I Am Kloot – Sky At Night
Muzycy I Am Kloot młodość mają już szczęśliwie za sobą, ale od przeszło 10 lat z premedytacją pozują na jeszcze starszych niż w rzeczywistości. Nie mam pewności ile lat mieli członkowie grupy podczas prac nad debiutem, ale skoro nagrywają i koncertują dalej, to niemożliwe, by było ich aż tak wiele.
„Sky At Night” – szósty album w ich dorobku, to logiczna kontynuacja obranej drogi. Mówiąc wprost brytyjskie trio gra cały czas to samo, przeplatając zapadające w pamięć melodie generowane przy pomocy, w dużej mierze akustycznego instrumentarium, refleksyjnym nastrojem i brakami w uzębieniu.
Żadnej z piosenek zawartych na „Sky At Night” się nie spieszy. I Am Kloot grają we własnej lidze uroczych patologicznych smutasów bez większych rokowań na wyleczenie. Ciągle są niezawodni w kategorii wyciszonych piosenek opartych wyłącznie o głos i akustyczną gitarę („I Do”), czasem skręcają w stronę country („Northern Sky”), innym razem robią się odrobinę teatralni („Lately”), bez trudu jednak mieszcząc się w ramach tak-zwanego-indie-rocka – nie jest to szczególnie trudne, bo nie mam pojęcia co ten termin tak właściwie oznacza.
Wersy w stylu: „there is blood on your legs, I love you…” z debiutu już im się raczej nie przydarzą, a rzężąca gitara zwyczajnie nie pasuje do szklaneczki burbona.
Drażni mnie nieco nadużywanie brzmień orkiestrowych, ale to może kwestia mojej osobistej traumy. Historia pokazuje, że zatrudnienie orkiestry w kręgach okołorockowych jest jednoznacznym symptomem rozpaczliwego braku pomysłów i krańcowego wypalenia. Jest to niestety prawo uniwersalne, niedopuszczające najmniejszych nawet wyjątków – jak świat światem, od (za przeproszeniem) Metallicy po (za przeproszeniem) Lady Pank. Oczywiście istnieje zasadnicza różnica między szczególną formą znęcania się nad słuchaczem za pomocą całych płyt wypełnionych orkiestrowymi wersjami swoich największych przebojów (patrz wyżej wymienieni), a urozmaicaniem aranżacji przy pomocy klasycyzujących brzmień. Niemniej, tam gdzie na większą skalę pojawia się orkiestra, zalecana jest wzmożona czujność.
Wracając zaś do „Sky At Night”, brakuje mi tych bardziej zdecydowanych momentów, a historia dowodzi, że I Am Kloot mieli i te (album „Gods And Monsters”). Byłoby miło, gdyby czasem nieśmiało nastąpili na przester, choćby i przypadkiem. To oczywiście jedynie pobożne życzenia, bo doskonale rozumiem, że to już nie te czasy. Wersy w stylu: „there is blood on your legs, I love you…” z debiutu już im się raczej nie przydarzą, a rzężąca gitara zwyczajnie nie pasuje do szklaneczki burbona.
Trochę marudzę, ale proszę nie odnosić mylnego wrażenia, „Sky At Night” to bardzo solidny album. Do tego może się spodobać także twojemu tacie.
Co państwo na to?