These New Puritans – Field Of Reeds
Saturn przyciąga. Planeta, która rzuca złowieszcze światło na zapatrzone w niebo umysły poetów, filozofów i domorosłych krytyków muzycznych, cały czas ma silny wpływ na moją osobę. Stąd być może kolejny po (by wymienić tylko kilku artystów) Jacaszku (klik!) czy Trupie Trupa (klik#2!) wybór płyty do recenzji podyktowany przez ten odległy glob. Nie ma żadnych wątpliwości, że These New Puritans, są pod przemożnym wpływem Saturna, melancholia i czarna żółć wypełniają ich twórczość od początku. Być może ma na to wpływ pochodzenie zespołu, który swe pierwsze kroki stawiał w smaganym wichrami Morza Północnego, mglistym i pełnym niepokojąco pofałdowanych krajobrazów, hrabstwie Essex we wschodniej Anglii. Jeśli wspomnimy jeszcze, że z tej okolicy pochodził również XVI-wieczny alchemik i okultysta John Dee, w zachodniej części Essex powstawał zaś Blake’owski poemat mistyczny „Milton”, sprawa stanie się chyba jasna. Dodam tylko, że w Essex urodził się także Squarepusher, artysta co najmniej równie trudny do sklasyfikowania i często równie niepokojący, jak These New Puritans.
W niejednej z czytanych przez mnie recenzji „Field Of Reeds” nazwana została płytą przekombinowaną, dziwaczną, niejaką, którą można by określić jako sztukę dla sztuki. Ja jednak zaryzykowałbym tezę, iż, pomijając fakt, że jest to materiał, którego trzeba słuchać ze swoistym namaszczeniem i czasem dedykowanym jedynie tej czynności, Field Of Reeds nie jest bardziej „niestrawna” niż poprzednie dokonania zespołu, powiem więcej: wydaje mi się o wiele bardziej spójna i wyrazista jako projekt muzyczny. Poza tym, krytykując, trzeba pamiętać, by nie zapętlić się w „krytykanctwie”, które do żadnych konstruktywnych wniosków nie prowadzi, samo zaś jest zjawiskiem szkodliwym, które w nadmiarze, tuszować ma niedomagania stylu i analitycznego myślenia u wielu komentatorów.
Niewątpliwie „Field Of Reeds” pełna jest połamanych na wszelakie sposoby dźwięków – ogromna bateria instrumentów akustycznych przemieszana została przez These New Puritans z sampelkami i poporcjowana z matematyczną precyzją w taki sposób, że, by usłyszeć pełną gamę ciągle rozrastających się i urywających linii muzycznych, trzeba nie lada ucha. Płyta pełna jest wokalnych zawodzeń (choćby w „The Light In Your Name” czy „V”), śpiewu odartego z efektownych aranżacji, prostego, a jednak nie pozbawionego doskonałej studyjnej obróbki. Piękne chóralne śpiewy i gotyckie partie wokalne Jacka Barnetta czy Elisy Rodriques doskonale wpisują się w „para-poważne” instrumentarium – skrzypce, wiolonczele, instrumenty dęte, a w szczególności wszędobylskie pianino. Pomiędzy tymi zaś a zupełnie współczesną perkusją, gitarą elektryczną (której znajdziemy tu co prawda tyle, ile trzeba na lekarstwo) czy elektroniką, zachodzi zupełna symbioza, nie ma żadnych zgrzytów, jakby oba światy instrumentalne istniały dla siebie, by razem tworzyć niepowtarzalny, nieco sentymentalny, nieco melancholijny i nawet bardzo złowieszczy nastrój, który co chwila przyprawia o dziwny niepokój i smutek.
These New Puritans pokusili się tym razem o płytę, która w niesztampowy sposób pozwoli im na zajęcie miejsca w świecie muzyki jak najbardziej „poważnej”, to znaczy takiej, która przytłaczający ciężar istnienia przełoży na dźwięki, z jednej strony przez „czarne” treści: emocje i myśli, którymi przepełniony jest album, z drugiej zaś przez klasyczny sztafaż instrumentalny, nagromadzenie dźwięków przywołujących odległe w czasie, historyczne brzmienia, jakby sny z poprzedniego życia, odda głębię niepewności ludzkiego bytu, zawieszenia w istnieniu, którego sens zawiera się w obnażaniu bezdennej pustki. „A prayer that just for a minute/nonsense and meaning swap places/Nothing else but this”. Jest w tym coś z twórczości Dead Can Dance – „dawna poetyka” tej muzyki przywołuje takie płyty jak DCD czy Aion (wystarczy tylko posłuchać tytułowego Field Of Reeds), jest także zamiar podobny do tego, jaki przyświecał The Knife, gdy tworzyli oni swą najbardziej niezwykłą, i pewnie najbardziej niestrawną płytę „Tomorrow, in a Year”: „stworzyć muzykę metafizyczną, matematykę emocji człowieka w nieodgadnionym świecie. Jeśli usiłujemy zatem zbliżyć się do zamiaru tak ambitnego i donkiszotowskiego zarazem, zwykle ocieramy się o język co najmniej tak trudny i wysublimowany, że skuteczne zniechęcenie etatowych krytyków okazuje się nieuniknione.”
Co państwo na to?