Czechoslovakia: Piosenki utopione w brudnym przesterze
Taka oto sytuacja: miał być wywiad, a wyszła nam rozmowa, w której wszyscy zadają pytania, a członkowie zespołu rozmawiają ze sobą. To się nazywa ferment. Sprawdźcie koniecznie, co Adam i Mateusz mówią o nowej płycie Czechoslovakii „A’More”.
Mówicie, że adresujecie swoją muzykę do fanów takich zespołów jak Weed czy The Cardigans. A jak zachęcilibyście współczesnego słuchacza do posłuchania Waszej muzyki?
Mateusz: O! I już problem.
Adam: To jest to taki drogowskaz, skrót myślowy. Oczywiście gramy dla współczesnych ludzi, a nie tych, co zostali w latach 90. Myślę, że odwołujemy się w swojej muzyce do tamtej dekady, ale filtrujemy ją przez to, co dzieje się teraz.
Mateusz: Z danych serwisów streamingowych wynika, że gramy dla ludzi w przedziale wiekowym 35-44. A ostatnio miałem przyjemność rozmawiać z młodym, początkującym gitarzystą; nie zna Nirvany, ale zna Arctic Monkeys.
Adam: O tak, to ciekawy case! Więc rzeczywiście nasze nazwy w „for fans of” mogą nie mieć sensu.
Wyobrażacie sobie nie znać Nirvany?
Adam: Gdybym nie poznał tej grupy, pewnie dalej słuchałbym Big Cyca. Choć jak teraz słucham Nirvany to trochę bolą mnie zęby.
Mateusz: Mam to samo – bez Nirvany nie grałbym na instrumentach. Albo przynajmniej nie grałbym tak, jak gram – z jazgotem.
Adam: Przede wszystkim chyba trzeba powiedzieć, że gramy dla siebie i to nam w pierwszej kolejności ma się podobać. Ja myślę, że ta tradycja w nas po prostu siedzi, bo my z Mateuszem dorastaliśmy w latach 90., przeżywaliśmy wtedy pierwsze prawdziwe fascynacje muzyczne i od tego do końca nie uciekniemy.
Na drugiej płycie łączycie bardzo sprawnie przeszłość i tradycję ze współczesnymi obserwacjami w tekstach. Z takim założeniem tworzyliście czy to wyszło naturalnie w trakcie procesu tworzenia?
Adam: Wymyślając szkice nowych numerów niespecjalnie myślę. Po prostu siedzę w łazience z gitarą (żeby nie budzić dzieci) i łączę dźwięki. Nie mam pojęcia wtedy czy to do czegoś pasuje, czy nawiązuje. Te rzeczy wychodzą dopiero jak numer jest gotowy. Proces jest trochę podświadomy. Trochę bezmyślnie szukam współbrzmień i jak trafi się dobry wieczór to je znajduję. Tak mi się lepiej tworzy. Zawsze, gdy próbowałem cokolwiek naśladować albo zagrać w jakimś stylu to wychodziła mi kaszanka.
Mateusz: Uogólniając – nie jesteśmy piosenkarzami, którzy układają jednocześnie riffy, melodię wokalu z tekstem.
Adam: Teksty u nas powstają na końcu. Pisząc je trochę inspiruję się obecnym nastrojem, a trochę szukam w notesie ciekawych zdań.
Mateusz: Miewam wrażenie, że teksty są jakby na doklejkę – a tymczasem się okazało, że one ułożyły się w jakąś wizję codzienności/świata.
Adam: W ogóle z tekstami na tę płytę było tak, że miałem zapisanych kilka stwierdzeń typu „Wyj do księżyca tak jak wilk”. Albo żona kupiła mi czapkę z napisem „Never grow up” i to zainspirowało mnie do doklejenia reszty historii w „Never”.
Mateusz: Tekstowo „A’More” to bolączki codzienności i próba eskapizmu, plus sentymentalizm.
Przy okazji przedstawiania Czechoslovakii pojawia się określenie „slacker”. Jak Wy je rozumiecie? Bo rozumiane dosłownie jest raczej pejoratywne.
Adam: Mi się to słowo podoba. Jest w nim luz i wyjebka.
Mateusz: Slacker to człowiek, czy ludzie, jak z filmu „Clerks”: jesteś w miejscu, które Ci odpowiada i nie dążysz do niczego, żaden tam samorozwój.
Teraz chyba mówi się „przegryw”. Chociaż nie wiem, należę raczej do Waszego pokolenia.
Mateusz: Aaa, piękne!
Adam: Czasem przegrać to wygrać.
Mateusz: I co – masz jakieś ambicje?
Adam: Ja mam!
Tylko osobiste.
Mateusz: I o to chodzi. A wiesz, pojęcie „nasze pokolenie” może być mylące.
Adam: Tak, no w zasadzie to Czechoslovakia składa się z trzech pokoleń: urodzonych w latach 70., 80., i 90.
Mateusz: Hej, pora na tradycyjny żarcik. Wracam jakiś czas temu z Kubą (perkusistą – przyp. E.B.) z próbowni, gadamy coś o rodzinie, w pewnej chwili pytam Kuby ile lat ma jego stary. 48. Zatkało mnie, ale odetchnąłem, i mówię: „Hej! Mógłbym być twoim starym!”
Adam: Naprawdę???!!
Mateusz: Grubo, co nie?
Adam: No więc Kuba jest na pewno najmniejszym slackerem z nas.
I jak Wy się dogadujecie? Gdzie są punkty wspólne?
Mateusz: Pałki, uderzenia stopy, sekcja, rytmika, co ty tam w ogóle śpiewasz – to nas łączy. Okrutny banał: lubimy grać. Jak robiłem w zeszłym roku pępkowe, zaprosiłem wszystkie trzy zespoły z sali prób, robiliśmy jam, a na koniec zarejestrowaliśmy piosenkę. Tak się bawi Bochen Studio!
Adam: No tak, tylko my nie pracujemy ze sobą, tylko w sumie to się bawimy. Traktuję próbę z chłopakami jak wyjście na najlepszą imprezę. Pora też jest odpowiednia – gramy najczęściej w soboty po 22.
Wróćmy do „A’More”. Słuchając tekstów mam wrażenie, że świat nie do końca Wam leży i że trochę jest w Was tej tęskonty za dawnymi czasami. „Never grow up, never get old” to świetna recepta dla całej Generacji X.
Adam: To chyba zależy w którym tekście, bo w „Jeździe” wszystko nam leży w tym świecie. „Upiory” też są zapisem chwili szczęścia. Melancholia, nostalgia i tani sentymentalizm – jasne, lubię to.
Mateusz: Adaho zawsze to miał – przebój z pierwszej płyty „Wakacyjny” – to też taki letni sentymentalizm.
Mnie trochę to dziwi, bo nie interesowało mnie to w muzyce szczególnie, ale chyba to jest ciekawe: że ludzie lubią słuchać polskiej muzyki w dużej mierze dla polskiego tekstu.
Nie spodziewałem się, że znajdziemy się w tym miejscu: tzn. że będą pytania o teksty i ich znaczenie
Adam: A widzisz, bo tym razem teksty są zrozumiałe. Kapele śpiewające po angielsku nie mają tego problemu.
Są zdecydowanie mniej impresyjne niż na pierwszej płycie. Z mojego punktu widzenia to lepiej, bo nie pytam „co poeta miał na myśli”, tylko mogę zapytać o Wasze obserwacje.
Mateusz: Na poprzedniej wokal był w zasadzie instrumentem.
Adam: Rzeczywiście chyba teraz niektóre rzeczy są powiedziane bardziej wprost. Cieszy mnie to. Piotr Rogucki, Krzysztof Zalewski i cała reszta używają tylu metafor w tekstach, że my już nie musimy (śmiech).
Muszę się przyznać, że jeśli chodzi o polski rock to ja jakiejś części tekstów w ogóle nie rozumiem, choć są zaśpiewane głośno i wyraźnie. Pod niektórymi tekstami może się kryć cokolwiek albo w ogóle nic.
Mateusz: A u nas, proszę – pojawiła się krytyka życia w social mediach ?
Adam: Wolę konkretny przekaz typu „wsiadaj, jedziemy, pochłonie nas noc”.
Mateusz: To może nie jest bardzo dobry przykład na konkretny przekaz. Ale jest obrazowy, raczej wiadomo w czym rzecz.
Adam: Widzisz, jaka to delikatna materia.
Mateusz: Ewa, a co ciebie zajmuje w płycie: pewna doza przebojowości, wokale, układy piosenek, gitary?
Podoba mi się prostota, brak kombinowania na siłę w Waszej muzyce. Plus teksty – po polsku, a napisać dobry tekst to niełatwe zadanie. I to, że mogę je odnieść do siebie.
Adam: To bardzo miłe.
Wers: „Nie mam żadnych tatuaży, więc wzbudzam sensację na plaży” to już konkret.
Adam: To jest akurat tekst prawdziwego pisarza – Mirka Miniszewskiego. Przy okazji składam tu podziękowania za użyczenie kilku wersów. Mirek to bardzo błyskotliwy gość.
Mateusz: Proszę, kolejna krytyka współczesności.
No sami widzicie, że świat Wam nie do końca pasuje.
Adam: A czy jest ktoś komu pasuje do końca? Ja się cieszę, że jednak „A’More” jest odbierana jako pozytywna płyta – w sensie, że przekaz nie jest dołujący, mimo gmerania w świecie.
Mateusz: Ale np. „Seabed” muzycznie nieco przywołuje doła.
Adam: Tak, ale do końca płyty mało kto dociera (śmiech).
Mateusz: Przywołuje doła, ale kończy się frywolitką: zakończenie grania, pitu pitu na strunach, gadka – ciekawy zabieg.
Adam: No wiem, wiem. Radio Żak grało ten numer, co mnie bardzo zaskoczyło. To nasza wersja „Big Long Now” Nirvany.
Mateusz: Napisz lepiej, że to „Chwasty 2”!
Adam: W „Chwastach” więcej się działo!
Mateusz: Oj, nie o to chodzi… Bardziej chodzi mi o konstrukcję płyty: powieliliśmy „HVST” – ale jednak z rozwinięciem, większą podbudową. Czyli jest progres.
A kontynuując wątek rozwoju, wyobrażam sobie, że idziemy jeszcze bardziej w melodie i piosenki, zachowując jazgot gitar. I dodamy pianino.
Adam: Pianino? Nie ma mowy!
Mateusz: Ale wiesz, będzie takie rypane, jak u Jerry’ego Lee Lewisa, a nie jak u Keane.
Adam: Mogę się ewentualnie zgodzić na rozstrojone jak u Toma Waitsa w „Table Tap Joe”.
Mateusz uprzedził w moje pytanie, bo chciałam zapytać jak na rozmowie kwalifikacyjnej: gdzie widzicie się za pięć lat i dwie płyty.
Mateusz: W jednym z wywiadów Adaho podał piękną odpowiedź na pytanie o plany Czechoslovakii: nie rozpaść się.
Tego bym się trzymał w pierwszej kolejności, a co będziemy grali? To chyba nie jest aż tak istotne.
Adam: Ja nie jestem w stanie tego przewidzieć, bo dwie płyty temu chciałem iść bardzo mocno w transy, a teraz kręci nas przebojowość, melodia i piosenki utopione w brudnym przesterze.
Skoro gracie przede wszystkim dla siebie, to co może stanąć na przeszkodzie?
Mateusz: Praca zawodowa. Dzieci. Fochy.
Adam: Rozpadniemy się jak przestanie nas jarać granie ze sobą. A na pewno, kiedy przestanie nas jarać wspólne spędzanie czasu.
Praca zawodowa – to nie wiem… Gramy przecież po 22. Chyba, że planujesz pracować w klubie nocnym. Czechoslovakia to zespół głównie nocno-nadranny.
Mateusz: Chciałbym dożyć czasów, że gramy tak długą trasę koncertową, że nie możemy już na siebie patrzeć.
Co państwo na to?