płyty | recenzja

Susanne Sundfør – Ten Love Songs

Organo leptyka

Skromny, ale estetyczny digipack zawierający książeczkę z ilustracjami, których autorem jest Grady McFerrin. Jego stylistyka może kojarzyć się z Alfonsem Muchą. Mogłoby być ich więcej. Do każdej piosenki obrazek. Ale nie można mieć wszystkiego…

Kroto Chwile

„Accelerate / Fade Away” – W Katowicach po chwili nastrojowego oddechu Susanne tak zapowiedziała następną pozycję programu: „Let’s get back to disco!”. Dwa bardzo mocne, taneczne utwory, które w naturalny sposób łączą się ze sobą. Na koncercie zagrała je także razem.

„Kamikaze” – Ile tu się dzieje! To był koncertowy pewniak. Słyszycie ten moment kiedy Susanne brzmi jak Annie Lennox?

„Memorial” – Niektórzy określają tę płytę jako art pop. Posłuchajcie tego utworu. Zrozumiecie dlaczego…

„Delirious” – Bardzo emocjonalny. Zdecydowanie najmocniejszy numer na płycie. Uwielbiam ten moment kiedy śpiewa „I love the pain, I love the game/Come into my arms, come into my arms/You say that I’m delirious/But I’m not the one holding the gun”.

„Insects” – Niepokojące, drażniące zakończenie płyty. Industrialnie, noisowo… Bardzo ucieszyłem się, że zagrała go w Katowicach. Na żywo zabrzmiał zdecydowanie mocniej. Fani Nine Inch Nails byliby zachwyceni.

Co państwo na to?