Beneficjenci Splendoru: Nic mnie już nie jara
16 lutego ukazała się czwarta płyta Beneficjentów Splendoru Sellfie. Dla tych, którzy śledzą karierę Marcina Staniszewskiego, muzyczna wolta, której dokonał nie powinna być wielkim zaskoczeniem. Już na poprzedniej płycie „Bóg, Honor, Mam Talent” w jego tekstach pojawiała się ostra, dosyć zjadliwa krytyka rzeczywistości. Trzeba jednak przyznać, że najnowszy materiał jest zdecydowanie najbardziej radykalny z dotychczasowych. Jest ogień, jest wściekłość. I rap! Dlaczego tak i jak będzie wyglądał premierowy koncert w Cafe Kulturalna opowie nam sam artysta.
To już czwarta Twoja płyta i znowu jest… inaczej. Trochę punkowo, bardzo hip-hopowo. Nigdy nie myślałem, że usłyszę polskie Beastie Boys, a Tobie do nich blisko, zresztą nawiązania znalazłem nawet w tekstach. Skąd skręt w tę stronę?
To bardzo naturalna ewolucja. Hip-hop zawsze był obecny w moim życiu. Bez względu na to czy miałem korbę na punkcie Dead Can Dance, Massive Attack czy Aphex Twina, zawsze w tle był jakiś hip-hop. Tyle że nie ten mainstreamowy, tylko ten bardziej pokręcony i nieoczywisty. Mam na myśli takie rzeczy jak: Beastie Boys właśnie, albo Roots Manuva, Dälek czy Two Fingers. Ten ostatni projekt to jest dla mnie kosa wszechczasów, jeśli chodzi o futurystyczny hip-hop. Nie mam pojęcia dlaczego ten wspólny projekt Amona Tobina i Doubleclicka nie stał się bardziej znany. Oni do dziś kasują dla mnie całą resztę.
Jaki jest Twój odbiorca? Patrząc na wolty stylistyczne, które wykonujesz, raczej ciężko powiedzieć, że jesteś przedstawicielem konkretnego gatunku. Stawiasz na tekst… Ale poezja śpiewana to nie jest.
Nie mam pojęcia kim jest mój odbiorca, ale zauważyłem, że fani dzielą się na dwie główne grupy – wrażliwe dziewczyny ceniące emocje w pieśniach, oraz poszukujący faceci, których podobnie jak mnie, nic już nie jara. Ale to bardzo ogólny podział, który może coś znaczyć, albo wręcz przeciwnie.
Jesteś wściekły? Na nowej płycie klniesz jak szewc, „strzykasz jadem”. Obrywa się wielu, w tym politykom. Nie boisz się, że Mariusz przyjdzie któregoś ranka z chłopakami po Ciebie?
Bywam wściekły – na głupotę, brak wrażliwości, bezinteresowną zawiść, brak refleksji, zanik empatii. Wkurwiają mnie te rzeczy coraz bardziej. Pewnie dlatego, że staję się „Dziadem”… A co do „Mariusza” albo „pana Zbyszka” – nie boję się. Uważam, że nie wolno chować głowy w piasek. Długo myślałem, czy opublikować „Prezydenta Klenczona”, bo nie jestem fanem politycznych protest songów. Wręcz czuję do nich organiczne obrzydzenie. Ale czasem trzeba zareagować, gdy dzieją się niedobre rzeczy, a ja uważam, że takie właśnie się dzieją. Jeśli artyści zaczną się bać władzy, to możemy od razu wszyscy wyemigrować. Sorry, ale to władza powinna bać się ludzi, a nie na odwrót. Jeśli pan Zbyszek będzie chciał do mnie wpaść z rana, to zapraszam. Nie mam nic do ukrycia. Zresztą zdziwiłbym się gdyby wpadł – jestem za małym pikusiem na takie akcje. Poza tym „Prezydent Klenczon” to nie jest piosenka o żadnym konkretnym prezydencie. Tam nie pada żadne nazwisko. To jest kreacja artystyczna, licentia poetica, i każdy może sobie to interpretować jak chce. Nikogo tam nie obrażam wprost, więc jeśli zaczęliby się przypierdalać o coś takiego, znaczyłoby to, że żyjemy na Białorusi. Dosłownie.
Czego można spodziewać się na koncercie? Czy nowa płyta oznacza też nową odsłonę występów na żywo? Chłopaki z sesji zdjęciowej też się pojawią?
Co do chłopaków z okładki, to nie mogę nic obiecać, bo to są gwiazdy hip-hopu z Brooklynu i jak się domyślasz, są dość zajęci. Ale koncert będzie żywą petardą. Skład się nie zmienił, ale energia jest jeszcze większa. Dobrze nam z tym ostrym graniem. Bardzo nam się spodobała ta konwencja. Także będzie mocna hiphopowa perkusja, gitara elektryczna i trochę ciężkiej elektroniki. Z nowości – zamierzam też w końcu skorzystać z dobrodziejstw swojego saksofonu tenorowego, z którym ostatnio znowu się zaprzyjaźniłem. Bardzo ładnie się nam wspólnie wrzeszczy.
Co państwo na to?