Nowy Stwór Mazowiecki
24/03/2018 Worek Kości, Warszawa
Edyta bezwiednie pcha palce do buzi, a potem bezczelnie się oblizuje. To bardzo nieładnie. Tak samo nieładnie śpiewa ona bezkompromisowe teksty do dźwięków kontrabasu czy akordeonu. Czy poważnie brzmiący kontrabas zniesie przekleństwa i kolokwializmy? Owszem, a nawet wydobędzie z nich ukryte piękno. W zeszłą sobotę (24.03.2018) w Worku Kości przekonaliśmy się o tym na własnej skórze – odbył się tam wtedy koncert Nowego Stwora Mazowieckiego. Był to trzeci i stanowczo najlepszy występ zespołu; tym razem zapowiadający także debiutancki album grupy.
Edyta Glińska (wokal), Patryk Walczak (akordeon), Mateusz Dobosz (kontrabas) i gościnnie Kacper Majewski (perkusja) tworzą zespół ze wszech miar oryginalny. Mówię o omnipotencji oryginalności ponieważ muzyka, którą tworzą artyści nawiązuje do korzeni (zatem origins) muzyki warszawsko-praskiej, mieszając ją z bardzo awangardowymi tekstami, w których to poetyckość miesza się z przekleństwami – to co kolokwialne, z tym co głęboko osadzone w kulturze. Piszę o tekstach, ponieważ zaprezentowane podczas koncertu piosenki (a jest to sto procent materiału, który znajdzie się na debiutanckim krążku zespołu) zostały ułożone podług nowego rejestru – tworzą one obecnie jedną, dość prostą, choć nie taką znowu łatwą emocjonalnie historię. Czy zatem krążek zespołu będziemy mogli nazwać koncept albumem?
Koncert w Worku Kości podzielony został na dwie części – zarówno w pierwszym, jak i w drugim secie Nowy Stwór Mazowiecki zagrał utwory dla siebie reprezentatywne („Potwór”, „Dziewczynki”), które publiczność dobrze znała. Gościnnie grający z zespołem perkusista – Kacper Majewski, którego obecność niewątpliwie bardzo ożywczo podziałała na występ, wprowadził liczne perkusyjne przeszkadzajki oraz egzotyczny instrument o nazwie Udu – zabiegi te dodały świeżości i zabawy, do tej pory widocznej głównie w splatających się i rozplatających groteskowych historyjkach zawartych w tekstach.
Nowy Stwór Mazowiecki jest bowiem pewnego rodzaju żartem, prowokacją. Zespół prześmiewa kulturowy obraz miłości antycypując przy tym estetykę dość mocno związaną z kiczem, estetykę kapeli warszawskiej. W Staśku Wielanku zespół odnajduje punkt wyjścia dla swojej twórczości, muzycy podkreślają to, co w gatunku reprezentowanym przez owego artystę najważniejsze – zadziorność i żart. Dekonstruując typową warszawską kapelę zmieniają oni proste granie w skomplikowane utwory, zaaranżowane bardzo skrupulatnie i nowocześnie. Teksty projektowane są wedle podobnego schematu – dla warszawiaka śpiewającego w kraciastym kaszkiecie przekleństwo czy kolokwializm są czymś naturalnym. To, że w Nowym Stworze śpiewa kobieta (potrafiąca zakląć nie mniej soczyście), która w dodatku wyśpiewuje niezmiernie emocjonalne, kobiece teksty (a czasem nawet krzyczy, jak w piosence „Syrenka”) dodaje dodatkowego koloru tej już i tak wspaniale skomponowanej całości. Moim zdaniem Nowy Stwór Mazowiecki nowatorskością dorównuje eksperymentom Doroty Masłowskiej czy Marii Peszek. Muzycy tworzą coś nieprawdopodobnie inteligentnego i profesjonalnego, coś czemu warto poświęcić niejeden wieczór.
Wracając do sobotniego koncertu – poza hiciarskimi utworami o żywym tempie Nowy Stwór zagrał swoje najlepsze melancholijne piosenki („Miód”, „Pa”), muzycy dokonali także niezwykle ciekawego eksperymentu. Podczas obydwu setów usłyszeć można było covery, a właściewie remake’i tej samej piosenki. Mowa tu o „Take the A Train” Billego Strayhorna (utworze szerzej znanemu dzięki Duke’owi Ellingtonowi), która to piosenka dostała dwa (!) nowe teksty. Niesamowity eksperyment zespołu wskazuje, że melodia tworzy niekończące okazje do interpretacji, a wymyślanie wciąż różnych tekstów do tych samych dźwięków wyrywa melodię z podległości słowu. Dodatkowo – pierwszy remake tego klasycznego jazzowego tematu zagrany został na kontrabas i wokal, podczas kiedy drugi remake – na wokal i akordeon. Wirtuozeria muzyków, zmienny tekst, przepełniony różnymi emocjami wokal pokazały całe spektrum możliwości interpretacji znanej piosenki. Eksperyment udał się ze wszech miar. Melodia owładnęła całe audytorium.
Po wysłuchaniu wszystkich utworów (12) publiczność nie chciała wypuścić zespołu do domu – dwa bisy wydawały się nie być wystarczające. Proszony o kolejne piosenki zespół, z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie ma już nic więcej do zagrania – gdyby nie to wyznanie, prawdopodobnie nie pozwolono by im zejść ze sceny. Nowy Stwór Mazowiecki zawładnął Workiem Kości, zatrząsł sukcesywnie opróżnianym szkłem na barze i obezwładnił serca słuchaczy. Czekam niecierpliwie na płytę zespołu. To będzie naprawdę coś innego na naszej nie tak znowu innowacyjnej, rodzimej scenie muzycznej.
Co państwo na to?