płyty | recenzja

I Am Kloot – Sky At Night

Organo leptyka

Nieuleczalne urojone stetryczenie, na które grupa cierpi od czasów debiutu, ujawnia symptomy także w oprawie graficznej albumu – prawie w całości monochromatycznej, ciężkiej i posępnej. Sympatycznie, że wydrukowali teksty, mniej sympatycznie, że wydrukowali je po najmniejszej linii oporu – białą czcionką na czarnym tle, co stanowi 80% całej oprawy tego wydawnictwa. Może z racji wieku panowie nie wiedzą, że wynaleziono kolory? Pozostałe 20% rozdzielić należy pomiędzy ultraprzewidywalne zdjęcie okładkowe (reprodukcja gdzieś powyżej) i portret szacownych muzyków (jednak w kolorze). OK, są dość starzy. Za dużo burbona.

Kroto Chwile

„Northern Skies” – kwintesencja stylu grupy, nie da się nie nucić.

„Radiation” – I Am Kloot w wydaniu bogato zdobionym i rozwijającym się. Przysiągłbym, że przechodził tamtędy Dawid Bowie.

„Fingerprints” – świetny patent na niekończącą się zwrotkę.

Co państwo na to?