The Twilight Sad – Forget The Night Ahead
Twórczość Twilight Sad jest idealna na jesiennozimowe wieczory – ciemną i wilgotną część roku, kiedy perspektywa wszędobylskiego białego puchu i radośnie migoczących choinkowych lampek jest jeszcze bezpiecznie odległa. Nie należy oczekiwać, że nagrania grupy podniosą nas na duchu, wręcz przeciwnie Twilight Sad sprawia, że robi się jeszcze ciemniej i jeszcze bardziej wilgotno. Jeśli preferujesz wełniane skarpety, grzane wino i radośnie skwierczący kominek to lepiej sięgnąć po klasykę w rodzaju „Last Christmas”.
Zespół pochodzi ze Szkocji, to ważna informacja, bo uroczy, choć twardy jak granit akcent Jamesa Grahama jest jego znakiem rozpoznawczym. To, że Twilight Sad gra smutno sygnalizuje zarówno nazwa jak i powyższy akapit, ale w żadnym razie nie oznacza to rachitycznego plumkania. Drogowskazami co do stylu grupy niech będą zdradzająca shoegaze`owe inklinacje przesterowana i zapętlona do nieskończoności ściana gitar, transowo hałasująca perkusja i kojarzący się z Joy Division chłód, a wszystko to zanurzone w głębokim i gęstym jak kisiel, dudniącym pogłosie.
Niesamowite jak po kolejnym przesłuchaniu niekończące się warstwy jazgotu układają się w skończoną, przemyślaną, ale dosyć wymagającą całość…
„Forget The Night Ahead” podąża ścieżkami wydeptanymi przez debiut. Produkcja ciągle jest umiarkowanie przystępna, zakładam, że w czasie nagrań dioda sygnalizująca zbyt dużą głośność sygnału wejściowego migała niemal nieustannie, ale z pewnością więcej tu momentów gdy nieskończony zgiełk gaśnie na rzecz prostych, ale dalekich od banału melodii – iskrzenie powstające na ich styku jest niezwykle ekscytujące. Na dobrą sprawę gdyby tylko odrobinę wygładzić brzmienie taki „I Became A Prostiute” mógłby zawojować niejedną rozgłośnię radiową o gitarowym profilu. No, być może należałoby jeszcze rozważyć zmianę tytułu. W kolejce za wyżej wymienionym mogą ustawić się także „Reflection Of The Television” czy „Interrupted”. Te piosenki mimo kompletnie niekomercyjnej oprawy mają spory przebojowy potencjał, zakładam, że Twilight Sad doskonale zdają sobie z tego sprawę, tym sympatyczniej z ich strony, że ostentacyjnie nim nie epatują. Wszystkie smaczki wychodzą na wierzch dopiero po kolejnych przesłuchaniach, co bezpośrednio przekłada się na przedłużoną przydatność do spożycia całego albumu. Utwory nie są specjalnie skomplikowane – taki „The Room” opiera się na dosłownie kilku powtarzanych do znudzenia dźwiękach, ale wraz z każdym kolejnym powtórzeniem poczucie zagrożenia narasta.
Z pewnością jest to płyta, która wymaga wzmożonej uwagi, ale też w pełni na nią zasługuje. Nie da się przy niej sprzątać mieszkania, gotować czy zmywać, „Forget The Night Ahead” słuchać należy w zapomnianym już nieco modelu skupienia uwagi wyłącznie na muzyce. Niesamowite jak po kolejnym przesłuchaniu niekończące się warstwy jazgotu układają się w skończoną, przemyślaną, ale dosyć wymagającą całość. Dobrnięcie do finału w postaci „At The Burnside” pozostawia wycieńczonego słuchacza pod grubą warstwą tężejącego cementu.
Na koniec ciekawostka, tytuł wydanej pomiędzy dużymi płytami EPki „Here, It Never Snowed. Afterwards It Did” to słowa, które padają w jednej z finałowych scen „Edwarda Nożycorękiego” Tima Burtona – to może być dobry trop w próbach zdefiniowania stylu grupy, a także niepodważalny dowód na to, że mają niesamowity talent do działających na wyobraźnię tytułów.
Co państwo na to?