
Podejrzewam, że Twoje życie bardzo się nie zmieniło. Wciąż spotykałeś się z przyjaciółmi i piłeś piwo.
Tak! Teraz możesz usłyszeć o ludziach, którzy chodzą do szkoły, by być w zespole rockowym. Dla mnie to najśmieszniejsza rzecz, jaką słyszałem. Dla nas to było hobby, mieliśmy inne zajęcia. To był po prostu sposób na spotykanie się z przyjaciółmi i bycie kreatywnym.
Czy muzyka była istotnym elementem Twojego życia?
Muzyka wiele dla mnie znaczy, ale w moim codziennym życiu spotykam ludzi, dla których muzyka jest pożywieniem i powietrzem – jest dla nich naprawdę, naprawdę istotna. Nie wiem, czy będę kiedykolwiek w tym punkcie. Dla mnie to narzędzie ekspresji i pracy z trzema innymi kolesiami, by zaspokoić potrzebę kreatywności. Dlatego muzyka jest dla mnie ważna i z pewnością kocham muzykę. Ale są ludzie pochłonięci przez muzykę. Lubię muzykę jako tajemnicę, coś, czego do końca nie rozumiem – co jest całkiem głupie, jeśli jest się muzykiem i prawdopodobnie wie, jak to wszystko działa. Nie znam akordów, nie znam tonacji i tym podobnych rzeczy. Lubię tego nie wiedzieć.
A co z faktem, że pochodzisz z Detroit, miasta ze sporą muzyczną tradycją. Z jednej strony Motown, a drugiej MC5 i The White Stripes.
Nie ma to dla mnie znaczenia. Scena Motown już dawno przestała istnieć. To, co było spoko w Detroit to to, że gdy zakładaliśmy zespół, miasto było bardzo tanie, więc za niewielką sumę mogliśmy wynająć salę na próby. Były bary, w których mogliśmy zagrać. Były zespoły, z którymi mogliśmy grać. Pozytywną stroną pochodzenia z Detroit jest fakt, że to w opiniach z zewnątrz automatycznie dodaje twojemu zespołowi pewnego rodzaju charakteru i powagi. Jeśli mówisz: „jestem z Detroit”, to od razu buduje pewien wizerunek. Nie działa to w ten sam sposób, gdy powiesz: „jestem z Toledo w stanie Ohio”. Chyba jestem szczęściarzem, że urodziłem się w Detroit.
Mam przed sobą książkę „Please Kill Me” Legsa McNeila i Gillian McCain. Czytałeś ją?
Tak.
Jest w niej teoria, że punk nie narodził się w Anglii, ale został zapoczątkowany przez The Velvet Underground. Wyobrażasz sobie, że za 30-40 lat ktoś pisze książkę o ruchu new punk, post punk – jakkolwiek to nazwiemy – i wskazuje na Protomartyr jako jego założycieli, a brytyjskie kapele jak Idles, Fontaines D.C., The Murder Capital czy Black Country New Road jako Waszych naśladowców?
Historia jest zawsze trochę zniekształcana. Trochę mnie to martwi, bo czuję, że mogę być jednym z tych zapomnianych na zawsze. The Velvet Underground zaczynali jako projekt artystyczny Andy’ego Warhola z furą pieniędzy na zapleczu. Wiele kapel punkowych – choćby Sex Pistols – też były przy forsie. Obawiam się, że nie dostanę podwyżki za bycie założycielem jakiegokolwiek ruchu. (Cisza) Chociaż nie, nie obawiam się, kogo to obchodzi. Często zespoły takie jak nasz są zmiatane przez inne prezentujące łagodniejszą wersję siebie. Rozumiem to, bo nie wszyscy chcą słuchać czegoś wszechogarniającego i trudnego do strawienia. To dlatego McDonald’s jest taki popularny. Chciałbym, żeby powstały książki uznające nas za ważny zespół, ale będziemy pierwszymi do wymazania z jakichkolwiek publikacji o całej scenie.
A co robisz tylko dla zabawy? Co daje Ci czystą radość?
Czysta radość… Cóż, dla mnie to po prostu spotkania, teraz mam więcej czasu spędzam z rodziną. Mój brat opiekuje się naszą mamą i hoduje kurczaki. Jadę do nich i obserwuję, jak rosną. W tym momencie przyjemność sprawiają mi spotkania z kurczakami (śmiech).
W logo naszego portalu jest kurczak – dla ścisłości: kogut.
No proszę! (śmiech)
PROTOMARTYR: All you have is today
Are you rather an optimistic or pessimistic person?
I would say I’m rather pessimistic depending on what the issue is. When it comes to day-to-day life I’m fully pessimistic.
I’m asking about it, because there is a big contrast between the optimistic title of Protomartyr’s new album and the pessimistic content.
Is there any hope left for us?
Yes. I guess the definitions of ultimate success changes, depending how it is used in a song. But I think at the end it comes down to the fact… At the end of “Modern Business Hymns” there is a line saying the past is full of dead men/ the future is a cruelty, which is basically saying: all you have is today. And it can be a very pessimistic thought or it can be a very positive thought. Today is the day we can actually do some changes, make a difference. Sometimes realizing that your existence doesn’t matter can be a positive thing (laughter).
Being between positive and negative attitude, how do you see the future of music industry?
Just yesterday the CEO of Spotify talks and I’ve never despised a person more who and how he reigns my career in his hands. It was a very disheartening talk. We realized that of course we never gonna make any money of streaming because that was never designed that way, it was designed by people who take money to the top. And on the top of it there is coronavirus. I question whether the music industry will be able to survive this. This is far as touring and that kind of things go on. I guess I’m very pessimistic about it. When I see people scheduling tours for early next year I envee their optimism. I don’t think there gonna be any touring until there will be a vaccine.
Does this uncertainty of the few past months has an impact on you as a human being and as a musician?
As a musician – who cares (laughter). As a human – yes, of course. The truth is it was pretty hard at the beginning of this as far as people were getting sick and dying. I feel like there is a second wave coming right now because a lot of people are just stupid. I think the resilience is a very positive thing, but when I think of it, it affects me greatly in a negative way.
Do you think about your future now?
I try not to, because like I said I cannot think of the future in a very positive way. I’m trying to focus on a day today. Before all this shit the future was very grim. Even the present was very grim. Now with this extra layer of incompetence and disease I think the best way to do is to focus on today. I tried to make plans for this year in advance and all that have blown to shit so I don’t try to think about the future anymore.
Would you regret not being in a band in the future?
Of course I would. It would be a terrible thing.
And what’s the best in rock’n’roll life for you?
(silence) The good thing about being in a band is to be able to create things with… – in our case it was that we were a group of friends first – and to continue to do this this as long as we can. We’ve grown as friends over these years. Building and creating things it’s harder to do then you think. The idea of compromise and creativity. That’s what I’m most proud in my rock’n’roll life.
New situations require quitting the comfort zone. Was joining a band that kind of exit of your comfort zone? Or you weren’t comfort and you wanted to look for new experiences to change it?
It wasn’t that kind of leap at the time, because when we started we were friends. It is embarrassing to ask your friends: “hey, can you be in a band with me?”. By then we were hanging out so much, going out, seeing music and having beers. At the time being in a band started gradually. it wasn’t like we made big career choices or big life-changing decisions. It was like: “hey, instead of hanging out on Tuesday and drinking beers let’s hang out on Tuesday, drink beer and play guitar and I’ll yell to the microphone. It could’ve been a video game system, but instead we started a band. I can say now it was mental change in my life but at the time it was a small move.
So I assume you didn’t have to quit your former life that much. You were still hanging out and drinking beer, right?
Yes! Nowadays you can hear about people who go to school to be in a rock band. To me it’s the funniest thing I’ve ever heard. For us it started as a hobby, because we had jobs, we had other things going on. It was just w way to hang out with friends and to be creative.
Was music important to you earlier?
Music means a lot to me, but in my day-to-day life I bumped into people where music is the food they eat and the air they breathe, like music is really, really important for some people. And I don’t know if I can go to that level. It’s become a tool for me to express things and to work with the three other guys to fulfil some sort of creative need. So it is important to me that way and I certainly love music but you do come across people whose life bolt around music. I like music as a mystery, something I don’t quite understand which is kind of a dumb thing if you’re a musician, when you know probably how music works. I don’t know chords, I don’t know keys and that stuff. I like to keep it a mystery.
What about the fact that you are from Detroit, a city with quite big music tradition? Motown on one hand, MC5 and The White Stripes on the other.
No meaning at all. The Motown scene was long gone by the time we came along. What was good about Detroit by the time we were forming a band is that is was very cheap, so you could get a practice space for not much. There were bars we could play… there was a bunch of bands we could play with. If anything was good about being from Detroit is that it kind of automatically add some sort of grits or gravitas to your band from the outside opinion of it. If you say: “we’re from Detroit” that evokes some sort of image. If you say: “we’re from Toledo, Ohio” it doesn’t work the same way like Detroit does. I guess it’s luck that I was born in Detroit.
I have a book by Legs McNeil and Gillian Cain “Please Kill Me” in front of me. Have you read it?
Yes, I have.
There is a theory saying that punk rock was not born in England, but it was formed by The Velvet Underground in New York. Can you imagine that in 30-40 years someone will write a book about post punk, new punk or however we can call it and he will point at Protomartyr as the founders of it and British bands like Idles, Fontaines D.C., The Murder Capital or Black Country New Road as the followers?
There is always watering down in history. It worries me, because I feel I end up being one of those names ever forgotten. The Velvet Underground started as an art project by Andy Warhol and a ton of money behind it. A lot of punk bands – Sex Pistols again – had a bunch of money behind it. I’m afraid I won’t get a raise from any sort of movement foundations. (silence) Oh no, I’m not afraid, who gives a shit. A lot of times bands like us get knocked out of the way for the more constructed water down versions of themselves. Which I get because I know not everybody want to listen to something embracive and not very easy to digest. It is a reason why McDonald’s is very popular. As much as I would like to have the history books saying we were important we would be the first to the be deleted from any sort of books about the scene.
What do you do just for fun? What gives you pure joy?
Pure joy… Well, for me it’s just hanging out, now I’m hanging out with my family more. My brother takes care of our mom and he has chickens. So I go there and I watch these chickens grow up and it gives me joy these last couple of months. So hanging out with chickens would be my pure joy at the moment (laughter).
Our music portal has a chicken in its logo – a rooster to be precise.
There you go! (laughter)
Co państwo na to?