Sleaford Mods – Key Markets
W wywiadzie, jakiego udzielił ostatnio portalowi Pop-Up Music, zapytany przez redaktora: „British music, especially post-punk, seems to be extremely (self-)referential. You have to do lots of research to understand what a particular song or line is about. Why is that? What is your view?”, Jason Williamson – jeden z dwóch muzyków tworzących po szyldem Sleaford Mods, odpowiedział przebiegle: „Real expression is sometimes very intelligent and dressed in the individuals idea of communicating a meaning. This can be void like in its interpretation”. Czyżby odpowiedź ta miała zamknąć usta zbyt dociekliwych krytyków, a może wręcz odwrotnie – stanowi ona rodzaj podwójnego zaprzeczenia, które otwiera nam dopiero pole do popisu? Niezależnie od tego, którą odpowiedź wybierzemy, mi i tak nasuwa się cała masa skojarzeń z twórczością brytyjskiego duetu; powiem więcej – zdaje mi się wręcz, że przynajmniej część z nich to faktyczne inspiracje lub, niezamierzone wprost, jednak bardzo głęboko osadzone w dziejach współczesnej kultury, powinowactwa. Niniejsza recenzja stanowiła będzie w głównej mierze przegląd tychże…
W szczelinach codziennej nudy i niepewności, kryje się coś, czego nie dostrzegamy – nasze codzienne zniewolenie, uzależnienie od sieci, telewizji, narkotyków, zakupów…
Zacznijmy od najprostszych. Oczywiście, jak czytamy w Wikipedii: „Sleaford Mods are an English post-punk/hip hop duo”. Nic dodać, nic ująć, jeśli brytolski (w tym wypadku określenie to wydaje się zupełnie uzasadnione) punk, do którego porównywana jest jazgotliwa, nieco bełkotliwa i z pewnością brudna estetyka Sleaford Mods, to – jako poprawni komentatorzy – musimy tu wspomnieć o The Fall. Jeśli zaś mamy szukać odniesień do brytyjskiej sceny hip-hop to oczywiście, bez mrugnięcia okiem wskażemy tu (jak uczyniło to już przed nami wielu znanych dziennikarzy muzycznych) nieortodoksyjną twórczość Mike’a Skinnera (The Streets), z jego ascetycznymi, czasem do bólu wręcz prostymi beatami i charakterystycznym sposobem melorecytacji. To jednak prościzna. Poszukajmy głębiej. Niewątpliwie, zarówno pod względem muzycznym – matowe, trzeszczące i oparte na ordynarnych wręcz punkowych samplach, podkłady każą poszukiwać konotacji muzyki Brytyjczyków w, jakże twórczym dla Wyspiarzy, końcu lat 70. Chodzi oczywiście o zimną falę i wszystkie jej postpunkowe odnogi, jednak szczególnie należy wspomnieć tu o Johnie Cooperze Clarku (JCC) zwanym punkowym poetą, którego surrealistyczne melorecytacje oddawały znakomicie szarość i marazm robotniczych dzielnic ówczesnych angielskich miast. Choć twórczość Modsów jest o wiele bardziej ziomalska, nie można jej odmówić skojarzeń z performatywną poezją rozczochranego gościa z Salford. Tak samo jak on, za pomocą kilku potocznych, wyrzucanych z siebie z prędkością karabinu (lub wręcz maszynki do mięsa), czasem grubiańskich, a czasem abstrakcyjnie lotnych słów Sleaford Mods dotykają egzystencjalnej beznadziei przedmieść – nudy, bezrobocia, telewizyjnego zidiocenia i wszędobylskiej reklamy, która zastępuje nam wszelkie drogowskazy moralne.
Jak widać, podobnie jak sama twórczość Brytoli, tak i powinowactwa łączące ich z popkulturą są nieco pokręcone; rzekłbym, że najlepiej odnajdują się oni na obrzeżach (działają pod szyldem niewielkiej wytwórni Harbinger Sound, nie starają się też, co usilnie podkreślają, w żaden sposób odnosić do artystycznego środowiska współczesnego UK), w momentach granicznych. Jeśli są prawie-punkowi, jak wspomniany John Cooper Clark, analogicznie są też prawie-hip-hopowi – w tym kontekście należy przypomnieć innego wielkiego melorecytatora: Gila Scott-Herona (GSH), którego twórczość, jak przystało na dziadka hip-hopu, również nie daje się jednoznacznie zaklasyfikować – mamy tu przecież prerapowe teksty, które GSH wygłaszał nieco podniosłym, nieco też agitatorskim głosem, mamy też powtarzalne, zapętlone sekwencje muzyczne, które hip-hopowcy doprowadzili później do perfekcji. Z GSH łączy Brytyjczyków coś jeszcze, a mianowicie ta niezwykła polityczna świadomość, że ten świat – świat podziałów klasowych, rasowych i płciowych, i tak niedługo runie (włącznie z wielkimi ideami emancypacyjnymi), nie ma więc sensu zajmować się przesadnie wzniosłymi sprawami, gdyż te najważniejsze leżą w najbardziej przyziemnych ludzkich potrzebach – emocjach, pracy, pełnej misce, poczuciu bezpieczeństwa egzystencjalnego i ekonomicznego.
Zarówno z JCC, jak i z GSH łączy zatem Sleaford Mods ten sam gniew, który nie jest jednak wypisany na sztandarach, ani w manifestach – to po prostu znajomość realiów, nic więcej. Łączy ich jednak coś jeszcze – ta sama dbałość o słowo, mistrzowska zabawa formą języka, która sama w sobie bogatsza jest niż każda przekombinowana treść. Polityczny przekaz zawarty jest w twórczości Brytyjczyków explicite, nie narażają nas oni na grzęźnięcie w bagnie wymyślnych metafor. Czy takie wersy jak: „Silent dreams are a blag on time / They get away with the worse crimes” („Silly Me”) pozostawiają jeszcze jakieś wątpliwości? Proste, motoryczne, ciężkie beaty mają za zadanie jedynie uwypuklić ten oszczędny przekaz – to głos wielości niezidentyfikowanych i pozornie niesłyszalnych jednostek, żyjących nie tyle w skrajnym ubóstwie, ale w skrajnej beznadziei i niepewności, które nie posiadają głosu w świecie blichtru i telewizyjnej cepeliady. Williamson zapytany o to, czy protest song, do niedawna uważany za martwą już formę, właśnie powrócił, odpowiedział z właściwą sobie wieloznacznością: „It’s not dead it just needs to be realised but that won’t fully happen until the rot touches those people then they will fucking start screaming, believe me. At the minute money is being thrown around if you work hard enough but at some point that will change for people at various stages in their lives. It’s then that a real message can be created. It’s up to you basically.”
A zatem Sleaford Mods to także znakomici komentatorzy społeczni, choć trudno byłoby ich uznać za politycznych agitatorów – tematy społeczne, podają oni inaczej, w tekstach Williamsona jest coś przygniatającego i dobijającego, do tego stopnia, że słuchając ich zaczynamy dostrzegać metafizyczny sens beznadziei. W miejscach, w których jest ona najbardziej dojmująca, w szczelinach codziennej nudy i niepewności, kryje się coś, czego nie dostrzegamy – nasze codzienne zniewolenie… uzależnienie od sieci, telewizji, narkotyków, zakupów. Konsumpcja podniesiona do rangi narzędzia kontroli populacji. Jeśli szukamy konotacji tak rozumianej krytyki społecznej w polskim światku muzycznym od razu nasuwa się przykład Wojtka Bąkowskiego i projektu NIWEA (aktualnie Bąkowski rozwija nowe przedsięwzięcie pod szyldem Telegaz), który w swych mistrzowskich tekstach łączył doświadczenie szarej codzienności blokowej Polski na dorobku z surrealistycznymi wizjami kamieni o smaku zębów… Być może Sleaford Mods nie mają aż tak poetyckich zapędów, być może ich muzyka nie jest tak koncepcyjnie przemyślna, jednak podobnie jak w przypadku NIWEI jej siła tkwi w bezpośrednim doświadczeniu, drobiazgowym spojrzeniu, bacznej obserwacji.
Co państwo na to?