The Notwist, Aloa Input
22/03/2015, Proxima, Warszawa
Byłem na koncercie Notwist w Warszawie. Ja i czterdzieści innych osób. Fajnie, bo nikt nie leżał mi na plecach, nie było też specjalnie duszno i bez większych kłopotów moglem obserwować, co działo się na scenie naruszając delikatnie strefę prywatną zgromadzonych na scenie muzyków. No właśnie, muzycy – ci nie mogli być zachwyceni, tak nikczemna frekwencja nie przytrafiła im się zapewne od czasów, gdy 20 lat temu grali hardcore.
Rozgrzewkę zapewnili odrobinę bezstylowi młodzieńcy z Aloa Input. Trochę smutni i wyciszeni, kiedy indziej bezczelnie radośni i głośni, z obowiązkowymi harmoniami wokalnymi, dużą ilością przeszkadzajek i saksofonem, którego nie było słychać. Wszystko brzmiało co najmniej poprawnie, jednak stanowczo brakuje im iskry charakteryzującej gwiazdy tego wieczoru. Melodie generowane przez Aloa Input zapomina się w sekundę po usłyszeniu – to w najlepszym wypadku poziom Local Natives z „Gorrila Manor”. Być może potrzebują jeszcze trochę czasu oraz siwych włosów.
Gdy tylko suport się zwinął, ilość gratów na scenie uległa podwojeniu. Notwist grają niemal na wszystkim – standardowe rockowe instrumentarium to tylko punkt wyjścia uzupełniony o ksylofon, analogowe syntezatory, gramofon, dziecięce cymbałki, różnego typu shakery i naciętą po krawędzi blachę perkusyjną, zwisającą z dwumetrowego statywu – wszystko to widzieliśmy i słyszeliśmy na tegorocznym OFFie. Podstawowa i dość zaskakująca różnica to brak tyczkowatego Martina Gretschmanna z joystickami w rękach. Grupa pozbawiona guru elektronicznych manipulacji siłą rzeczy zabrzmiała bardziej energetycznie i gitarowo. Miejsce Martina zajął perkusista Aloa Input – facet był naprawdę dzielny skacząc pomiędzy akustyczną gitarą, samplerowym sterownikiem a przeszkadzajkami, niemniej czegoś
delikatnie brakowało.
Zgarbieni i skupieni na swojej robocie Niemcy rozpoczęli otwierającym „Devil, You + Me” (a tu więcej na temat tego albumu) „Where In This World”, zaraz potem sięgnęli po z promowany aktualnie „Close To The Glass” (tak tak, o „Close To The Glass” również pisaliśmy). „This Room”, pierwszy tego wieczoru reprezentant „Neon Golden”, wypadł bardzo intensywnie i nerwowo, ze szczególnym wskazaniem na poszarpaną perkusyjno-adapterową końcówkę. Ciekawy patent zastosowali przy okazji „Run, Run, Run” – supercharakterterystyczny syntezatorowy motyw otwierający ten utwór przejął ksylofon. Nie wiem, czy było fajniej, ale z pewnością inaczej. Podczas „Pilot” odlecieli w dub, zabawy z loopowaniem wokalu i pełnokrwistą partię klubową, do tego po kwadransie zabawy udało im się wrócić do refrenu. Gdybym nie doświadczył tego samego na OFFie, pewnie zbierałbym szczękę z podłogi – a tak wychodzi na to, że to Notwistowa norma. Całość zamknął mięciutki „Gone, Gone, Gone” – tak byśmy nie mieli wątpliwości, że to już naprawdę koniec.
Piękny, głośny i intensywny, chociaż być może odrobinę zbyt mało zaskakujący koncert. Zastanawiam się tylko gdzie Państwo byli? No, ale przynajmniej obyło się bez kolejek do szatni.
Co państwo na to?