
Ghostigital – Division Of Culture And Tourism

Ciężkie beaty, hałaśliwe efekty elektroakustyczne, dużo bardzo rytmicznej pracy samplera, to zaś okraszone groteskowo krzykliwym, jednocześnie transowym, a nawet nieco teatralnym wokalem – wszystko to przywodzi na myśl Beastie Boys, w warstwie muzycznej także Public Enemy, może Ultramagnetic Mc’s. Jeśli jeden artysta łączy w sobie energię tych trzech grup, proszę Państwa, starczy jej z pewnością do rozsadzenia niejednego ucha, a nawet niejednej głowy! Ghostigital, o którym tu mowa, jest z pewnością do tego zdolny – porusza się gdzieś na granicach poezji i niezrozumiałego bełkotu, przemawia do słuchaczy tak sugestywnie, że w pewnym momencie jesteśmy już we wnętrzu jego chorego umysłu, posługuje się bardzo wyrazistym sposobem komunikacji muzycznej, by posłużyć się określeniem „potwornych chłopaków” – „ill communication”. Uważajcie, na tego gościa nie ma jeszcze szczepionki.
Zdaje się, że niniejszy tekst to pierwsza polska, a na pewno jedna z niewielu w naszym kraju publikacji, poświęcona Ghostigital. To zadziwiające, bo to już trzecia płyta zespołu, a polskich wzmianek o tym projekcie… praktycznie nie ma. Dlaczego to takie zastanwiające? Stojący za tym projektem Einar Örn Benediktsson to człowiek, który ma na tyle ciekawy dorobek muzyczny, że ciężko uwierzyć, że jest tak mało… znany.
Zaczynał w latach 80. jako wokalista islandzkich kapel punkowych, w tym KUKL, w którym swoje pierwsze kroki stawiała również Björk. Z nią zresztą założył bardziej znany już Sugarcubes. Razem z Damonem Albarnem napisał muzykę do ciepło przyjętego filmu „101 Reykjavík”. Na najnowszej płycie Ghostigital wśród gości pojawia się ikona rocka – David Byrne. Można powiedzieć, że Einar to taka szara eminencja na rynku muzycznym. Niby nikt o nim nie słyszał, a jednak porusza się wśród największych.
Nie będziemy oryginalni opisując to, w jaki sposób trafiliśmy na Islandczyków. Często praktykujemy sprawdzanie katalogów wytwórni płytowych wydających rzeczy, które nam się podobają. Jeden z nas jest wielkim fanem Mike Pattona, nic więc dziwnego, że odsłuchał praktycznie wszystko, co ukazało się pod szyldem jego labelu Ipecac Records. Wśród wielu dziwacznych tytułów był właśnie Ghostigital ze swoją drugą płytą „In Cod We Trust”. Po co to piszemy? Nazwisko Pattona, jego solowa działalność, specyficzny gust muzyczny, zamiłowanie do pokręconych projektów (wymieniając chociażby takie nazwy jak: Fantômas, Mugison, The Young Gods, Goon Moon, The Book Of Knots, Bohren & Der Club of Gore czy Dälek, którego członkowie pojawiają się gościnnie na płytach Ghostigital) stanowi pewien wyznacznik dziwności muzyki tworzonej przez Islandczyków.
Po pierwszym odsłuchaniu „Division Of Culture And Tourism” można odnieść wrażenie, że zarówno wykonawca, jak i sam zamiar artystyczny przedsięwzięcia, mają w sobie coś niepokojącego, by nie powiedzieć chorego. Etykietka „psycho-rap” została już wymyślona i opatentowana lata temu, klasyczna psychoza (jaka znamionowała przepalone umysły członków Kalibra 44) to jednak w przypadku Ghostigital zbyt mało – obszary, po których porusza się ten gość bliższe są raczej schizofrenicznego rozszczepienia percepcji. Pierwsze słowa, jakie słyszymy w utworze Don’t Push Me mówią wszystko: „It’s a mental situation, mental situation in this room!”. Można by wręcz rzec, że jest to swoiste motto dziwacznej melorecytacji, jaką posługuje się Ghostigital – liryka albumu skonstruowana jest wokół zupełnie zwyczajnych i codziennych miejsc, rzeczy i przeżyć, jakich nasz bohater doświadcza w zupełnie nadzwyczajny sposób. Siedzenie na ulubionym krześle przemienia się w podróż poza ramy percepcji, wsłuchiwanie się w ciszę wokół sprawia, że w głowie rozpętuje się nawałnica myśli, ciemność w pokoju wywołuje zupełnie nieprzewidziane zdarzenia i przyciąga tłumy dziwnych postaci, ciało naszego bohatera płonie, płonie też jego umysł.
Po pierwszym odsłuchaniu „Division Of Culture And Tourism” można odnieść wrażenie, że zarówno wykonawca, jak i sam zamiar artystyczny przedsięwzięcia, mają w sobie coś niepokojącego, by nie powiedzieć chorego
Wokalne pasaże Ghostigitala mają w sobie coś niepokojącego, jednak nie mrocznego; bliższego raczej surrealistycznej poetyce sytuacjonistów z ich umiejętnością wywoływania nieprzewidzianych (nawet dla nich samych) efektów pozornie zaplanowanych performance’ów (jeśli obejrzycie jakiekolwiek nagranie z występu Islandczyków na żywo, z pewnością przyznacie nam rację). Melorecytacja, jaką posługuje się wokalista bliska jest białego wiersza – udaje rap, choć nie zawiera rymów, miejscami bliska jest skandowania, innym razem prawie śpiewna. Schizotyczny wokal sprawia, że Ghostigital wydaje się być kilkoma osobami na raz, rozdwaja się, potraja, by za chwilę wrócić do „siebie” – to ostatnie określenie w ogóle wydaje się tu nie na miejscu, podmiot jego utworów jest trudny do uchwycenia, poszarpany zarówno przez metafizyczne burze sensu, jakie go nawiedzają, jak i otaczające go i przeszywające dźwięki generowane przez towarzyszących mu muzyków – synkopowane linie perkusyjne, break beatowe rytmy, wielowarstwowe nakładające się rave’owe ścieżki, ostre partie skreczy, słowem – pełny odlot!
I pomyślcie tylko, że w życiorysie Einara, którego dziwaczną twórczość opisaliśmy powyżej, pojawia się wątek, który możemy nazwać, powiedzmy – „politycznym”. Od kilku lat zasiada on w radzie miasta Rejkjawik. Niby nic w tym nadzwyczajnego. Islandia to małe państwo, niewielu obywateli, a zatem prawdopodobieństwo, że ktoś robi coś, a oprócz tego piastuje publiczny urząd, jest znacznie większe niż w czterdziestomilionowej Polsce. Właśnie. Wyobraźmy sobie, że w radzie miasta Warszawy zasiada taki pan, który poza tym, że zajmuje się sprawami stolicy jest też muzykiem. Owszem. Takie sytuacje mają miejsce. Są to jednak zazwyczaj nazwiska kojarzone z tzw. mainstreamem. Gdyby spróbować przenieść tę barwną postać na polski grunt to fantazja od razu podpowiada, że byłoby wokół niej dużo zamieszania… Ileż pożywki miałyby wszystkie polskie tabloidy rozwodząc się na temat jego szalonych koncertów, dziwnych tekstów, całej tej pokręconej otoczki, którą tworzy wokół Ghostigital. Stop. Nie tutaj. Nie u nas. Einar Örn Benediktsson nigdy nie wyląduje na pierwszej stronie Pudelka…
Współpraca: Mateusz Straszewski
Co państwo na to?