Psyche / Rational Youth
11/10/2014, DOM, Łódź
Buzia mi się cieszy – gdy tylko wracam myślami do dnia koncertu! Jeśli tekst jest w stanie utrzymać pokłady energii, które w dawkach nielimitowanych zaaplikował mi tamten sobotni wieczór i jeśli choć cząstką tej energii będę w stanie podzielić się z czytającymi kolejne wersety – znać, że podołałam wyzwaniu utrwalenia magii krotochwil, jakich dostarczył koncert Psyche i Rational Youth.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ten truizm w pełni oddaje dwa, wlekące się niemiłosiernie, lata od ostatniego występu Psyche w Polsce, który uświetnił jedną z edycji Electrotherapy – warszawskiej imprezy, doskonale znanej wśród bywalców nieistniejącego już klubu Fabryka Kotłów / No Mercy (z nieśmiałym w tym miejscu wtrętem autorki – to se ne vrati!). 2012–2014 to wystarczający bezmiar czasu, bym na mający miejsce w czasie drugiego weekendu października (11.10) w łódzkim DOM-u gig stawiła się wygłodniała bez reszty!
Właściwie poczułam się u siebie, jak w DOM-u, nim progi tego ostatniego zostały wreszcie przekroczone. Rozglądając się z narastającą ciekawością wokół siebie, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że oto przedziwna teleportacja skupiła w jednym miejscu: stołeczne (praskie) podwórko z 11 Listopada, rewiry osnutej (nadal żywą) legendą miejscówki wszystkich mroczniaków – wspomnianej Fabryki Kotłów, okraszone subtelnym aromatem berlińskiej awangardy. Odnosząc się do fabryczno-industrialnego klimatu Łodzi, tkanka infrastrukturalna okalająca DOM posłużyłaby tu za modelową ilustrację tychże słów. Godzinna rezerwa dała mi doskonałą sposobność, by w celach zwiadowczych hurtowo nacieszyć oko całą tą otoczką. Że czas skłaniał już jednak do lekkiej mobilizacji, obrałam wreszcie jedyny i słuszny kierunek. Gdzie, jak nie do DOM-u, mogły wszak prowadzić tego wieczoru wszystkie drogi…
I była to możliwie najtrafniej podjęta myśl, bo niemal na wejściu wpadłam na Stefana Raburę i Darrina Hussa, których zdążyła już obstąpić niemała grupka osób. Po serdecznej wymianie uścisków oddałam się bez żadnych skrupułów dłuższym i krótszym pogawędkom, sondując ich nastroje i zyskując skrypt wrażeń z koncertów Psyche w Niemczech, poprzedzających show w Łodzi. Wtedy też na stronie podzieliłam się z Darrinem pewnym zamysłem, jaki kiełkował w mojej głowie i szukał ujścia właściwie do sobotniego przyjazdu. Pozwolę sobie pozostawić Was w tym miejscu w lekkiej niewiedzy… Niech kontynuacja, którą przyniosą kolejne zapiski, nagrodzi najbardziej cierpliwych! Wróćmy zatem do DOM-u. Oczekiwanie na hasło do muzycznego odlotu umiliła też sposobność bezpośredniego poznania Tracy’ego Howe’a – frontmana Rational Youth, a także jego żony Gaenor (członkini zespołu w jego bieżącym składzie). Już pierwsze zamienione z Tracym słowa utwierdziły jego wizerunek równego gościa, przesympatycznego w kontakcie i bez jakichkolwiek oznak gwiazdorskiej maniery.
(zdjęcie: Anita Andrzejczak, www.facebook.com/fotoiluzja.AA)
Na pierwszy koncertowy ogień poszedł Rational Youth. Start grubo po czasie (23:00), z istnym jednak wejściem smoka. Nie tyle może sam dobór nagrań, co ich sekwencja frapowała mnie najusilniej w przypadku R.Y. I tu prawdziwy „zonk”! Po otwierającym „I Want To See The Light” do moich uszu dobiegł bowiem „Coloboid Race”, ścinający metaliczną polichromią dźwięków i odnoszący do kraftwerkowskiej epoki analogowych syntezatorów. Zdecydowany faworyt na „Cold War Night Life”, obiecująco zapowiadający się w wydaniu koncertowym już na etapie domowego odsłuchu. Na żywo wprawił w nie mniej transowy zachwyt. A był to znak, że synt(h)etyczny wulkan buzuje, by za ledwie parę chwil przysypać mnie muzyczną lawą. Egzemplifikacją tejże erupcji stało się kolejne nagranie: „Everything Is Vapour” (EP, 1999). Absolutna perełka w dorobku Rational Youth. Po łódzkim Nocnym Życiu ten track długo nie zejdzie ze szczytu moich bieżących odtworzeń. Mówiąc w oględnym skrócie – Syndrom Zapętlenia Jednego Utworu! „Cold War Night Life” to, rzecz jasna, pozycja obowiązkowa dla wszystkich melomanów, chłonących muzyczną barwę lat 80. z całym ich dobrodziejstwem gatunkowym: new romantic, synth pop, new wave… Powrót z rzeczonym singlem zachował noworomantyczny konstrukt zespołu, wzbogacając go o esencjonalną pulsację electro, flirtującego z ciemną stroną mocy. Już pierwsze minuty z Rational Youth rozgrzały więc moje uszy do czerwoności. A dalej było nie mniej porywająco. Tracy Howe i Gaenor to zarazem małżeński i muzyczny duet, który zdecydowanie stawia na pełną interakcję z publiką. Nie trzeba było stać więc o krok od sceny – wiązki pozytywnych fluidów rozlewały się po wszystkich zakamarkach DOM-u. Kolejne nagrania z „Cold War Night Life” oraz kilka innych muzycznych dokładek: „Pink Pills, Orange Pills” czy „Energie”, dowiodły wciąż świetnej formy wokalnej Tracy’ego. W naturalną eksplozję entuzjazmu wprawił wszystkich nieśmiertelny klasyk grupy „City Of Night”. I tu, ni stąd, ni zowąd do akcji wkroczył… Darrin! Mieszając się niepostrzeżenie z bawiącym się tłumem, pozostawił dla Tracy’ego tajemnicze zapiski, po czym wrócił pod scenę, pozostając tam już (ku naszej uciesze) do końca występu Rational Youth.
„Godzina duchów” (0.00) stała się nie lada gratką dla tych, którzy opowiadali się jednorako za jedną i drugą grupą. Psyche i Rational Youth sprzęgli bowiem razem siły na scenie – i było to istne spiritus movens wydarzenia. Poza spodziewanym odsłuchem owocu tejże kolaboracji: „Thunderstruck” (cover AC/DC) nie podejrzewałam, że Darrin, Stefan i Tracy mają w zanadrzu jeszcze inne wspólnie popełnione nagranie – „Overrated”. Bez bicia przyznam, że zwłaszcza drugi song przyprawiał bardziej o lekką wesołość niż czystej postaci zachwyt nad jego kunsztem. Wspomnieć w tym miejscu warto o kilku projektach, z którymi Darrin miał krócej lub dłużej trwającą styczność na scenie i poza nią: Angels Of Agony, Sara Noxx, Waiting For Words, No More (spokojnie można wstawić wielokropek). W przypadku żadnego z wyżej wymienionych nie nawiązała się chyba tak serdeczna, niewykalkulowana i trwała wieź, jaka połączyła Psyche z Rational Youth. Nie odnajduję w muzycznym świecie – zaznaczając, że kreślę tu subiektywne granice owego terytorium – równie otwartej, tryskającej energią i poczuciem humoru ze szczyptą zdrowego autodystansu osobowości, jaką jest Darrin Huss. I pod tym względem, czego dowiedziono „w realu”, Tracy nie ustępuje Huss’owi. Prawdziwą frajdę sprawia, jak bardzo widoczna jest między nimi zgodność osobowości i dostrojenia na scenie. Nieskrępowana radość z grania, pełnia zaangażowania i pokłady pasji, którymi obaj wykonawcy dzielą się szczodrze i z którymi wychodzą do swoich odbiorców. Przy zachowaniu muzycznych korzeni, nie dzielących bynajmniej obu grup. Wróćmy do sobotniego przebiegu spraw. „Thunderstruck”, eksponujący możliwości wokalne Husse’a (po Nostalgiefesten w Malmö obiecał, że opanuje pamięciowo tekst… i słowa dotrzymał!), wieńczył zarazem występ Rational Youth. Łapiąc oddech po pobycie w gęsto stłoczonej sali, udało mi się na zewnątrz klubu zamienić jeszcze parę słów ze Stefanem i Tracy’m, wyraźnie urzeczonym klimatem DOM-u i aplauzem łódzkiej publiki.
(zdjęcie: Anita Andrzejczak, www.facebook.com/fotoiluzja.AA)
Po niedługiej pauzie do akcji wkroczył Stefan Rabura i Darrin Huss, otwierając drugą (a właściwie trzecią) część koncertową. A ja wpadłam w muzyczną karuzelę bez trzymanki, bo każdorazowo takową fundują koncerty Psyche. Początek show („Secret Angel”) zbiegł się z awarią sprzętu nagłośnieniowego, zażegnaną jednak niemal z miejsca. Kaskada kolejnych dźwięków nie pozostawiała cienia wątpliwości – Darrin i Stefan już na samym starcie zaserwowali swoim fanom zmultiplikowaną dawkę mocy i uderzenia. „The Saint Become A Lash” w porywającej wersji Radical G. Rework. Niegdyś pomijany przeze mnie nieopatrznie w dyskografii – odkryty na nowo w reinterpretacji, nadającej mu pazur, głębię i hipnotyczny wymiar z obrzeży jaźni i snu. Nagranie te zdaje się zarazem swoistym pomostem między pierwszymi wydawnictwami Psyche: „Tales From The Dark Side” i „Insomnia Theatre” – osadzonymi w stylistyce synth-horror, a później zrodzoną twórczością, podtrzymującą bardziej (choć nie tylko) taneczną i „mięsistą” brzmieniowo odsłonę grupy – jak „Babylon Deluxe” czy „Hidden Place”. Periodycznie sprawę ujmując, kolejne lata przynosiły albumy Psyche o zróżnicowanej sile nośności, aranżacji i eklektyzmu materiału – również w obrębie tychże samych wydawnictw. O podobnej do studyjnych warunków strukturze kolażu można mówić, tagując występy Darrina i Stefana na żywo, z których każdy jest suwerenny i przekrojowo traktuje dokonania Psyche. Nie dziwi zatem przykładowe zestawienie siejącego grozą i zatopionego w halloweenowym sosie „Brain Collapse” i nie mniej apokaliptycznego „15 Minutes” obok tchnącego onirycznym, dreamwave’owym klimatem „Eternal” czy „Misery” i „The Outsider”, utkanych z eterycznej materii melancholii. Ze zbliżonym zresztą układem koncertowej tracklisty, mieliśmy do czynienia w DOM-u. Eksperymentalne podejście Stefana, uwypuklające aranżacyjny przepych i instrumentarium „Unveilling The Secret” i „Uncivilized” jasno dowiódł, iż potencjał większości nagrań Psyche odżegnuje się od ryzyka „zakatowania” jedyną słuszną i prawilną wersją. Darrin potęguje zaś ten efekt świeżości swoją niespożytą energią, charyzmą, zatraceniu się na scenie. To postać nie tylko barwna i obdarzony talentem wykonawca – jest on po prostu urodzonym zwierzęciem scenicznym! Nielicznym, jak jemu, udaje się gładko pogodzić warunki wokalne (całkiem bliskie wirtuozerii Marka Almonda) z żywym kontaktem z publiką (sławetny toast „Tyskie!” – czy garść innych anegdot i żartów sytuacyjnych, których przez lata rozjazdów na koncerty Psyche zwyczajnie spamiętać nie sposób) i układami tanecznymi, dopełniającymi oprawę show (w jak najlepszym guście). Jak statycznie i płasko brzmieć pewnie muszą te słowa dla kogoś, kto nie uraczył na własnej skórze ani jednego z porywających dynamiką i zwrotów akcji koncertów „Sajki”! Do jednego z takich punktów kulminacyjnych należał dla mnie opatrzony dedykacją cover Yazoo „Situation”. Podejrzewam, że ówcześnie, tylko przelatujący nad głową dynamit zdołałby skuteczniej usunąć wszystkie inne sprawy tego świata. Ten zamieszczony na wydanej w zeszłym roku kompilacji „Unknown Treasure” utwór przydarza się na koncertowej trackliście Psyche, co tu mówić, od wyjątku do wyjątku. Wieczór w DOM-u rozdał dla mnie wyjątkowy układ kart.
Oczywiście malkontent dojrzy nawet mikroskopijny defekt zarysowanego stanu rzeczy i reguła ta nie omija drobnych „ale” względem pokoncertowych refleksji. Musiałabym podjąć się jednak chyba kilkugodzinnych deliberacji, by wyłuskać choć jedno większe uchybienie, kładące cień na sobotnim koncercie. Godzinny poślizg ze startem? Wykorzystany do cna przy loży VIP-owskiej na nie znających umiaru pogawędkach z zespołami. Brak wizualnej oprawy, projekcji na występach Psyche i Rational Youth? Rekompensowany fluorescencyjną grą świateł, nieskazitelną niemal (wyłączając wspomniane jednorazowe zakłócenie techniczne) akustyką, i duuużą ilością dymu. Brak songów Psyche, na które po cichu liczyłam? Cóż, nie można mieć wszystkiego, a i całościowe dogodzenie indywidualnym upodobaniom – sprawa z gruntu tych przegranych. Darrin zadeklarował zresztą gorąco chęć pozostania w łódzkim DOM-u na zawsze, i w bardziej sprzyjających okolicznościach grałby ze Stefanem do oporu. Mając na względzie trudy maratonu koncertowego (Köln, Augsburg, Dortmund, Berlin, Łódź… uff! Wszystkie punkty zaliczone niemal w jednym ciągu, bez chwili oddechu) i zaawansowaną porę wieczoru (stan zaaferowania skutecznie odciął moją uwagę od spraw tak nieważkich, jak rejestracja bieżącego czasu – ale grubo po 2 w nocy było z pewnością) – należy wybaczyć muzykom, że nie zabawili z nami nieco dłużej.
A partia pokoncertowa? Oczywiście miała swoją kontynuację. Z godną pochwały płynnością, na wciąż rozgrzanej atmosferą koncertów sali, stery za DJ-ką przejął Wiktor Skok. Postać mająca na swoim koncie gro zasług w świecie alternatywnego podziemia Łodzi i inicjatyw kulturotwórczych na rzecz samego miasta, zakrojonych na tak szeroką skalę, że spokojnie mogłabym wydzielić w tym miejscu dodatkowy akapit. Synchronizacja autorskich video projekcji Wiktora Skoka z wiodącym motywem silent-movie z zaciekłymi, industrialnymi bitami, jakie serwował on wyłącznie z winyli – podtrzymywały parkiet i na nim obecnych w życiodajnym stanie praktycznie do godzin zamknięcia klubu (5:00). To The Goodest Electricity!
(zdjęcie: Anita Andrzejczak, www.facebook.com/fotoiluzja.AA)
Podziękowania dla DOM-u, organizatorów i wszystkich szczerze zaangażowanych w sobotni Psyche-iczny czas, za sprawą których 11 października 2014 w moim kalendarzu mogę zakreślić śmiało jako jedną z Muzycznych Dat Roku.
Co państwo na to?