Innercity Ensemble – IV
Po entuzjastycznie przyjętej „III”, wydanej w październiku 2016 roku, muzycy Innercity Ensemble znowu zdecydowali się zmylić trop. W najnowszej odsłonie członkowie kolektywu jeszcze bardziej zacierają granice między gatunkami, a język improwizacji, którym tak swobodnie władają, zostaje poddany postprodukcyjnym eksperymentom.
Muzyka septetu Innercity Ensemble zawsze kojarzyła mi się z puzzlami, ułożonymi jednak nie z jednego zestawu, tylko z różnych kompletów. Każdy członek zespołu przynosi na próbę swoje układanki, których fragmenty rozrzucane są wspólnie przed sesją nagraniową. Zasadnicza część materiału powstaje dzięki improwizacji wokół przygotowanych wcześniej tematów dźwiękowych – linii melodycznych czy partii rytmicznych. Twórcami są Radek Dziubek (perkusjonalia, elektronika), Rafał Iwański (perkusjonalia), Wojciech Jachna (trąbka, organy elektryczne), Rafał Kołacki (perkusjonalia, sampler), Artur Maćkowiak (gitara, syntezator), Tomek Popowski (perkusja, syntezator) oraz Jakub Ziołek (gitara, syntezatory, pianino, głos).
Na „IV” kluczowym pojęciem jest „zmiana”.
W przypadku najnowszego albumu, „IV”, wydanego 18 października 2019 roku przez Instant Classic, puzzle dokładane były jeszcze po zakończeniu sesji nagraniowej. Jak podkreślają sami muzycy, tym razem większą uwagę poświęcili postprodukcji. Tych zabiegów studyjnych z każdą płytą przybywa. Na „IV” rzeczywiście jest tego chyba najwięcej. Pewne rzeczy warto jest dograć później, zostawić dla nich przestrzeń podczas sesji, mieć je w zamyśle, bo dzięki temu można lepiej opanować całość – mówi Rafał Iwański. Rozmawiamy w przeddzień koncertu grupy, podczas ósmej edycji Fonomo Music & Film Festival. Piątek 18 października to nie tylko dzień premiery albumu, lecz także występu grupy przed publicznością festiwalową. Tego wieczoru skład powiększy się o jednego wykonawcę. Lucas Gutierrez, argentyński artysta multimedialny, przygotował do muzyki Innercity Ensemble wizualizacje. Animacje Lucasa to chyba najlepsze możliwe zobrazowanie obecnego brzmienia septetu. Abstrakcyjne barwne kształty, glitche, nawiązania do projektów 3D, tworzonych w ramach wzornictwa przemysłowego, słowem – intrygująca i zaskakująca formuła.
W przypadku „IV” kluczowym pojęciem jest „zmiana”. Potwierdzają to już pierwsze dźwięki otwierającej album kompozycji „reKonstrukt I”, stworzonej z gościnnym udziałem bydgoskiego instrumentalisty i producenta Krzysztofa „Freeze’a” Ostrowskiego. Krótki ambientowy obrazek można traktować jako intro do całości i zapowiedź dominacji elektroniki. To także utwór, który według mnie najbardziej współgra z okładką zaprojektowaną przez Hannę Cieślak. Nad synthwave’owym horyzontem powoli ukazuje się zamaskowana bogini, z jej palców strzela płomień układający się w rzymską czwórkę. Witajcie w krainie Innercity. Jak będzie tym razem? Na „III” dużo rzeczy wychodziło z samego rytmu – stworzyliśmy wtedy sporo partii z Rafałem Kołackim. Teraz więcej sekwencji elektronicznych przygotowali Kuba i Radek. Takich, które od samego początku narzucały pewną rytmikę i melodykę. To do nich podczas sesji dogrywaliśmy na żywo pozostałe struktury rytmiczne, a także perkusję i perkusjonalia. Kilka motywów przygotował również Tomek Popowski na urządzeniu Tempest, to taki syntezator analogowy. Znudziło mu się trochę granie na tradycyjnej perkusji – tłumaczy Iwański.
Chropowate, kanciaste brzmienia syntezatorów są głównym budulcem większości kompozycji. Nawet jeżeli na pierwszy plan wychodzą gitary, wygrywające afrykańsko brzmiące, pełne południowego słońca riffy, za chwilę chowają się w tle, zapętlone, ustępują przed chłodem partii elektronicznych („Massif in the Sand”). Echa przeszłości projektu da się wychwycić w monumentalnym, plemiennym brzmieniu rozwinięcia „Cataliny”. Jednak i tutaj pojawia się zaskoczenie w postaci wokalu Kuby Ziołka. Instrumentalna formuła, praktykowana przez zespół od początku, zostaje w końcu przełamana. Jak zdradza Rafał Iwański, wszystkie partie wokalne zostały przygotowane już po trzydniowej sesji nagraniowej w pałacu w Ostromecku (ulubionym miejscu pracy twórczej Innercity). Śpiew, który pojawia się także w transowym „Great Meadows of Kuyavia” oraz hipnotycznym „Suave Machines”, można traktować czysto instrumentalnie – podobnie jak we wspólnym projekcie Kuby Ziołka i Wacława Zimpla (Zimpel/Ziołek, Instant Classic, 2017). Można odnieść wrażenie, że teksty czy poszczególne frazy podporządkowują się muzyce, stapiają się z linią melodyczną. Z pewnością są kolejnym barwnym elementem tej układanki.
Innercity Ensemble ma na swoim koncie występy na licznych festiwalach jazzowych: Jazz Jantar, Jazz Od Nowa Festival, Katowice Jazz ArtFestival to tylko niektóre z nich. Obecność jazzowego elementu w brzmieniu zespołu to zasługa Wojciecha Jachny. Na „IV” muzyk porzuca na chwilę swój instrument na rzecz organów elektrycznych. Wojtek podczas sesji nagraniowej w jednym numerze w kilku take’ach zagrał na trąbce, a w kilku take’ach na klawiszach. My graliśmy cały czas ten sam motyw. Później jego partie zostały zmiksowane w jedną całość. Znowu wracamy tu do wątku postprodukcji. Na tej płycie jest jednak zdecydowanie mniej elementów jazzowych. Najwięcej było chyba na poprzedniej ze względu na eksplorację trąbki, ale Wojtek też nie chce grać już tak dużo na tym instrumencie, bo z jego punktu widzenia ten zespół nie ma możliwości iść w stronę jazzu. Z resztą i tak żaden z nas nie ma takich aspiracji – wyjaśnia Iwański.
Ale czym tak naprawdę jest „IV”? Mieszaniną elektro, etno, jazzu i postrocka? Czymś, co da się opisać za pomocą obszernego terminu „fusion”? To nieistotne. Najnowsza płyta kolektywu nie jest próbą uchwycenia wspólnego języka zespołu. To swobodna rozmowa w międzygatunkowym dialekcie, który ewoluuje od momentu pierwszej improwizowanej sesji w bydgoskim Mózgu latem 2011 roku.
Co państwo na to?