TOMM¥ €A$H
07/04/2017, Hydrozagadka, Warszawa
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że na piątkowym koncercie Tommy’ego Casha w warszawskiej Hydrozagadce (trzeba przyznać, że do żadnego miejsca w Warszawie Cash nie pasowałby lepiej niż do Pragi Północ) będzie aż tak dobrze. Trochę przyciągnęły mnie tam heheszki, trochę uwielbienie dla jego artystycznych klipów, postsowieckiej stylistyki i obciachowego wąsa. To miał być fajny wieczór, który stał się naprawdę super wieczorem.
Dawno nie byłam na koncercie, na którym fani zachowywali się jak prawdziwi fani – pojawienie się Tommy’ego na scenie wywołało wrzask i poruszenie w tłumie, a w miarę upływu czasu emocje nie przestawały sięgać wyżej niż niski sufit Hydrozagadki. W pewnym momencie Cash zaapelował, aby wszyscy odsunęli się krok w tył, bo ludzie już siedzą na scenie. “Ostatnio na moim koncercie w Warszawie ludzie mdleli. Nie chcemy tego. Potem dzwonią do mnie matki i mówią: „ej Tommy, moja córka zemdlała na twoim koncercie, co to ma być?”. A ja jestem niewinny” – uzasadniał swoją prośbę raper.
Sam jak najbardziej zachęcał publiczność do aktywności. Na jego hasło wszyscy zrobili słowiański przykuc, jak również wielki moshpit na środku małego klubu. Kiedy zgasły światła, ludzie wznieśli na prośbę Tommy’ego swoje telefony komórkowe i w klubie zrobiło się jaśniej niż wtedy, kiedy włączone były reflektory. Koronnym jednak przykładem tego, jak ludzie zaangażowali się w piątkowy koncert, było wspólne odśpiewanie “Winaloto” – tekst na pamięć znał każdy, a kiedy Cash krzyknął, że jesteśmy za cicho, salą wręcz wstrząsnęło. Sam Tommy chyba też był zadowolony, bo zagrał “hardcore versions” dwóch swoich hitów – wspomnianego “Winaloto” oraz “Euroz Dollaz Yeniz”, których, podobno, nigdy nie wykonuje na żywo.
Nie tylko publiczność stworzyła ten koncert. Cash był w świetnej formie i dał z siebie wszystko. Jego głos (bo przecież muzyki nie tworzono na żywo) brzmiał jak należy i mimo spływających po jego ciele strużek potu nie słyszałam w nim zmęczenia. Jak wspomniałam, wielokrotnie angażował ludzi w swój występ, a także świadomie operował ruchem scenicznym i mimiką. Ciekawi mnie, czy jego koncerty wszędzie wyglądają tak samo, czy to może kwestia wspólnego postsowieckiego doświadczenia blokowisk sprawia, że między Cashem a polską publicznością iskrzyło tak bardzo, że nie sposób się było nie spocić od gorąca, które było wynikiem nie tylko wysokiej temperatury i ludzkiego zagęszczenia.
Pod koniec swojego energetycznego występu Tommy wykonał najbardziej mroczny i niepokojącym utwór ze swojego repertuaru, czyli “Surf”. Tommy bujał się w rytm twardej elektroniki w czerwonej poświacie z ledwie kilku zapalonych reflektorów. Prawdopodobnie rozbudził wyobraźnię niejednej fanki, gdy mruczał “surf on her underwear, surf on her underwear…”. I można było nawet zapomnieć o tym dziwnym wąsiku.
Zdjęcia: Michał Wagner (zobacz wszystkie foty)
Co państwo na to?