Laura Marling – Song for Our Daughter
Najnowszy (siódmy) album Laury Marling „Song for Our Daughter”, wydany w kwietniu bieżącego roku, jest piękną kontynuacją tego, do czego artystka zdążyła nas już mocno przyzwyczaić. Jest cudownie nienachalny i przez to wydaje się wręcz cieszyć się z pominięcia go. Jego tytuł (nawiązując do klasyka) powinien właściwie brzmieć „Ignore This Album”. O to chyba chodziło artystce. Mimo to, my spróbujemy napisać o nim kilka słów wyciągając go z otchłani niebytu.
Laura Marling to bardka uczuć. Przez lata serwowała nam niezwykle precyzyjne słowno-muzyczne konstrukcje stworzone ze smuteczku, rozczarowania i ciętego dowcipu pokazując, że miłość to skomplikowany społeczno-kulturowy proces. W procesie tym, jak uwidacznia Marling, biorą udział nie tylko dwie kluczowe osoby, lecz także materialne i niematerialne obiekty, wrażenia, miejsca, emocje, przeszłości i sny, które w tym, co się dzieje pomiędzy związanymi ze sobą ludźmi odgrywają niezwykle ważną rolę. Najczęściej na gitarze akustycznej.
Płyta nie zaznacza jakiejś konkretnej ścieżki progresji, pęcznieje raczej tuż po odtworzeniu pierwszego utworu aż do momentu, kiedy pianka dźwięków i słów niezauważalnie znika.
Poprzednia płyta Marling „Semper Femina” była bardzo silnym akcentem w twórczości artystki. Feministyczna, mocna, choć podana w sosie widmowego wręcz głosu Marling wyznaczyła w jakimś sensie nową erę w recepcji jej twórczości. „Song for Our Daughter” jest na pewno kontynuacją kursu obranego na poprzedniej płycie, przy czym nie jest to kopia wcześniejszego albumu. W odróżnieniu od niego, tym razem piosenki są znacznie mniej intensywne, wpadające w ucho, wyróżniające się. Właściwie poza niezwykle hiciarskim „Strange Girl”, nie ma tu ani jednego utworu, który można zapamiętać. Ten jest jednak wyjątkowy. Rozpoczyna się bujającym intro zagranym na bębnach i basie, by po chwili przemienić się w cudowne country typowe dla stylu Marling. Refren „I love you my strange girl; my lonely girl; my angry girl; my brave” natychmiast ustawia tę piosenkę w pozycji nowego feministycznego hymnu.
Na płycie znajduje się też wiele inspiracji Leonardem Cohenem oraz Paulem McCartneyem, można także dosłuchać się podobieństw do twórczości Joni Mitchell. Ósma w kolejności nagrań piosenka „The End of the Affair” inspirowana jest zaś książką Grahama Greene’a o tym samym tytule. Co ciekawe to dokładnie ta powieść skłoniła kilka lat temu Bena Howarda do napisania piosenki również zatytułowanej „The End of the Affair”. To jak różne są interpretacje tego samego materiału w wykonaniu Marling i Howarda zasługuje na osobny artykuł. Zachęcam jednak do posłuchania obu i przekonania się na własne uszy.
Instrumentalnie, tu pewnie Was zaskoczę – zaskoczeń nie ma. Jak zwykle u Marling (nie liczę tu genialnego projektu LUMP, który niestety okazał się być jednorazową przygodą) na płycie dźwięczy gitara akustyczna, pianino, skrzypce, delikatna perkusja. Główny wokal miękko otulają chórki. Płyta nie zaznacza jakiejś konkretnej ścieżki progresji, pęcznieje raczej tuż po odtworzeniu pierwszego utworu aż do momentu, kiedy pianka dźwięków i słów niezauważalnie znika.
Marling jest artystką wyjątkowo wszechstronną. Właściwie wszystko, czego się tknie zamienia się w złoto. Weźmy choćby jej kolaboracje z Noah and the Whale czy Mumford and Sons. W obu przypadkach Marling przyczyniła się do wspaniałych karier tych zespołów. Sama jednak wybiera ścieżki nieoczywiste. Zdecydowanie skupia się obecnie na tematyce empowermentu kobiet, swoją nową płytę opisując jako zestaw porad dla wyimaginowanej córki. Córki – jak sugeruje tytuł – „naszej”, córki wychowanej przez ludzki rój, albo nawet córki planetarnej, karmionej lasem, słońcem i mlekiem wielu matek.
Płyta „Song for Our Daughter” to bardziej wrażenie, próba rejestracji uczuć, pewna reminescencja utraty niż krążek, który ma przynieść twórczyni rozgłos i sławę. Nie należy zatem spodziewać się tu niezwykłych uniesień i doznań dźwiękowych, które odmienią nasze postrzeganie współczesnej muzyki. Tej płyty trzeba posłuchać, ale tylko po to, aby – tak jak o kobietach w pewnym wieku – po prostu o niej zapomnieć.
Co państwo na to?