Breton: Hitchcock i pirackie kasety
18 maja w Warszawie (Hydrozagadka), a dzień później w Poznaniu (Meskalina) wystąpi Breton – świeża i bardzo obiecująca brytyjska formacja, odważnie łączą przynajmniej połowę z najważniejszych nurtów wymyślonych w muzyce popularnej na przestrzeni ostatnich 15 lat (przeczytaj recenzję debiutu grupy). Roman Rappak, wokalista i mózg Bretona poza standardowymi historyjkami o piosenkach, opowiedział nam o bardzo koncepcyjnym podejściu do swojej twórczości, inspirujących problemach innych ludzi oraz… pirackich kasetach sprzedawanych na Placu Konstytucji. Szkoda, że transkrypcja nie oddaje niepodrabialnej i jedynej w swoim rodzaju mieszanki polskiego i angielskiego, którą posługiwał się w rozmowie z nami.
Polacy wynajdują Napstera
Nie urodziłem się w Polsce. W domu, z rodzicami mówimy jednak tylko polsku, stąd moja znajomość języka. Mój ojciec urodził się w Warszawie, ja zaś tylko mieszkałem w Warszawie w latach 1995–1998. To był bardzo ciekawy moment, bo po okresie komunizmu nastał czas dużych możliwości w Polsce – ojciec zajmował się softwarem i dostał kontrakt w Polsce. Stąd moja obecność w Warszawie. To był bardzo ciekawy czas.
Słuchałem wtedy różnej muzyki, którą kupowałem od ulicznych handlarzy. 10 lat przed Napsterem (pierwsze narzędzie do dzielenia się plikami mp3, pierwowzór współczesnych torrentów – red.) istniał dostęp do ogromnej ilości bardzo różnorodnej muzyki, którą na Zachodzie trudno było zgromadzić w jednym miejscu. Teraz można ściągnąć całą dyskografię Joy Division jednym kliknięciem, wszystkie gatunki i style pochodzące z różnych kultur i krajów dostępne są na zawołanie i bez żadnego wysiłku ze strony odbiorcy. W Polsce wymyślono to 10 lat przed ideą dzielenia się plikami, a rolę komputera za pomocą, którego pobiera się muzykę pełniły kioski z pirackimi kasetami na placu MDM (Plan Konstytucji) – wszystkie z logo Taktu (ówczesny fonograficzny monopolista słynny z powodu szpetnych autorskich wersji okładek „wydawanej” muzyki – oryginalny artwork stanowił niewielką część projektu, reszta to szalony freestyle w Paint’cie – red.)
W tamtym czasie nie byłem na bieżąco z nowościami muzycznymi, w Polsce nie było dostępu do magazynów muzycznych jak Melody Maker czy NME Magazine, nie było szerokiego dostępu do Internetu, czy sklepów muzycznych z prawdziwego zdarzenia. Nikt nie promował artystów, a w takiej ilości okładek łatwo było się zgubić, muzykę wybierało się przypadkowo. Z tamtego okresu szukania muzyki na chybił trafił przełomowe były dla mnie dwie taśmy: Portishead – Dummy i Wu Tang Clan – bootleg, który nie figuruje w oficjalnej dyskografii. Wygląda na to, że kreatywny pirat, który lubił Wu Tang stworzył autorski mixtape – ta koncepcja jest przecież bliska idei współczesnych, tworzonych przez fanów playlist. Dziś ludzie coraz chętniej słuchają swoich własnych wersji albumów, złożonych wyłącznie z ulubionych utworów, w kolejności jaka najbardziej im odpowiada. To działo się jednak ponad 15 lat temu.
Pierwszy koncert w Polsce
Nasz pierwszy zagraniczny koncert miał miejsce jakiś rok temu – to były Włochy i było to dla nas bardzo ważne i zupełnie nowe doświadczenie. Jedna z podróżujących z nami osób nie miała nawet paszportu – nigdy nie opuszczała UK. Koncert w Polsce to dla nas duża sprawa. Moja siostra jest lingwistką, mówi pięcioma różnymi językami, mój brat jest prawnikiem, mój tata jest doktorem filozofii, aktualnie prowadzi firmę zajmującą się oprogramowaniem – wychodzi więc na to, że jestem zakałą rodziny, i jest dla mnie bardzo ważne, że mogę powiedzieć tacie – wiesz co, jadę do Polski zagrać koncert. W tym roku zagraliśmy dokładnie 147 koncertów w 140 różnych miastach, cześć z nich przypominała mi Warszawę, a teraz wreszcie w niej zagramy. Dla Anglików nie jestem wystarczającą angielski, w Polsce nie jestem Polakiem, ale to z Polską się identyfikuję. To ironia losu, ale moje doświadczenia muzyczne z brytyjskim indie i muzyką elektroniczną pochodzą z Polski.
Other People’s Problems
W zespole sporo się spieraliśmy odnośnie tytułu płyty. Problemy innych ludzi zawsze mają wpływ również na Ciebie. Nie masz kontroli nad światem, nie miałem pojęcia, że pobyt w Polsce i słuchanie od pyty muzyki elektronicznej z kaset, tak bardzo wpłynie na mnie, jako na artystę. Na tej samej zasadzie, przechodząc przez jezdnię nigdy nie wiadomo czy dojdziemy do drugiego końca. Nigdy nie podobała mi się koncepcja artysty, który kontroluje i manipuluje otoczeniem i odbiorcami. Wolę liczyć raczej na to, co wyniknie z działań, które podejmuję – oczekiwanego i nieoczekiwanego.
Aktualny chaos na Wyspach i „problemy innych ludzi” sprawiły, że mamy możliwość mieszkać i tworzyć w nieużywanym magazynie – w związku z problemami ekonomicznymi w UK, nikt nie chce kupić tego budynku. A może to napięcia na Bliskim Wchodzie, które odcisnęły się także tutaj mogły mieć wpływ na to, że udało nam się znaleźć to puste pomieszczenie w Londynie – wszystko jest połączone i nie mamy szans kontrolować „problemów innych ludzi”. Piszemy piosenki w opuszczonym, zadłużonym magazynie, w czasach kryzysu i upadku, nie tylko ekonomicznego. Nawet, gdy piszesz piosenki o swoim kocie na akustyczną gitarę to ciągle będą one miały związek z sytuacją społeczną i ekonomiczną, bo powstały w tym konkretnym kontekście, jeśli nawet nie ma tam o tym ani słowa. Wszyscy jesteśmy produktami naszego otoczenia, „problemów innych ludzi”. Nie ma od tego ucieczki.
Andre Breton i muzyka (nie)polityczna
Surrealiści, którzy są dla nas ważni, nie mieli sztywnego manifestu, w którym stwierdzaliby, że muszą zmienić to, to i tamto. Sądzili jednak, że jeśli nie robisz nic kreatywnego artystycznie, politycznie czy intelektualnie to jesteś stracony. Nie trzeba niszczyć i protestować, ale trzeba działać. Możesz używać wszystkich dostępnych narzędzi w zasięgu ręki – fotografia, poezja, malarstwo, muzyka i film i wykorzystać fakt, że ludzie tkwią w konwencjach i standardowych rozwiązaniach. A przecież można robić coś nowego i odkrywczego bazując na standardowych elementach, łącząc je jednak w nowe formy, dodając odrobinę chaosu. Breton nie musi być wyłącznie zespołem indie. Nie musimy być tylko filmowcami, siła przekazu muzyki połączonej z obrazem jest o wiele większa. Tworzenie kolektywu ludzi działających na różnych płaszczyznach to najbardziej efektywna forma głoszenia przekazu, nie potrzebujesz więcej niż trzech strun w gitarze, dwóch akordów. Trzy minuty piosenki może nie zmienią świata w ogóle, ale zmienią Twój prywatny świat.
Szara strefa i podróżowanie z muzyką
Ta płyta ma w sobie coś z filmu dokumentalnego. Gdy się go udźwiękawia, robi się dużo nagrań w terenie, zbiera fotografie, dokumentacje, dłubie po bibliotekach. Później trzeba zorganizować, obrobić i nadać strukturę wszystkim tym elementom. To nie jest zwykły album indie, gdzie gitara gra melodię, a perkusista wybija rytm. To nie jest też zwykły album z muzyką elektroniczną, gdzie jedna osoba odpowiada za wszystko. Jesteśmy w szarej strefie, gdzieś pomiędzy. Część materiału została nagrana w Londynie, później zabraliśmy ją w podróż do studia Sigur Rós, a później do Berlina, gdzie Vorkel Bertelmann (znany szerzej jako Hauschka – red.) nagrał smyczki, ostatecznie album wylądował w Nowym Jorku na masteringu w klasycznie hip-hopowym stylu. Słuchając ulubionych płyt, słyszę narrację, przekaz, który zawierają, podróż, którą muzyka musiała odbyć.
Nasza muzyka to więcej niż fajne melodie. Jestem ostrożny w używaniu określenia „muzyka eksperymentalna”, bo zwykle kojarzone jest ono z „muzyką konkretną”, a nie musi tak być. Dla mnie David Bowie to również muzyka eksperymentalna. Tak samo Hitchcock jest eksperymentalny, mimo że obaj to mainstream i element kultury masowej. Powstają poważne opracowania na temat postaci i twórczości Bowiego, ale równie dobrze można słuchać jego płyt jako fajnego popu. Tak samo możesz obejrzeć film Hitchcocka z twoim szesnastoletnim bratankiem dla zabawy, albo analizować go przez 5 lat i doktoryzować się na jego podstawie.
„Ghost Note”
(Other People’s Problems, 2012, FatCat Records)
Sample na końcu tego utworu pochodzą z nagrania „terenowego”, jakie zarejestrowaliśmy podczas przechadzki po Brukseli – jednego z najbardziej wielokulturowych miast Europy, niegdyś położonego na pograniczu kultury flamandzkiej i francuskiej, dziś uważanego za największe skupisko muzułmanów na kontynencie europejskim. To dźwięki dochodzące od strony jednego z brukselskich meczetów przemieszane z naprawdę głośnym hip-hopem puszczanym z boomboxa należącego do grupy czarnoskórych chłopców zebranych na ulicy. Przyznacie, że to świetna metafora sytuacji we współczesnej Europie, gdzie tradycyjna tożsamość spotyka się z coraz większymi wpływami ludów przybywających z wielkimi nadziejami do Europy (które to nadzieje są zresztą często zupełnie płonne) w pełnym napięcia, a zarazem bardzo intrygującym połączeniu. To utwór o imigrantach, przesiedleniu, niezrozumieniu, ale i symbiozie.
„Electrican”
(Other People’s Problems, 2012, FatCat Records)
Kiedyś w pewnym francuskim coffee shopie wyhaczyliśmy stare, zniszczone, odrapane, niemniej jednak bardzo piękne pianino, którego właściciel chciał się pozbyć. Jak się później okazało jego brzmienie było niezrównane. Uznaliśmy, że musi być nasze i ustaliliśmy, że bierzemy je za całe 40£… Niestety nie wiedzieliśmy co czynimy – pianino okazało się najcięższą rzeczą na świecie i za żadne skarby nie dało się wytaszczyć po stromych schodach coffee shopu. Ostatecznie nagraliśmy kilka próbek za pomocą iPhone’a – dźwięk spotęgowany akustyką betonowego pomieszczenia, w którym musieliśmy je zostawić był głęboki i niesamowity. Niestety w studio z nowego, nienadgryzionego zębem czasu pianina nie udało nam się wydobyć tak rasowych dźwięków, wszytko to brzmiało jak gówno. Uznaliśmy więc, że tniemy materiał z iPhone’a i ten posłużył nam do skonstruowania kawałka, o którym mowa.
„Governing Correctly”
(Other People’s Problems, 2012, FatCat Records)
Utwór ten inspirowany jest moimi „życiowymi doświadczeniami” – kilka lat temu rozstawałem się z moją ówczesną dziewczyną. To było naprawdę silne przeżycie. Koniec tej relacji, koniec związku, uczucia zbiegł się w czasie ze zmianą polityczną, akurat wtedy socjaldemokraci oddawali władzę konserwatystom. Zmiana na poziomie mikro i zmiana na poziomie makro. Ja jednak w ogóle się tym nie przejmowałem, byłem jakby poza… Zmiana na poziomie osobistym w tym konkretnym momencie jest dla nas wszystkim. Z perspektywy jednak widać, że było odwrotnie, zmiana na poziomie jednostki jest nieistotna, niewidoczna dla kogokolwiek poza samym zainteresowanym. Zmiana rządu oddziałuje zaś na wszystkie sfery życia, dotyka nas o wiele bardziej.
Współpraca: Marcin Gręda
Co państwo na to?