Plaid – The Digging Remedy
Jak zawsze odrobinę spóźnieni, swoją recenzję najnowszego wydawnictwa Plaid publikujemy już także po tym, jak wydali oni swoje najnowsze dzieło – EPkę „On Other Hands”. Oba wydawnictwa przesiąknięte są tym samym – typowym dla produkcji spod znaku WARP – odrealnionym, a zarazem opartym na dość surowych, chłodnych brzmieniach, klimatem, miejscami zahaczającym o nieco bardziej taneczne struktury, być może nawet „rave’owe”, bliskie post-techno, które dało początek eksperymentalnej elektronice takich artystów, jak Boards of Canada, Aphex Twin czy Autechre.
Nie ma chyba sensu rozpisywać się na temat podgatunku muzycznego, do armii weteranów którego należą Londyńczycy (obok innych wyżej wymienionych). Wspomnieć jednak należy, że Plaid wydają się najbardziej wierni pierwotnej konwencji dziedziny, którą określa się jako intelligent dance music (IDM). Płyta „The Digging Remedy” nie odstaje tutaj ani o włos, jest raczej konsekwentną realizacją tej, jakże niespójnej, ale jednak posiadającej pewne niewyraźnie zarysowane ramy, muzyce. Pisząc o tym wydawnictwie, Pitchfork stwierdza, że Plaid realizuje plan dawno już jasno nakreślony i rozpoznany – niewątpliwie, ani „The Digging Remedy”, ani też „On Other Hands” nie przynoszą znaczących zmian w brzmieniu czy rozwijanej przez duet stylistyce. Czy należy to uznać za wadę tego wydawnictwa? W żadnym wypadku – IDM stanowi dziś być może nieco zakurzoną, jednak nadal żywą, a nawet przeżywającą drugą młodość (więcej tutaj – recenzja ostatniego Venetian Snares) konwencję – jest swoiście intensywnym punktem na mapie współczesnej muzyki elektronicznej, choć rozwijającym się poniekąd wsobnie, jakby poza czasem, to być może z tego właśnie względu jednocześnie przewidywalnym i niesamowicie płodnym, opowiadającym wciąż nowe historie za pomocą tego samego muzycznego języka.
Znajdziemy tu wszystkie znane już chwyty gatunkowe – kaskadowe, układające się w lejące struktury dźwięki syntezatorów, jak w przedziwnym, mającym w sobie coś z wczesnych kompozycji Aphexa Twina, „CLOCK”, przerytmizowane partie industrialnych dźwięków, jak w otwierającym album „Do Matter”, czy też świetne, zapadające w ucho melodie, których popowe aranżacje wydają się nie nastręczać większych problemów, jak np. w „Melifer”. A wszystko to okraszone tak charakterystyczną dla Plaid przestrzenią, która nie bez kozery zbliża ich do wczesnych dokonań artystów pochodzących ze zgoła innych rejestrów muzycznych – tuzów post-rocka, takich jak Tortoise, Mogwai, a nawet Godspeed You! Black Emperor. Oczywiście nie znajdziemy tu tyle dronowego brudu, co w twórczości Kanadyjczyków, jednak szerokie panoramy dźwiękowe, jakie kreślą przed nami Andy Turner i Ed Handley, oparte zresztą, jak w „Melfier”, na dźwiękach gitary, zbliżają klimat tej płyty do wczesnych dokonań chicagowskiej sceny – by wspomnieć tu jedynie słynny album „TNT” Tortoise.
Jak już kiedyś pisałem, IDM zawiera w sobie dwa, pozornie sprzeczne, a jednak stanowiące o jego specyfice pierwiastki – pierwszym jest wirtuozeria oznaczająca odwagę eksperymentowania, pracy nad nowymi brzmieniami (tutaj szczególnie istotni są Autechre), wykorzystywania technicznych możliwości, jakie dają nam kolejne generacje elektronicznych narzędzi do produkcji dźwięku, drugim zaś nadludzkie wręcz wyczucie kompozycyjne pozwalające konstruować skomplikowane sekwencje dźwięków bez wytracania tanecznej rytmiki. Obie te cechy przynależą z pewnością również Plaid – mistrzom prostych, „dyskotekowych” melodyjek wkomponowanych w rezonujące syntezatorowe tło. Generalnie – także dla tej płyty – można by ukuć nowy termin „elektroniki matematycznej”, choć niektórym być może wyda się on nieco pretensjonalny.
Co państwo na to?