Audioriver 2015 – relacja dwugłosem
24-26 lipca, Płock
Dziesiąta edycja Audioriver już za nami. Wystąpiło na niej stu artystów, którzy każdego dnia festiwalu, od wieczora do białego rana rozgrzewali publiczność na płockiej plaży nad Wisłą. Być na wszystkich występach nie sposób. Opisać wszystko, co się widziało i słyszało również. Wybraliśmy więc kilka koncertów, które naszym zdaniem były najistotniejsze. Przede wszystkim dwie główne gwiazdy: Róisín Murphy i Underworld – ich koncerty nadal rodzą zażarte spory, nie tylko w naszych redakcyjnych kręgach.
Róisín Murphy
Koncert Róisín Murphy był niewątpliwie jednym z najbardziej wyczekiwanych przez publiczność, dlatego też wzbudził tyle emocji i komentarzy, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Wsród tych drugich przeważała opinia, że koncert był nudny. Fakt, nie było to lekkie, festiwalowe widowisko. Na czym jednak polega magia Róisín ? Jest bezkompromisowa, a scena to jej teatr, w którym to ona ustala reguły gry. Rozczarowanym proponuję posłuchać najnowszego krążka artystki, który nie jest nudny tylko melancholijny, zbudowany na zupełnie innych emocjach i melodiach niż taneczne „Overpowered”. Taki też był jej występ – refleksyjny, skupiony na pojedynczych dźwiękach. Poza początkiem i zakończeniem, w którym zaśpiewała wariacje hitów „Moloko”, reszta utworów pochodziła z jej najnowszego albumu „Hairless Toys” . Moim zdaniem od początku było jasne, że usłyszymy właśnie ten materiał. Po ośmiu latach milczenia wróciła wielka artystka, która się zmienia, poszukuje i inspiruje, a nie odcina kupony od dawnego sukcesu. Za to ją uwielbiam. (Aleksandra Saks)
Nie ukrywam, że byłem bardzo ciekaw co zaprezentuje na Audioriver Irlandka. Celowo nie czytałem relacji z jej powrotnych koncertów, nie sprawdzałem jakie utwory ma w setliście. Jedyne co zrobiłem, to zapoznałem się z płytą „Hairless Toys”, która, choć jest dosyć ciekawym materiałem, to niespecjalnie widziałem jej prezentację na Audioriver, i to jeszcze na głównej scenie. Nie do końca mi to pasowało. Uznałem jednak, że fakt zaproszenia Róisín właśnie do Płocka to znakomity pomysł. Pamiętam jej koncert sprzed kilku lat na Open’erze – to był istny ogień, wszędzie było jej pełno, emanowała magią i energią, która była wręcz zaraźliwa… Niestety to, co zobaczyłem na Audioriver, to był występ zupełnie kogoś innego. Kobiety, która przeżywa kryzys wieku, jest chyba po bardzo ciężkich przejściach. Było nudno i niemrawo. Początkowy entuzjazm związany z pojawieniem się jej na scenie szybko opadł. Z numeru na numer było coraz gorzej. Nie wytrzymałem do końca. Nowa płyta, która wypełniła większość koncertu, zupełnie nie sprawdza się w plenerowej odsłonie, brzmi płasko i sztucznie… Braki artystka próbowała nadrabiać formą, ciągle się przebierając. Owszem, to ciekawe i fajnie, że ma tyle kostiumów, ale muzyki w ten sposób nie uratuje. (Mateusz Straszewski)
Underworld
MS: Festiwal festiwalem… ale tak naprawdę na ten występ czekałem najbardziej. Przypomniały mi się licealne czasy, pierwsza wielka miłość i randka w kinie na „Trainspotting”. Zakręciła się łezka w oku. Brytyjczycy zaprezentowali set, na który złożyły się ich najbardziej znane utwory, w tym „Scribble” i nieśmiertelne „Born Slippy. NUXX” na koniec. Zabrakło mi tylko mojego ulubionego „Moaner”. Bardzo energetyczny występ, szalejący Karl Hyde na scenie, który bez najmniejszego problemu złapał kontakt z publicznością. Ponad 25 lat na scenie, a nadal nie mają sobie równych. Show prosty, ale nie skromny – świetne zgranie oświetlenia, ciekawe zabiegi operatorów na telebimach. Było na co popatrzeć i czego posłuchać. A przede wszystkim przy czym potańczyć. Kto wie czy będzie jeszcze okazja zobaczyć legendę na żywo w naszym kraju?
AS: Na wstępie przyznam się od razu, że Underworld to nie jest moja ulubiona grupa i nie zasłuchuję się w ich kawałki i nigdy też tego nie robiłam. Jednak być na Audioriver i Underworld nie zobaczyć… To się nie godziło. Trudno mi się z Mateuszem nie zgodzić, że ich występ to była podróż sentymentalna dla wszystkich, którzy szaleli pod sceną. A ja mam z tym koncertem problem (generalnie jak z każdym odgrzanym kotletem, nawet jeśli miałby być to artysta, którego uwielbiam), od muzyki i muzyków wymagam czegoś więcej niż wyjścia na scenę i odegrania swoich największych hitów, a tak właśnie wyglądał występ Underworld (ale w sumie prawdopodobnie nikt się niczego innego nie spodziewał) a do tego jeszcze ten komicznie ruszający się starszy pan na scenie, który udawał fajniejszego i młodszego niż jest w rzeczywistości. Czy warto? Cóż, chyba jednak tak, bo tłum był zachwycony, w końcu najlepiej bawimy się do piosenek, które znamy… A ja kolejny koncert legendy ominę szerokim łukiem i nie będę narzekać.
(zdjęcie: materiały prasowe Audioriver)
Nervy
AS: Podczas koncertu Nervów w Cafe Kulturalna wypowiedziałam na głos życzenie, że chciałabym ich usłyszeć na Audioriver, bo to idealne okoliczności do słuchania i tańczenia przy ich muzyce. Moje życzenie się spełniło i nie pomyliłam się. Główna scena była dla nich stworzona, widać było, że orkiestra pod wodzą Agima odnajduje się na niej wyśmienicie, utwory mają szanse rozbrzmieć i zostać poniesione Wisłą a publika szalała.
MS: Pamiętam, że premierowy koncert Nervów w Cafe Kulturalna nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Czegoś mi brakowało, nie mogłem do końca zrozumieć przyświecającej temu projektowi idei. W Płocku postanowiłem sprawdzić jak Agim z orkiestrą sprawdzą się na dużej scenie. I teraz już wiem czego brakowało mi w Warszawie: PRZESTRZENI!!! Nervy na płockiej plaży zaprezentowały się fantastycznie. Widać i słychać było także, że skład bardzo już się ze sobą zgrał i koncerty sprawiają im wielką frajdę. Ta energia udzielała się także publiczności, która świetnie bawiła się w rytm dęto-elektronicznego koktajlu serwowanego jej pod wodzą maestro Agima Dżeljilji. Mnóstwo pozytywnej energii i jedno z największych, pozytywnych zaskoczeń festiwalu.
(zdjęcie: Michał Wagner / Impression)
Tiga
MS: Pamiętacie hit sprzed lat „You gonna want me?” To była jedyna rzecz, jaką kojarzyłem przed występem Kanadyjczyka. Znajomy zachęcał, żeby sprawdzić, bo może być fajnie. Pewnie, nie miałem wówczas żadnej konkurencyjnej alternatywy, czemu nie? Trafiłem na jeden z najlepszych show, na jakich byłem od lat. Fantastyczne widowisko, genialne wizualizacje stworzone przez Pfadfinderei (Moderat też korzysta z ich usług). Energetyczny electroclash, impreza na całego. Miałem zostać na chwilę, żeby sprawdzić i ani się obejrzałem, a było już po wszystkim. Tańczyłem (co rzadko mi się zdarza) i miałem sporo szczęścia. Udało mi się być w środku, w namiocie. Podobno występ Tigi był tak oblężony, że wiele osób miało żal, że nie odbył się na głównej scenie.
(zdjęcie: materiały prasowe Audioriver)
Karenn
AS: Była już niedziela, sporo po 3:00 (a ich występ właśnie o tej godzinie miał się rozpocząć) zaczęło się już robić jasno i wtedy na scenę wyszli oni, czyli Blawan i Pariah, bez zbędnych ceregieli stanęli za konsolą i zaczęli robić rewolucję. Techno w ich wykonaniu jest prawdziwym majstersztykiem, dźwiękami wprowadzają publiczność w inne wymiary i alternatywną rzeczywistość. To, w jaki sposób je łączą, sprawia, że ciarki przechodzą po plecach i nie trzeba się wspomagać żadnymi dopalaczami… Chłopaki czerpią z tradycji gatunku, miksując ją z próbkami własnych pomysłów. Robią to ze stoickim spokojem i w skupieniu, warto było na nich poczekać i pozwolić im porwać się w tę kosmiczną podróż. Każdemu, kto nie widział a będzie miał kiedykolwiek okazję ich zobaczyć i posłuchać, z całego serca polecam.
(zdjęcie: Michał Wagner / Impression)
Współpraca: Aleksandra Saks
Co państwo na to?