Bluszcz: Nieśmiertelny jak kresz
Rozmowa z Jarkiem i Romkiem Zagrodnymi przypominała bardziej kumpelski piknik niż klasyczne odpytywanie artystów. W pewnym momencie wywiązała się dyskusja dotycząca ostatnich wizyt Scootera w Polsce, ja zostałam odpytana z pierwszego tańca na szkolnej dyskotece, ale przede wszystkim rozmawialiśmy o trzeciej płycie zespołu Bluszcz, „Kresz”.
Płyta „Kresz” jest jeszcze bardziej ejtisowa, niż wasze poprzednie albumy, ale – ejtisowa inaczej. Wy tak serio, czy tylko bawicie się konwencją? że tak zacytuję Was samych?
Jarek: (śmiech) Chyba do końca ani jedno, ani drugie. Pół na pół, choć z przewagą z konwencji. Tym razem mniej na serio.
Romek: Ja kocham konwencję.
„Kresz” jest bardziej piosenkowy, taneczny niż Wasze poprzednie płyty. Czy ten krok naprzód…
Romek: …albo krok w bok.
…albo krok w bok jest naturalną ewolucją, czy może rewolucją? W końcu „W naszych domach” ukazał się zaledwie rok temu.
Jarek: Dla nas ten rok to dużo czasu. Inni pewnie przyjmują inną perspektywę. Dla mnie ten czas, jaki upłynął od „W naszych domach”, czyli od kwietnia 2019 roku, to jak cztery lata.
Romek: Myślisz, że dla ludzi, którzy nie pracowali nad naszą płytą, czas inaczej płynie?
Jarek: To kwestia perspektywy. Wydaje mi się, że czas teraz tak zasuwa, wszystko dzieje się dziesięć razy szybciej i bardziej. Ale wracając do pytania… Myślę, że jest w tym trochę naturalnej ewolucji, pójścia dalej. Tak, jak powiedział Romek, to krok w bok, albumowi towarzyszy inna stylówa.
Romek: To wynika też z tego, że zaczęliśmy grać na boku z naszym ojcem w jego projekcie. Graliśmy proste aranżacyjnie rzeczy na gitarę, bas i perkusję. Były tam stare polskie piosenki, za którymi ojciec przepada. Niektóre piosenki, które podobają się mu, my uważamy za przypał, a z kolei piosenki, które podobają się nam, ojciec uważa za przypał. Ale znaleźliśmy z nim jakiś wspólny mianownik. Więc graliśmy piosenki, które wspólnie nam się podobały, w klasycznym ujęciu songwriterskim, bez dziwnych aranżacji. Wcześniej graliśmy muzykę chilloutową, bez schematu zwrotka-refren-mostek-refren. A tu mamy taki projekt, gdzie ojciec wszystkim zarządza, a my tylko gramy.
Jarek: Nasze wcześniejsze nagrania bardziej były nastawione na produkcję. A teraz postawiliśmy na konwencję klasycznej piosenki: zwrotka-refren. I to działa! Graliśmy te tracki także z naszym ojcem na perkusji, Romek grał na basie, ja na gitarze. Mieliśmy fun z tego. Zaczęliśmy tak grać około 14 miesięcy temu, kiedy nie było ani jednego pomysłu na „Kresz”. Uważam, że ta płyta jest, bo okazało się, że zajebiście jest grać prosto, że wystarczą zwykłe proste akordy, spoko bicik, spoko tekst i to działa. To był punkt wyjścia do tego, skąd wzięła się ta muzyka. A jak działa, to działa (śmiech). Nie ma sensu tego zmieniać.
A jak to jest być z rodziną w zespole? Czy u Was energia twórcza po prostu płynie, czy to wynik tarć?
Romek: Przy tej płycie moje wsparcie było znacznie mniejsze niż w przypadku poprzednich płyt. Jarek podszedł do tematu niczym rasowy songwriter, te piosenki powstawały megaszybko, ja uczestniczyłem w tym o tyle, że mówiłem, co mi się podoba, a co nie. Byłem dyrektorem artystycznym (śmiech), niewiele partii jest tu moich. Bardziej są tu moje opinie niż ścieżki. W tym przypadku nie było żadnych tarć. Jestem zaskoczony tym, jak Jarkowi szybko udało się stworzyć tę płytę. Był odpowiedzialny za produkcję, aranżację, songwriting, miksem zajął się nasz perkusista Marcin Mrówka.
Jarek: Za każdym razem to Romek jest pierwszą osobą, która słyszy to, co stworzyłem, jestem od jego opinii na maksa uzależniony. Gdy nam obojgu się coś podoba, to idealna sytuacja. Ale gdy mi się coś podoba, a jemu nie, łapię się na tym, że sam zaczyna poddawać w wątpliwość to, co stworzyłem. Zawsze trzymam kciuki, żeby mu się to podobało, gdy wysyłam mu jakieś ścieżki. Romek generalnie nie zmienia opinii, trzyma się pierwszego wrażenia. W przypadku „Lat dwudziestych”, które nagrałem od początku do końca w dwa popołudnia, było nieco inaczej. Byłem bardzo zadowolony z tej piosenki. A Romek w końcu odpisał mi: „Stary, ale chyba nie bardzo takie coś”. Przez dwa dni wątpiłem, ale wysłałem go jeszcze Romka żonie i naszemu przyjacielowi, oni uznali kawałek za zajebisty i po paru dniach Romek zmienił zdanie.
Mam wrażenie, że „Kreszem” postawiliście most pomiędzy przeszłością o teraźniejszością. Ale to nie jest płyta o przeszłości.
Jarek: Nie jest. Elementem, który osadza ją w przeszłości jest jej sound, brzmienie i atmosfera. Ale zależało nam, by śpiewać o rzeczach współczesnych i w ten sposób „Kresz” wpisuje się w 2k20. To nie jest chamska retromania, ale coś pomiędzy nią a teraźniejszością.
A jak reagujecie na uporczywe wsadzanie Was w nurt retromanii, tęsknoty za latami 80.?
Jarek: Niespecjalnie się tym przejmujemy. W pewnym momencie sami ironicznie napisaliśmy o sobie, że gramy „PRL synthwave”.
Romek: …a później się z tego wycofaliśmy.
Jarek: Dla nas to był żart, a ludzie na maksa to share’owali i pytali o to. Dla nas to było oczywiste, że to jest bawienie się konwencją i ironizowanie – bo jak zespół sam może mówić, co gra? My po prostu gramy i nie musimy tego nazywać. To zadanie kogoś innego; kogoś, kto ma czas i chęć się w to bawić.
Romek: Ciężko było z tego wybrnąć.
Co w takim razie z tropami, które pojawiają się w tekstach sugerującymi, że kiedyś było lepiej? Choćby w „Gepardzie” śpiewacie „Ty jesteś jak najlepsze klipy z tamtych lat”.
Jarek: Czy były lepsze? Na pewno były inne, miały swój klimat. Klipy także.
Romek: Teraz jest inna jakość.
Jarek: Romek często puszcza mi stare klipy Pet Shop Boys albo Depeche Mode. Wydaje mi się, że wtedy była inna idea tworzenia tych klipów, trochę inna temperatura była w tych nagraniach, o coś innego chodziło.
Romek: Na pewno były gorsze i lepsze momenty. Tak jak teraz. W „Latach dwudziestych” nawiązujemy do Myslovitz i piosenki z płyty „Miłość w czasach popkultury”, jednej z najfajniejszych polskich płyt w ogóle. Teraz nie ma takiej płyty, tak mocno trafiającej do ludzi i kotwiczącej w głowach. Mimo że mamy z tej całej retromanii bekę, czasem warto sięgać do wartościowych rzeczy z przeszłości.
W tym nawiązaniu do „Chłopców” pokazujecie, że czasy się zmieniły, ale my nie.
Romek: Ten tekst jest dla mnie bardzo wymowny, bo mówi o tym, jak się zmienia także dzieciństwo. Teraz już nikt nie wychodzi na dwór, wszyscy siedzą w domach, pomiędzy dziećmi nie ma interakcji i to także ma swoje konsekwencje. Badania pokazują, że dzieci, które nie mają ze sobą kontaktu, nie umieją rozpoznawać emocji i mają niższy poziom inteligencji emocjonalnej.
A tytułowy kresz? Zaczęłam zastanawiać się, czy ludzie urodzeni w połowie lat 90. Wiedzą, czym był kresz dla tamtych lat.
Jarek: Ja nawet nie wiedziałem, co to jest kresz! Dopiero jakiś czas temu uświadomili mi to Romek z Jakubem Jakobiszynem, który głównie zajmuje się u nas wizualnymi tematami, ale też pomaga nam ogarniać często cały projekt i z którym dobrze się rozumiemy. Chcieliśmy trochę spuścić z tonu jeśli chodzi o nazwę, bo „W naszych domach” była za bardzo rozbuchana. Chcieliśmy postawić coś na drugim końcu kija.
Romek: Trochę jak z Comą i ich „Zaprzepaszczonymi siłami wielkiej armii świętych znaków”.
Jarek: Kresz to coś tandetnego, ale też zajebistego, powracającego znowu, wjeżdżającego znowu na salony
Romek: …taniego…
Jarek: …kolorowego…
Romek: …przebojowego…
Jarek: …i zakorzenionego w tamtych czasach, ale odświeżonego teraz. To próba znalezienia lekkiego elementu, który będzie nawiązywał do całej atmosfery i vibe’u płyty.
Romek: Akurat kresz przetrwał próbę czasu, jak np. dzwony.
Jarek: Gdzie są dzwony?
Romek: A będą te spodnie Adidasa z guzikami z boku?
Jarek: One już są, ale w Balenciagowych klimatach.
Romek: Tak, pojawiają się, ale nie mogą się wybić, są bardzo niszowe.
Jarek: Teraz są jeszcze bardziej ekstrawaganckie. W środowiskach warszawskich na pewno wlatują na mięciutko.
Romek: A kresz jest popowy.
Jarek: Spodnie nadal są uważane za odważne, a kresz… Lada moment w TVN będą prowadzić wiadomości w kreszu.
Romek: Kresz jest nie do zajechania. Zostanie po nas jak karaluchy.
Dlaczego gracie Maanam? I dlaczego to „Wyjątkowo zimny maj”?
Romek: To jeden z polskich nieśmiertelnych zespołów, które przetrwały próbę czasu jak kresz. Te piosenki nadal działają. Są proste, oparte na dobrym tekście, dobrym, emocjonalnym wokalu, dobrym przejrzystym, łatwym w odwzorowaniu brzmieniu gitar. Maanam nie silił się na wielką poetykę, która nas nie dotyczy. Kora miała zdolność do pisania tekstów, które dotyczyły nas wszystkich.
Jarek: Ta muzyka jest bardzo uniwersalna. Natomiast w wyborze piosenki było trochę przypadku. Usłyszałem ponownie „Wyjątkowo zimny maj” w radio po długim czasie. Tak to chyba działa: gdy usłyszysz coś, o czym zdążyłeś zapomnieć, nagle pojawia się i jest efekt wow. Megaszacun, że ten utwór wjeżdża w 2k20 tak aktualnie. Czasami w domu gram sobie różne piosenki; nagrałem tę, wysłałem do Romka i Marcina, i stwierdziliśmy, że zagramy to na koncercie jako kawałek, który nam dobrze siedzi i fajnie się gra. Ludzie reagowali żywiołowo, choć nie spodziewali się go. Wrzuciliśmy go do sieci, w międzyczasie Kamil Sipowicz zgodził się na wykorzystanie tej piosenki w naszej wersji. Mieliśmy na uwadze, że to jednak Maanam i nieumiejętnym wykonaniem, nietrafioną wersją, można kogoś skrzywdzić. Estetycznie piosenka i ten cover jest nam bliski. Atmosfera tamtej muzyki zazębia się z tym, co my proponujemy teraz.
Rozmawiamy o przeszłości i teraźniejszości, a co z przyszłością?
Romek: 25.września ukazuje się nasza płyta, a 26. Rano Jarek siada i pisze nowe piosenki (śmiech). Jarek musi uważać na release party, żeby w sobotę być w dobrej formie.
Jarek: Taki jest plan. Na razie mam jedną piosenkę.
Potraficie myśleć o przeszłości po tym, co przeszliśmy w tym roku?
Jarek: Na tyle ile możemy. Nie mamy rozpisanych planów na siedem lat. Skupiamy się na tym, co my możemy zrobić, co jest w naszym zasięgu, nie przerzucamy odpowiedzialności na okoliczności zewnętrzne. Miała być płyta i jest.
Romek: Ja nie umiem. Ale Kuba umie.
Potraficie w jakiś sposób wytłumaczyć dlaczego lata 80. po latach wyszydzania nagle wróciły do łask i nastąpiła ich rehabilitacja w ludzkich głowach?
Jarek: Może jest w tym trochę kultury ironii? Dzisiaj triggerowane są rzeczy albo mocno przypałowe, albo bardzo dobre. Wszystko, co jest pośrodku, jest pomijane. Więc może chodzi o tę ejtisową przeryskę, glamowość, chamską hitowość, grubą produkcję, jaka nastąpiła po surowych latach 70.? To wpisuje się w tę mocną przerysowaną stylówę, która pewnie przez niektórych jest odbierana ironicznie. Ale lata 80. to też okres w muzyce, w którym było bardzo dużo dobrych rzeczy.
Romek: To okres w muzyce, w którym muzycy musieli dobrze umieć grać. Trudniej było nagrać płytę niż teraz. Teraz można kupić sobie studio i nagrywać, przez co jest bardzo dużo muzyki – od dobrej do bardzo złej. Czasem zastanawiamy się, że tak bardzo różne i odległe od siebie rzeczy są częścią jednej branży – na przykład disco polo i Strauss.
Jarek: I Tears for Fears.
Romek: Czy ejtisy były obciachowe?
Jarek: I czy wymagały rehabilitacji? Na pewno w jakiś dziedzinach tak. Ale to też była konwencja.
Romek: Doceniamy odwagę i wyrazistość, jakie wtedy były obecne. Chyba w latach 90. była większa obciachowość, choć muzycznie były to bardzo zróżnicowane czasy: od dźwięków elektronicznych po gitarowe. Cenię tamtych artystów za to, że mocno wchodzili w temat. Trzeba mieć na maksa jaja, żeby w takich stylówach wychodzić na scenę i jeszcze dobrze się w tym czuć. Jak Kiss, David Bowie albo chociaż Lady Pank. To byli wyraziści artyści, kolorowe ptaki, od razu było widać, że mają coś do powiedzenia.
Jarek. I mieli odwagę. Dziś Kiss byliby jeszcze bardziej śmieszni niż wtedy.
Romek: Dziś zmieniły się oczekiwania. Bardziej oczekujemy autentyczności niż przybierania masek, chcemy słyszeć historie, które nas dotyczą.
Jarek: A może to czy nasze czasy wymagają rehabilitacji? Przez ten brak wyrazistości. Może to wynika z tej różnorodności, wszyscy robią wszystko, ten content jest bardzo szeroki. Gdyby ktoś cię zapytał, co tam leciało w latach dwudziestych, to co powiesz?
Co państwo na to?