Muchy – Szaroróżowe
Wszystko w rocku zostało już powiedziane, zagrane, zaśpiewane, przemielone i wyplute. A jednak można dołożyć swoje trzy grosze, szczególnie jeśli ma się do powiedzenia całkiem sporo i z sensem.
Na polskiej scenie Muchy są w zasadzie weteranami, ale na piątym albumie wciąż stać ich na świeżość i rock’n’rollową energię godną debiutantów. Bo „Szaroróżowe” są trochę jak debiut. Ma tę samą aurę: naturalną, nieskalkulowaną. Piosenki na śmierć i życie. Album nagrywał skład założycielski: Szymon Waliszewski, Piotr Maciejewski i Michał Wiraszko; uzupełniony o Stefana Czerwińskiego i Piotra Kołodyńskiego. Może nie skaczą już na głowę, ale na pewno nie oglądają się za siebie. Jasne, poza kawałkami pod nóżkę („Plemiona”, „Psy miłości”, „22 godziny”) są tu całe sekwencje zbudowane z nostalgii, wersy z pamiętnika dla dorosłych i kilka srebrnych włosów, a nikt nie udaje, że ma dwadzieścia kilka lat i nadal w nic nie wierzy. Ale z rock’n’rolla się nie wyrasta, prawda, Panowie?
„A życie, to życie/Jak dowód jest szaro-różowe z obu stron”… To tak oczywiste, że aż zaczynamy się zastanawiać, czemu sami na to nie wpadliśmy wcześniej. No cóż, cały wic polega na tym, żeby znaleźć metaforę, której kilka słów znaczy wszystko. A Michał Wiraszko umie w słowa.
Utwór tytułowy to odpalona petarda w zaciśniętej dłoni. Wokalnie w refrenie zespół wspomaga Bela Komoszyńska z Sorry Boys, dodając utworowi trochę ejtisowego klimatu. Jan Borysewicz gra tu taką solówkę, że klękajcie narody. Jest jak Slash przed kościołem, Joe Perry na torach, Richie Sambora na ośnieżonych skałach.
Gości jest więcej. Gitary dzierży Paweł Krawczyk, Monika Borzym dostała pół etatu na wokalu, Kasia Nosowska sprytnie ukryła się w „Psach miłości”, a Zbigniew Krzywański w „Nie tak”. Taki gwiazdozbiór to jednak wisienka na torcie, bo kompozycje bronią się same.
Więcej jest także wersów do zapamiętania na zawsze: „A po drugiej stronie lustra/Czeka nikt tylko ty sam” („Na pół”) czy „Życie nas uczy z każdym dniem/Po swoje stać w kolejce” („Plemiona”) to tylko dwa przykłady z całego ich katalogu, jakim jest „Szaroróżowe”. „Lato 2010” jest jak kartka wyrwana z kalendarza pamięci. „Z pamiętnika podróżnika” jest trochę jak list pisany w rytm grającej sekcji rytmicznej to taki utwór, po którym mógłby skończyć się świat. Są i „Złocenia” o przetarciach w miejscach, gdzie w miarę upływu czasu stawaliśmy się silniejsi.
Michał Wiraszko wciąż jest na podium najlepszych tekściarzy made in Poland i ma ten tajemniczy ośrodek w mózgu odpowiedzialny zza nośne melodie.
Nagranie płyty o sile rażenia debiutu zdarza się rzadko, ale Muchy są wyjątkiem od reguły.
Ta płyta była gotowa już w ubiegłym roku, miała się ukazać, gdy świat się zatrzymał się na dobre. Może to dobrze? Teraz będzie miała szansę wybrzmieć donośniej. Zazdroszczę każdemu, kto słucha jej po raz pierwszy. Dla mnie w tym roku może nie ukazać się już żaden inny album.
Co państwo na to?