Owen Pallett – In Conflict
Owen Pallett to artysta, który w serwisie musicNOW! stanowi kolejną inkarnację nieśmiertelnego amerykańskiego psychobarda – Sufjana Stevensa. Te same załamania spiętrzających się symfonicznych kompozycji, ten sam liryczny śpiew połączony z surrealistyczną elektroniką. Opowieści o uczuciach, poszukiwaniu siebie, miłości, okraszone są tu kawalkadami kosmicznych dźwięków i potężnych chóralnych struktur. Owen Pallett pracuje gdzieś pomiędzy żarliwymi emocjami a najnowszymi technologiami.
Nominacja do Oscara za soundtrack do niegłupiego filmu o przyszłości pełnej wypielęgnowanych wąsów, podciągniętych pod pachy jutowych spodni oraz niedojrzałości emocjonalnej („Her”) wystrzeliła Owena Palletta na zupełnie inną orbitę popularności i rozpoznawalności. Dzięki temu ten etatowy twórca i odtwórca partii skrzypiec dla wszystkich, którzy tego potrzebują (R.E.M, Arcade Fire, The National, nie wyłączając nawet Linkin Park) zaistniał w zbiorowej świadomości jako w pełni odrębna i samowystarczalna muzyczna jednostka.
Talent tego niepozornego jegomościa o twarzy dziecka docenił sam Brian Eno. Na „In Conflict” dzielnie sekunduje Pallettowi na syntezatorach i gitarze. To chyba spora nobilitacja, powolutku zmieniający się dinozaura Eno nadal działa niczym unijny znak jakości, a nieskończona lista płyt, które ma na koncie przemawia sama za siebie. Nobilitacja numer dwa to strona fanowska, i to taka z prawdziwego zdarzenia. Kiedyś powszechne niczym internetowe księgi gości, dość dawno wyszły z mody, ustępując miejsca żarłocznym narzędziom społecznościowym. Owen Pallett może być dumny – oddolna fanowska inicjatywa mieszcząca się pod adresem http://alpentine.com to porządne źródło wiedzy na temat wszystkich jego poczynań, nie wyłączając zupełnie rozsądnej analizy tekstów.
Muzyczna tożsamość Pana Owena związana jest o dziwo, przede wszystkim z partiami wokalnymi. Skrzypce są obecne niemal ciągle, ale nigdy nie absorbują za bardzo – nastrój całości kreuje delikatna, chłopięca barwa głosu Palletta. Pisząc utwory do tego albumu Owen pracował według pewnego klucza – każdą z napisanych melodii z rozmysłem psuł dźwiękami, które z punktu widzenia teorii muzyki nie powinny się tam znaleźć. Jako deklaracja artystyczna brzmi to całkiem intrygująco, szczególnie gdy się o tym czyta – w rzeczywistości melodie faktycznie skręcają czasami w dziwne rejony, niemniej zupełnie nie przeszkadza to w odbiorze tego albumu. Ta niejednoznaczność wydaje się też pobrzmiewać w tekstach artysty – przepełnionych tęsknotą za prawdziwą tożsamością, odejściem do miejsc, gdzie wszystko będzie proste, a komunikacja miedzy ludźmi nie będzie wymagała sztucznych zapośredniczeń. „[…] I’m not afraid at all of changing but I don’t know what good it would do me” śpiewa Owen w otwierającej album kompozycji „I Am Not Afraid”. W tych i w im podobnych słowach artysty objawia się niespokojna dusza człowieka, który przez lata – z powodu swojego homoseksualizmu – musiał szukać miejsca i wizerunku, który inni zdołaliby zaakceptować; tworzył zatem własną mitologię, której celem byłoby usankcjonowanie odmienności, wyzwolenie z wszelkiej zawłaszczającej nas logiki. I zdaje się, że chodzi tu zarówno o logikę świata artystycznego, próbującego szufladkować i kategoryzować działania artystów w pustych i często redukcjonistycznych etykietkach, jak i logikę świata społecznego – przemoc symboliczną narzuconej normalności. W tym kontekście zarówno pięknie zaśpiewane, a jednak dziwaczne i poszukujące słowa Palletta, jak również muzykę – z jednej strony klasyczną i melodyjną, z drugiej przełamaną przez dziwaczne, nieprzystające elementy, można odczytać jako swoisty manifest wyzwolonej nie-normalności i suwerennej twórczości. Owen Pallett na barykady!
Co państwo na to?