Skalpel – Transit
Problem długości tekstów publikowanych w Internecie spędza ostatnio sen z oczu szanownego grona redaktorskiego serwisu musicNOW! Jedni mówią: zaufajmy odbiorcy, pozwólmy mu wybierać – przeczytać całość czy odpaść w połowie ósmej strony, jego preferencje nie powinny ograniczać naszej inwencji. To grono zwolenników tekstów długich. Inni twierdzą, że tekst powinna ograniczać nie tylko forma, ale również i objętość – zbyt obszerne pisarstwo nie sprzyja dyscyplinie merytorycznej i rozwija zgubny nawyk przegadywania każdej kwestii, co w efekcie prowadzi często do przesadnie subiektywnych, niezrozumiałych dla czytelnika, wywodów. Osobiście należę do drugiej grupy, co postaram się udowodnić za pomocą niniejszej recenzji. „Ordnung muss sein!”
Zacznę więc od stwierdzenia, na którym w gruncie rzeczy mógłbym poprzestać, gdyż stanowi ono jedyne ważne spostrzeżenie, jakie – by nie powtarzać wszystkiego, co już napisano o tej płycie – mogę dodać do corpusu krytyki muzycznej, skupionej wokół „Transit”. A zatem: moim zdaniem to album złożony de facto z dwóch, płyta dwubiegunowa, pełna wewnętrznego napięcia pulsującego gdzieś pomiędzy wypełniającymi ją tłustymi, jungle’owymi, tanecznymi beatami oraz długimi, przestrzennymi i rozmytymi samplami tworzącymi surrealistyczne tło tego niemożliwego tańca. Napięcia, którego właściwe miejsce znajduje się gdzieś pomiędzy, w samej istocie fachowej roboty naszych rzeźników, którzy tnąc sample, szatkując grubaśne basowe partie, gruchocząc koronkowe klawesynowe nuty, wyznaczają obszar niejednoznaczności, miejsce fantasmagoryczne, pełne stłumionych trzasków i bajkowych szeptów pochodzących gdzieś z dalekiej przeszłości.
Taki jest moim zdaniem wydźwięk tytułu: „Transit” to mediacja pomiędzy dwoma światami – ekwilibrystycznym jazzem rodem z lat 60. oraz współczesną awangardową elektroniką spod znaku np. Ninja Tune („If Music Was That Easy”) z jednej strony, z drugiej zaś pomiędzy tą samą elektroniką a tanecznymi i nieco bardziej oldschoolowymi rytmami hip-hop w stylu Afriki Bambaaty („Sound Garden”).
Jednym z najlepszych fragmentów płyty jest według mnie otwierająca ją, wbrew tytułowi bardzo energetyczna a zarazem nieco niepokojąca, Siesta. Jeśli wsłuchamy się w tło, oprócz pociętych piskliwych głosów, trzasków i skrzypień, na jeszcze głębszym poziomie usłyszymy coś, co wydaje się stanowić dyskretny podpis mistrzów, skromną sygnaturkę – ścieżki trzeszczącej płyty, resztki pochodzące z dawno zapomnianego już, analogowego świata, z kolekcjonerskim pietyzmem odgrzebywane przez duet z Wrocławia.
Nadal jednak nie wiemy czym tłumaczyć „dialektyczną” formę tego krążka, o której pisałem powyżej. Ja (niewątpliwie to czysto subiektywna uwaga, powtarzam zatem raz jeszcze dla jasności – ja!) biorę to na karby charakteru obu muzyków tworzących Skalpel. Z jednej strony mielibyśmy zatem spokojne, stonowane struktury okraszone onirycznymi wokalizami („Sea”), które śmiem przypisać producenckiemu kunsztowi Marcina Cichego, z drugiej śmiałe, groteskowo polepione, futurystycznie zapętlone i nieco drapieżne afrobeatowe (a może nawet drum’n’bassowe) nuty, które śmiało mogłyby znaleźć się na solowym albumie Igora Boxxa, Breslau („Sigma”). Doskonałym synopsis obu autorskich wpływów wydaje się leciutkie, naturalne, a jednak radykalne przejście w Surround, które przecina nieco ambientalne perkusyjne dźwięki introdukcji, łącząc je z właściwą częścią utworu, której budowę wyznacza już zupełnie inna, znacznie żwawsza rytmika.
„Transit” to płyta poprawna, przemyślana, doskonale wyprodukowana, choć być może nie mająca już tej bożej iskry, w którą niewątpliwie zaopatrzony był pierwszy długogrający album Skalpela oraz wszystkie jego przybudówki. Mimo to słucham go z przyjemnością, gdyż nie znajduję na nim śladów pozy, ani jakiejkolwiek muzycznej kalkomanii. To w 100% oryginalny polski produkt. Tylko pakować i wysyłać na eksport, chłopaki mają już w tym przecież doświadczenie.
Tutaj kończę, by dotrzymać obietnicy, którą złożyłem na początku tekstu. Niech mowa nasza będzie prosta i ostra niczym narzędzia chirurgiczne…
Co państwo na to?