
Standstill – Adelante Bonaparte

Na pierwszych dwóch albumach („Ionic Spell”, „Memories Collector”) hiszpańska grupa Standstill usiłowała naśladować ekstraklasę przemyślanego, kombinowanego wrzasku w rodzaju Refused czy At the Drive-In. Efekty były umiarkowanie porywające i pewnie dzisiaj nie byłoby o czym pisać, gdyby panowie nie przypomnieli sobie w porę własnych korzeni.
„Adelante Bonaparte” to piąte regularne wydawnictwo Standstill. Hardcore’owe naleciałości zniknęły bez śladu. Po 10 latach od debiutu oblicze grupy siłą rzeczy złagodniało, ale największy wpływ na ewolucję stylistyki musiała mieć, wspomniana powyżej, iberystyczna wolta. Konsekwencja w posługiwaniu się ojczystym językiem, a także coraz szersze wykorzystanie akustycznych instrumentów to obecnie największe atuty zespołu. Przy okazji wykształcił się u nich także spory talent w dziedzinie interesujących, nienachalnych melodii.
Nawiązania do hiszpańskiego folkloru są wyraźne, ale mimo wszystkich naleciałości, Standstill nie gra muzyki etnicznej i bez trudu mieści się w ciepłych i bezpiecznych ramach współczesnego, szczodrze przyprawionego nibyfolkiem, indie rocka. Proszę tylko nie wyobrażać sobie gładkolicych chłopaczków w rurkach śpiewających błahe trzyminutowe piosenki. Panowie mają swoje lata i nie grają od wczoraj – na „Adelante Bonaparte” słychać dojrzałość, wysmakowanie, ciągoty do eksperymentów oraz poważne koncepcyjne podejście.
Całość spina ciepły i nieco transowy wokal, wspominany udział psychodziecka i wykraczające poza rockowy standard instrumentarium.
Ostatnią z wymienionych cech można także poczuć w dłoni – „Adelante Bonaparte” wydane zostało w dość egzotycznej i rzadko spotykanej formie trzech EPek. W sumie dostajemy 20 utworów zamkniętych w zielonym, tekturowym pudełku z gustowną dziurką. Każda z płyt to kolejny, oddzielnie zatytułowany rozdział z życia Pana B, hiszpańskiego everymana. Proszę wybaczyć, ale moja karygodna nieznajomość hiszpańskiego uniemożliwia należyte zgłębienie konceptu – bazuję wyłącznie na tytułach utworów przetłumaczonych dzięki uprzejmości koleżanki. Bariera językowa może mieć jednak swoje plusy – moje, przyzwyczajone do anglojęzycznych wokaliz, ucho reaguje na Standstill w dość szczególny sposób. Prawdopodobnie słucham po prostu uważniej, a pozbawiony czytelnej warstwy znaczeniowej głos wokalisty staje się pełnoprawnym instrumentem – doceniam samo brzmienie, tembr i melodię, bez żadnych dodatkowych obciążeń. Dlatego, gdyby zdarzyło się tak, że Standstill wyśpiewują skończone głupoty, uprzejmie proszę mnie o tym nie informować, zupełnie odpowiada mi mój własny, urojony przebieg zdarzeń.

Materiał jest stosunkowo spójny, utwory ilustrujące kolejne części historii, której szczegółów nigdy nie poznam, tworzą dobrze przemyślaną i interesującą całość. Przewijają się kapitalne, ale i poważnie niepokojące sample dziecięcego głosu: złowrogi śmiech w „Cosquillas no (esta niña me gusta)” sprawia, że jeżą się włosy na karku, ale to nie wszystko, bobas-wokalista z sampla całkiem swobodnie radzi sobie także ze „śpiewaniem” refrenów („Hombre araña” i świetny, napędzany złowieszczą tubą „Elefante”).
Największe zagęszczenie typowo studyjnych zabiegów znajduje się na pierwszej, prawdopodobnie odpowiadającej dzieciństwu i wczesnej młodości bohatera, części trylogii. Ta płyta wydaje się również najbardziej zróżnicowana – bez trudu mieści eksperymenty o nieregularnej strukturze („Cosquillas no”), dynamikę bliską rocka (potężne bębny w „La familia inventada”) i delikatne fortepianowo-klawiszowe impresje („Madre ternura”). Kolejne, coraz czystsze gatunkowo EPki zmierzają w stronę stopniowego i nieuchronnego ukojenia i zdystansowania. Całość spina ciepły i nieco transowy wokal, wspominany udział psychodziecka i wykraczające poza rockowy standard instrumentarium.
Osobiście odrobinę męczy mnie nieustanne wachlowanie zbyt szybko kończącymi się płytami, ale gdyby „Adelante Bonaparte” ukazało się w formie tradycyjnego longplaya, materiał z pewnością zostałby o kilka indeksów przycięty. W związku z tym, że pozostaję pod dużym wrażeniem tego wydawnictwa i stanowczo nie zgadzam się na najdrobniejsze nawet redukcje, postanawiam z godnością znosić tę drobną niewygodę.
Co państwo na to?