płyty | recenzja

Nevermen – s/t

Organo leptyka

Trochę skłamałem pisząc o tym, że Nevermen to trio. Choć po prawdzie sam za tym nie nadążam. Na okładce płyty wymieniony jest jeszcze jeden członek grupy. Nazywa się Keith Tyson i ani nie śpiewa, ani nie gra. Wywija pędzlem. Całkiem dobrze się składa, że posiadam wydanie z wielkiej płyty. W niecodziennym jak na winyl plastikowym slipkejsie spoczywa rozkładany na trzy gatefold przyozdobiony sześcioma rasowymi dziełami sztuki. Bardzo mi się to podoba. Ciekawe jakie zaangażowanie Keitha w oprawę koncertów? Można spodziewać się czegoś niezwykłego.

Kroto Chwile

Płyta ma strukturę fraktalną. Można ją podzielić na utwory, a utwory można długo jeszcze rozkładać na czynniki pierwsze.

„Wrong Animal Right Trap” – Świetne zestawienie punkowej gitary z rwanym tanecznym rytmem w stylu będącym wizytówką Asian Dub Fundation. Wesołe przekomarzania w zwrotce, a na to wszystko zasmażka w postaci chórków o harmoniach wziętych żywcem z folkowych zawodzeń murzyńskich niewolników. Rozpędza się to i nagle robi miejsce dla chuligańskiego hip-hopu; wszystko to jednak na krótko, bo zaraz z nieba spływają piękne organy i rodzi się gospel. Oczywiście do momentu kiedy nagle perkusja eksploduje i przenosi słuchacza na kowbojską potańcówkę w wielkiej stodole…

„Tough Towns” – Tropienie tych wszystkich naleciałości to przednia rozrywka, ale zdarzają się też prawie zwykłe, stonowane piękne piosenki. Tough Towns to jeden z nielicznych utworów, w których wyraźnie słychać wszystkie korzenie. Zgaduję, że sklecony w jakiejś wczesnej fazie współpracy. Jest tu „TV On The Radio”, jest Faith No More i jest świetny nietuzinkowy hip-hop. Tough Towns, ma najpiękniejszy refren, jaki słyszałem od dawna. Czapki z głów.

Co państwo na to?