Before Tauron: Nils Frahm, Dawn Of Midi
09/05/2015, Teatr Łaźnia Nowa, Kraków
Zmysły pomieszane przez Nilsa Frahma
Przepis brzmiał tak: fortepian, pianino elektryczne, syntezator, klasyczne echo taśmowe, automat perkusyjny, syntezator Moog z klawiaturą pedałową, melotron, robione na zamówienie pianino Una Corda oraz gwiazda wieczoru, czyli… customowe, napędzane elektronicznie drewniane organy. Do tego zamszowe speziale, rozciągnięty t-shirt i czarne, lekko wytarte jeansy. Aha, jeszcze on – Nils Oliver Frahm.
Rozgrzewka
Podzieliłbym koncert Nilsa na kilka części. Wychodzi do nas lekko uśmiechnięty chłopak z sąsiedztwa. Brawa publiczności na przywitanie nie sprawiają mu problemu, chyba nawet je lubi, ale widoczna jest pewna nieśmiałość. Gdy widzimy, jak ustawia parametry i sprawdza nagłośnienie mamy wrażenie, że to nieco wyrośnięty młody chłopczyk, który dopiero kilka dni temu dostał te wszystkie zabawki i jeszcze nie zdążył się nimi nacieszyć. Chłopczyk siada i w ramach przywitania z bijącą brawo publiką, odwraca się do niej i bez mikrofonu, szeptem wymawia „hey”.
Początek to fortepian i kompozycje miłe dla ucha, jak „Musique d’ameublement” Erica Satie, do której Frahm często nawiązuje w wywiadach. Mamy do czynienia z pianistą i koncertem fortepianowym. Nie jest to Festiwal Chopinowski, ale jesteśmy zachęceni do odszukania w sobie dużej wrażliwości na delikatne tony. „Ode” i „Some” z ostatniej płyty na start. Chwilami muzyk, jakby próbując rozgrzać i rozegrać klawisze, powtarza niektóre partie z większa siłą niż poprzednio. On sam również dopiero wchodzi w swój koncertowy stan i właściwe skupienie. Nawet kiedy w trakcie „Ode” pojawia się dźwięk zakłóceń od czyjejś komórki, Frahm jedną ręką grając, drugą udaje, że odbiera ten właśnie telefon. Ostatnia płyta „Solo” jest prezentem na Piano Day, zrozumiałe więc, że artysta wyłączył prąd i nagrał tę płytę na fortepianie. Jednak dla osób zasłuchanych we wcześniejszą „Spaces”, ta czysta akustyczność jest wyzwaniem. Mój początkowy nastrój sprzyja myślom w stylu „co ja robię na koncercie tego niemieckiego PIANISTY?”.
zdjęcie: Radosław Kaźmierczak / Festiwal Tauron Nowa Muzyka
Nils przesiada się po raz pierwszy
Dość szybko przenosimy się do starej hali (może postoczniowej), w której pobrzmiewają metaliczno-kosmiczne sample. „An Aborted Beginning” w Teatrze Łaźnia Nowa wypadło okazale, wystarczyło spojrzeć w górę, aby zobaczyć metalowe instalacje teatralne podtrzymujące oświetlenie i piękne kolumny zmontowane w kształt olbrzymich łuków. Pochodzę z pokolenia, które czekało kiedyś na koncerty Jeana Michela Jarre’a w telewizji i pamiętam między innymi jego występ w stoczni gdańskiej. Jarre i Frahm to inna wrażliwość, ale w pewnych momentach treści niesione przez ich muzykę mogą się kojarzyć. Nils siedzi coraz częściej przy syntezatorze. Basy zaczynają falować po podłodze. Niektóre fragmenty brzmią jak muzyka klubowa, na szczęście tej granicy również nie przekraczamy.
Moralny niepokój
Po wibrujących basach zaczyna się najbardziej kontemplacyjna cześć wieczoru. Te utwory, w których Niemiec bazuje na dramatycznie i przejmująco brzmiących dźwiękach, czyli np. „Said And Done” albo „Went Missing”. Momenty kiedy ludzie zamykają oczy i znikają. Światła studyjnych lamp ze skrzydełkami przygasają. Tylko mała wiązka pada na muzyka, abyśmy lepiej mogli dostrzec jego skupienie. Filmowcy mogą żałować, że nie wykorzystali tej muzyki w swoich filmach, ona sama maluje obrazy. Utwory przenikają się, a artysta siada w jakiejś sobie znanej kolejności przy kolejnych klawiaturach.
Muzyka czy muzyk
Końcówka to start i lot w kosmos. „All Melody” jest już forpocztą tego czym Frahm chce nas obdarować. Mamy grę na dwóch klawiaturach naraz. Nils chwilami zaczyna być żywym equalizerem, nie tańczy co prawda, ale jest w transie.
Gładkim przejściem wchodzimy do „Says” i to już jest czysta ekstaza. Publiczność także zaczyna ulegać drobnym rytmicznym ruchom. Piękne, rozciągnięte w czasie wykonanie. Oficjalnie na tym miał zakończyć się koncert, ale rozgrzana publiczność chce jeszcze. Nils kłania się i wychodzi. Za minutę wraca wśród braw, siada i sięga po szczotki toaletowe. Widać, że nie wszyscy widzieli jego koncertowe nagrania i stoją w zaskoczeniu. I tu zaczyna się coś co dla mnie jest stemplem artysty. Ponad piętnastominutowy muzyczny dyptyk „Toilet Brushes – More”. Od uderzeń szczotkami, przez siłowe uderzanie w klawisze, po końcowe wyciszenie, widzimy i słyszymy, że cały geniusz tkwi w Nilsie. Nagrania, które stworzył to nie przypadek i z pewnością powstaną następne.
Po
Wybiorę się na każdy następny koncert Nilsa w Polsce. Za skupienie, za publiczność i za ciepło, jakie udaje się stworzyć tą muzyką. Mam jednak jedną obawę. Chciałbym, aby Frahm pozostał introwertyczny w swojej muzyce. Widzę go zgarbionego i skupionego nad klawiszami w małej strudze światła, dlatego niespecjalnie uwiodły mnie, zarówno dźwiękowo, jak i wizualnie, okazałe organy – chociaż na pewno są one instrumentem unikalnym. Nie zachwyciło mnie również fikuśne pianino Una Corda, chociaż szczerze muszę przyznać, że kilka, a konkretnie trzy dźwięki, jakie się z niego wydobyły, były przepiękne. Reszta muzyki na nim wykonana brzmiała według mnie mało wyraziście i ubogo. Frahm jest multiinstrumentalistą i widać, jak lubi eksperymentować, stąd też jego niepowtarzalność, powinien jednak uważać, aby jego muzyka nie stała się nazbyt konceptualna.
Tauron
Koncert Nilsa Frahma to kolejny wstęp do tegorocznego festiwalu Tauron Nowa Muzyka, jednego z najciekawszych festiwali muzycznych w Europie według brytyjskiego The Guardian. Supportem Nilsa był młody Brooklyński zespół Dawn Of Midi, ich repertuar to muzyka bardzo wymagająca i szalenie techniczna. To kolejny przykład na to, jak odważnym artystą jest Frahm stawiając właśnie na nich. Program całego festiwalu na stronie www.festiwalnowamuzyka.pl Koncert Frahma to również część jego trasy koncertowej noszącej celną nazwę „Nils Frahm – Has Lost His Mind”.
Co państwo na to?