Protomartyr – Ultimate Success Today
Piąty i być może ostatni album najbardziej oczytanego zespołu rockowego ostatnich lat rozpoczyna się czytelnym nawiązaniem do finału (a żeby być precyzyjnym także otwarcia) wydanego w 2017 „Relatives in Descent”. Joe Casey niezadowolony, że część słuchaczy mogła mylnie odebrać odnoszące się do prawdy, powtarzane wielokrotnie słowa „She is trying to reach you” jako delikatny powiew optymizmu, wchodzi w dialog z samym sobą. Pierwsze słowa, które padają na „Ultimate Success Today” przekreślają jakiekolwiek szanse na szczęśliwie zakończenie.
I could not be reached / No matter how / Many times she repeats / An empty space / That’s the whole of me
Formalnie rzecz biorąc album został ukończony na długo przed wybuchem pandemii czy protestami wywołanymi zabójstwem George’a Floyda, ale trudno mi wskazać inna płytę, która równie silnie oddawałby dezorientację, zagubienie i poczucie, że struktura, która organizuje nasze życie bezwstydnie rozłazi się na naszych oczach. Nie bez znaczenia jest tu pochodzenie grupy – Detroit. W minionym świecie prężny ośrodek przemysłowy, obecnie bankrut i jedno z najbardziej zrujnowanych miast Ameryki, przydaje im kilka punktów do wiarygodności. Carey z zespołem w rubryczce „dane” wpisali: prezydent troglodyta, katastrofa klimatyczna, skorumpowane elity, turbokapitalizm, następnie dodali dwa do dwóch i wbrew przysłowiu okazali się prorokami we własnym kraju.
’Cause to those that always have it / Money is no matter / And in these hungry times / Those trapped between stations / Will forget their manners
Protomartyr koncepcyjnie przypomina mi zawieszoną niedawno grupę mewithoutYou. Podmieńcie tylko post punk na post hardcore i okaże się, że przy wszystkich różnicach światopoglądowych oba zespoły łączą erudycyjne, pełne odniesień i cytatów teksty, do pewnego stopnia także sam sposób ich artykulacji, ale przede wszystkim otwartość na wpływy przy zachowaniu pełnej wiarygodności odnośnie restrykcyjnych gatunkowych kanonów. W przypadku Protomartyr oznacza to ekscytującą mieszankę dusznej, opartej na solidnym rytmicznym fundamencie ściany zgiełku, w punktach granicznych porównywalnej z rozpierdolem serwowanym przez Daughters, skontrastowanej z fragmentami, które mógłby napisać Matt Berninger z zespołem, zanim na dobre postanowił zostać gwiazdą rocka. Proporcje są zmienne, wyciągnięcie wszystkich niuansów wymaga kilku uważnych przesłuchań, ale nie mam wątpliwości, że z albumu na album grupa coraz lepiej operuje niuansowaniem nastroju, dynamiki i napięcia. Fragmenty delikatne nigdy nie brzmiały tak czule, mimo całej nagromadzonej w nich goryczy („The Afforist”, „Worm In Heaven”, końcowy fragment „Bridge and Crown”), apokalipsa zaś jest jeszcze bardziej chaotyczna i szorstka w odbiorze („I am You”, „Tranquilizer”). W teorii nie zmieniło się wiele, mamy tu raczej do czynienia z doskonaleniem detali, mimo to nawet przez moment nie odnoszę wrażenia, że ktoś tu się powtarza.
Everybody knows / We’re holding on to little dreams / To drive our bodies all down the line / Till there’s nothing left / But the Bridge & Crown
„Ultimate Success Today” to piekielnie aktualna i ostra migawka z USA w momencie, w którym amerykański sen przypomina raczej dygot, z którego nie można się wybudzić. Już sam tytuł zasługuje na uwagę – bezsensowna zbitka słowna będąca synonimem amerykańskiego optymizmu, potrzeby osiągnięć i śnieżnobiałego uzębienia jeszcze nigdy nie brzmiała tak nieadekwatnie i złowrogo. Protomartyr stąpają niepewnie po zgliszczach zachodniej cywilizacji, zaledwie przecinka w długiej historii tej planety, na tle zachodzącego słońca, które nic o nas nie wie.
Co państwo na to?