Perfume Genius, Matteah Baim
01/10/2014, Lincoln Hall, Chicago
Wow! jest właściwą reakcją na najnowszy album Mike’a Hadreasa występującego pod pseudonimem Perfume Genius. Na „Too Bright” Hadreas narodził się na nowo. Narodziła się nowa gwiazda, królowa tegorocznej jesieni. Skoro więc królowa przyjechała do Wietrznego Miasta, obowiązkiem jej nowego poddanego jest udanie się na koronację. Tutaj kolejne zaskoczenie – oglądając video do „Queen” na koncercie można by spodziewać się blichtru i rozpasania. Okazuje się jednak, że „królowa” jest bardzo skromna, na próżno szukać tu fajerwerków i niecenzuralnych aktów. Za fortepianem siedzi jedynie skromny chłopak w czerni. Co prawda, na jego ustach i paznokciach błyszczy czerwień, jednak my jesteśmy tu przecież nie po to, by obserwować jego dyskretny kobiecy image, ale po to, by słuchać muzyki. Ta mówi przecież sama za siebie od pierwszych nut rozpoczynającego koncert „My Body”. Utwór ten znakomicie oddaje nowe brzmienie Perfume Genius, dobrze określa także nowe podejście do pisania piosenek. Artysta przyznaje, że nagle zrodziła się w nim chęć zrobienia czegoś śmiałego, a nie kolejnego bezpiecznego albumu z ładnie skrojonymi piosenkami na fortepian. Pierwszy był, nagrany w domowych warunkach, oszczędny w brzmieniu album Learning – liryczny obraz walki z uzależnieniem i osobistymi zawirowaniami. Drugi, „Put Your Back N2 It” jest doskonałym rozwinięciem stylu wypracowanego na debiutanckim krążku. Za sprawą wydanego we wrześniu „Too Bright”, Perfume Genius wzniósł na wyższy poziom wrażliwości i muzycznej świadomości. Pojawia się zupełnie nowa, świeża intensywność, nowa gama instrumentów i o wiele większa niż dotąd skłonność do eksperymentowania. W studiu pojawiają się zaś John Parish, znany ze współpracy z ulubioną artystką Hadreasa, PJ Harvey i Adrian Utley z Portishead, którego wpływ na brzmienie nowej płyty jest trudny do przecenienia.
Na nowe piosenki czekałem najbardziej. Chciałem usłyszeć jak Hedreas poradzi sobie z konfrontacją starego i nowego repertuaru. Za sprawą obecnych na scenie muzyków, bez trudu połączył subtelność starych piosenek z natężeniem aranżacyjnym nowego materiału. Jednak to jego głos i osobowość stanowią spoiwo tych, tak różnych, muzycznych światów. Po tak elektryzującym wstępie, „Take Me Home”, rozpoznany w mig przez publiczność „Dark Part” oraz cover Mary Margaret O’Hary – „Body’s In Trouble” zwolniły nieco tempo występu, powtórnie podkręcone za sprawą mrocznego Gird i Fool. Przez cały czas trwania koncertu tłum sprytnie wykorzystywał momenty pomiędzy piosenkami, by w ten sposób nawiązać kontakt z artystą. Po spontanicznie wykrzyczanym w pewnym momencie – „Thank you for being yourself”, Michael Hadreas zrobił krótką pauzę zanim odpowiedział – „No problem”. Poczucie scenicznego komfortu, ale i onieśmielenie – tym Perfume Genius ujmuje fanów. Ujął ich też z pewnością szczerym, emocjonalnym wykonaniem swoich piosenek, jak wyczekiwany przez wielu „Hood”. Nie był to jednak punkt kulminacyjny wieczoru. Od początku było wiadomo, że to „Queen” zakończy koncert. To jest naprawdę dobra piosenka a „Too Bright” to ambitny, odważny album. Wzorowo, przez Hadreasa, odrobiona lekcja z metamorfoz Davida Bowiego. Podobne przekraczanie granic, nie tylko myślowych, społecznych, ale przede wszystkim muzycznych. Wyraźne gitarowe riffy, klawiszowy jazgot i przestroga – „No family is safe, while I sashay”. W ramach bisu można było usłyszeć tylko krótkie kompozycje zagrane na samym fortepianie. Po nich Perfume Genius wstał, podziękował i wyszedł. I tak kończy się uroczystość koronacyjna, która odbyła się 1 października w chicagowskim Lincoln Hall.
Co państwo na to?