Gallows – Orchestra Of Wolves
Z Gallows nie ma lekko. Ci nienajpiękniejsi Brytole na swoim debiucie nie odpuszczają nawet na moment. Twórczość grupy uosabia lider formacji – wytatuowany rudy zakapior z błyskiem szaleństwa w oczach. Suma wszystkich możliwych lęków rodziców dorastających nastolatek zamknięta w jedno wychudzone, acz żylaste ciało; irytujący i hipnotyzujący zarazem. W sensie muzycznym przekłada się to na wysoce energetyczny, chaotyczny i brudny hardcore punk. Niełatwy w odbiorze, ale piekielnie wciągający i to bez najmniejszych strat na bezkompromisowości i zaangażowaniu.
Brytole dokładnie wiedzą kiedy bezładny hałas zaczyna męczyć, natychmiast wprowadzając motyw na zasadzie totalnego kontrastu…
Być może nie ma w tym nic szczególnego, wymienione cechy można bez trudu odnieść do rzesz hardcorowych grup o „nazwach-których-nawet-nie-warto-czytać-do-końca”. Przed utonięciem w tym przepastnym worze ratuje Gallows jedna, w gruncie rzeczy prosta, ale opanowana do perfekcji sztuczka. Istota sprawy tkwi w wyczuciu. Brytole dokładnie wiedzą kiedy bezładny hałas zaczyna męczyć, natychmiast wprowadzając motyw na zasadzie totalnego kontrastu. Metoda jest niezmienna i wydaje się niezawodna. Haczykiem może być chwytliwa melodia („Abbadon Ship”), nietypowe rozwiązanie rytmiczne lub użycie nadprogramowego instrumentarium („Will Someone Shoot That Fucking Snake”). Dzięki temu sprytnemu zabiegowi Gallows rozwiązują podstawowy problem grup grających kanoniczny hardcore punk – po całościowym przesłuchaniu „Orchestra Of Wolves” nie zbija się w bezkształtną bulgoczącą masę. Niemal każda z piosenek wyróżnia się czymś charakterystycznym.
Przywoływany wcześniej lider formacji balansuje na granicy niechlujnego forsownego śpiewu i czytelnego wrzasku. To dość ograniczone spektrum środków, ale nie można mu odmówić charyzmy i autentyzmu. Co ważne, warstwa wokalna jest w 100% organiczna i biodegradowalna – żadnych studyjnych sztuczek i nadmiernej obróbki. Gitarzyści są mocno nadpobudliwi, znacznie przewyższając punkową średnią. Niewątpliwie słyszeli o At The Drive-In. Miejscami wychodzą im spod palców riffy skręcające na południe, przywodząc na myśl He Is Legend czy Everytime I Die („In The Belly Of The Shark”). Innym razem ćwiczą nietypowe podziały i dźwiękowe krzywulce („Just Because You Sleep Next to Me Doesn’t Mean You’re Safe”) – tak mógłby brzmieć Dillinger Escape Plan, gdyby powstał jeszcze w podstawówce.
Suma powyższych składowych owocuje dwunastoma dawkami skondensowanej energii zgrabnie poporcjowanej w lekkostrawne paczuszki. Kompozycje wychodzą poza prosty punkowy schemat i są znacznie bardziej przemyślane niż mogłoby się na pierwszy rzut ucha wydawać. Na „Orchestra Of Wolves” dzieje się naprawdę dużo, a członkowie Gallows naginają ramy gatunku we wszystkich możliwych kierunkach, jednocześnie taplając się rozkosznie w samym środku punkowego bagienka. Ta sztuczka nazywa się bilokacja.
Co państwo na to?