Open’er Festival 2016 – relacja instant
28/06 -01/07/2016, Gdynia
PJ Harvey
Nie podzielamy powszechnego entuzjazmu. Balansująca na granicy poprawności i nudy pani w średnim wieku skocznymi piosenkami o ludobójstwie podrywała pokaźny tłum do tańca. Nie tak miało być.
Savages
Dynamiczny, energetyczny, dobrze brzmiący koncert, choć odbiór psuła odrobinę Agnieszka Chylińska w roli wokalistki. „Adore” to jedna z najpiękniejszych piosenek na świecie.
Florence + The Machine
Bardzo nam przykro, ale nie.
Tame Impala
Mimo niedyspozycji Kevina Parkera najjaśniejszy punkt dnia. Znakomity koncert wykorzystujący wszystkie zdobycze współczesnej techniki.
Foals
Imperium Foals rozrasta się z każdym kolejnym koncertem, tym razem padło na fanów Red Hot Chili Peppers. W bezpośrednim starciu nie mieli większych szans z arcyrytmicznym, precyzyjnym i przebojowym show.
Red Hot Chili Peppers
Mimo umiarkowanych oczekiwań byliśmy rozczarowani trupą podstarzałych cyrkowców. Piosenki nadal lubimy, ale Josh Klinghoffer powinien zostać ubezwłasnowolniony.
Beirut
Kojąca budyniowatość występu Zacha Condona uratowała nasze nerwy po koncercie Red Hot Chili Peppers.
Caribou
Caribou na płytach może się podobać. Caribou na żywo prostuje loki. Fantastyczne zakończenie drugiego dnia.
LCD Soundsystem
Zgodnie z oczekiwaniami, James Murphy i przyjaciele doprowadzili pierwsze rzędy do wrzenia. Dodatkowe pięć punktów za zabawę w chowanego z oświetleniowcem podczas „New York I Love You But You’re Bringing Me Down”.
Vince Staples
Czasami krócej znaczy lepiej, szczególnie przy takim poziomie intensywności koncertu. Staples bez większego wysiłku i ciężkiego łańcucha na szyi przez kilkadziesiąt minut prezentował poziom nieosiągalny dla większości swoich hip-hopowych kolegów. Tak jak wszyscy obecni wtedy pod Alter Stage, my również życzymy Ci sto lat, Vince.
Sigur Rós
Monumentalnie, wzruszająco i z dbałością o najdrobniejsze detale, a to wszystko w ramach najbardziej zachowawczego gatunku muzycznego na świecie. W kategorii „oprawa sceny i okolice” absolutny numer jeden festiwalu.
Zamilska
W końcu udało nam się dotrzeć na porządnie nagłośniony koncert Zamilskiej. Jesteśmy pod wrażeniem tego, jak przy użyciu minimalnych środków przeobraża swoje utwory w zależności od miejsca, w którym występuje. Nie siedzieliśmy.
Paul Kalkbrenner
Paul o przerażającej mimice i trudnym do wymówienia nazwisku wciśnięciem jednego guzika zniszczył wszystko, co Sigur Ros z takim pietyzmem budowali przez półtorej godziny koncertu. Zdecydowanie wybieramy apokaliptyczne techno Zamilskiej. Dodatkowo odejmujemy pięć punktów za wizualizacje rodem z Powerpointa.
At The Drive-In
Jesteśmy bezkrytyczni wobec drużyny z El Paso i najchętniej ruszylibyśmy za nimi w trasę. Spodziewaliśmy się powtórki z koncertu w Berlinie, ale dostaliśmy nawet więcej. Stare utwory ewoluują, dyspozycja wokalna Cedrica poprawiała się z każdym kolejnym utworem, a afro ledwo nadążało za nadpobudliwym wokalistą. Publiczność śpiewała refren „One Armed Scissor” nawet kiedy techniczni zdążyli już rozłożyć połowę perkusji.
Grimes
To zadziwiające, że w czasach powszechności półplaybacku i auto-tune’a można fałszować tak bardzo.
współpraca: Bartek Gradkowski
Co państwo na to?