OFF Festival 2017 – relacja instant, odcinek 1
04 - 06/08/2017, Katowice
Nie dało się być wszędzie, ale robiliśmy co mogliśmy – oto pierwszy odcinek podsumowania najbardziejszych momentów tegorocznego OFF Festivalu.
Artysta, którego już nigdy nie zobaczymy: Silver Apples
Część redakcji odmówiła sobie gigu PJ Harvey, bo o tej samej porze, jako Silver Apples, grał Simeon Coxe. Nad doskonałym występem legendy eksperymentalnej elektroniki i krautrocka, co tu dużo kryć, wisiało widmo końca. Tego nieuchronnego. Po pierwsze za sprawą wspomnienia nieżyjącego już perkusisty Danny’ego Taylora, a po drugie przez fakt, że Simeon Coxe dobiega osiemdziesiątki. Simeonowi życzymy, żeby jak najdłużej zachował formę, niemniej jednak i do „Oscillations”, i do kawałków z wydanej w 2016 roku płyty „Clinging to a dream” tańczyliśmy, jakby jutra miało nie być. (MP)
Najbardziej statyczny koncert festiwalu: Frankie Cosmos
Urocza, nieśmiała i bardzo autentyczna w swej nieporadności pani w sweterku (tym razem bez sweterka) miała na swoją obronę wyłącznie króciutkie, ascetyczne piosenki i wyszła z tej próby bez najmniejszego draśnięcia. Było skromnie i statycznie do granic (nie licząc momentu, w którym Frankie postanowiła się położyć), ale to żadna ujma, bo piosenki wystarczyły, a nikt chyba nie oczekiwał scenicznej demolki z elementami wspinaczkowymi i połykania ognia. (MG)
Najpiękniejsza sceniczna demolka z elementami wspinaczkowymi i połykaniem ognia: Duży Jack
Duży Jack spełnił pokładane w nim nadzieje. Szczególnie nadzieje młodych panien. Część z nich już pewnie została groupies. Ja bym został. (ŁS)
Najlepszy powrót: Arab Strap
Powroty po latach to ciężki i kontrowersyjny temat. Nieprzyzwoicie łatwo jest nakryć na pazernym odcinaniu kuponów i nikczemnych próbach załatania debetu na koncie całą rzeszę cudownie reaktywowanych zespołów. Ale nie Arab Strap. Znakomity balans kompotentów tanecznych, opowiadankowych i nostalgiczno-gitarowych, świetne brzmienie, radość z grania i cała masa autentycznych hiciorów. A do tego grupa jest tak zgrana, jakby przez cały ten czas, gdy ich nie było, odbywali przynajmniej dwie próby w tygodniu. (MG)
Najbardziej zsynchronizowany koncert festiwalu: PRO8L3M
Na szczęście na ich koncercie nie było żadnego problemu z synchronizacją (Panie Robercie, może szuka Pan korepetycji?), a wybrane słowa tekstów, rzucane w wizualizacjach, idealnie zgrywały się ze specyficzną nawijką Oskara. Dzięki bitom z Art Brut, zafundowali mi podróż do lat 70. i 80., a piosenkami z dwóch ostatnich płyt skłonili do refleksji nad teraźniejszością (chciałoby się czasem uciec na inną planetę) oraz przyszłością zapodaną w postapokaliptycznym klimacie. PRO8L3M brzmi na żywo bardzo spójnie, a chłopaki rapują nawet podczas rozmów między kawałkami. Po tym koncercie niektórzy z pewnością mieli bolesny poranek i ochotę na tiramisu, na osłodę faktu, że był to ostatni dzień OFF-a. (MM)
Koncert najbardziej zsynchronizowany z Przystankiem Woodstock: Sheer Mag / Conor Oberst
Sheer Mag! Nie, Conor Oberst! Nie, Sheer Mag. A może jednak Conor Oberst? W obu przypadkach groźba Boba Westona „Get ready for Lynyrd Skynyrd!”, wypowiedziana poprzedniego dnia, nabrała nowego znaczenia… no i spełniła się. (ŁS)
Najdziwniejszy koncert festiwalu: „Wszyscy jesteśmy dziwni”
Panel „Wszyscy jesteśmy dziwni” w kawiarni literackiej, który nie był nawet koncertem, chyba że do tej kategorii zaliczyć można koncertowo wymieniane przez panelistów dziwactwa. Zbieranie instrukcji BHP i opowieści o festiwalu syren, a także wyrywanie mikrofonu Sylwii Chutnik, było jak kompletnie porąbany remiks rzeczywistości suto okraszony samplami z chorych umysłów ludzi z nadajnikami w zębach. Kto nie był, nic nie wie o życiu. (MS)
Koncert najbardziej zgodny z oczekiwaniami: Idles
Miało być szybko, gorąco, hałaśliwie i dokładnie tak było. Panowie zagrali niemal wszystko, co mają w repertuarze, główny krzykacz uroczo kiwał się na boki, wąsaty gitarzysta w którymś momencie został wyłącznie w bieliźnie, a energia w czystej postaci wylewała się każdą szparą namiotu Trójki, by płynąć dalej przez świat. Jestem zachwycony, ale obawiam się o przyszłość grupy – jak wybrną z tego, że już w porywającym debiucie wykorzystali dosłownie wszystkie tajne punkrockowe chwyty? (MG)
Najbardziej przeoczony koncert: Siksa
Biję się w piersi. Nie dość, że sam nie poszedłem na Siksę, to jeszcze wszystkim odradzałem, bo to mało śmieszny falsyfikat. Na szczęście ktoś umieścił cały wykon na jutubie. Nie potrafię się od niego oderwać. Trzeba mieć naprawdę sporo odwagi, żeby wychodzić przed szereg z takim przesłaniem. Wiem, że bywa odrażające, ale jak ma niby wyglądać sensowna sztuka inspirowana Pudelkiem i serwisami porno? Czym walczyć z patriarchatem i odzieżą patriotyczną? Jak dotrzeć do prostaczków? Oczywiście nie da się, ale można przynajmniej skutecznie powkurwiać. (ŁS)
Najgłośnieszy koncert festwialu:
Chyba wiadomo, prawda?
Ciąg dalszy nastąpi…
Zobacz zdjęcia z pierwszego, drugiego i trzeciego dnia OFF Festivalu.
Współautorzy: Martyna Plecha, Łukasz Suchy, Monika Mazur, Mon Sadowska
Co państwo na to?