
Foxygen – Hang

Kiedy słyszałem ich ostatnio, Foxygen byli tańczącymi na łące wyznawcami Beatlesów i muzyki psychodelicznej. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie po pierwszych kilkudziesięciu sekundach otwierającego nową płytę „Follow the Leader”, z bujającym groovem, soczystymi partiami dętymi i filmowymi smyczkami. Na tym etapie nie słychać jeszcze, że poszukując inspiracji przeskoczyli do innej epoki, jednak różnica w samej muzyce jest ogromna (szczególnie jeśli poprzednim punktem odniesienia było niezupełnie aktualne „We Are the 21st Century Ambassadors of Peace & Magic”). „Avalon” zaczyna się od ragtime’owych klawiszy, by na poziomie refrenu wybuchnąć w pełnoprawne homage dla „Waterloo” Abby. Członkowie zespołu w wywiadach wspominają o tym, że ich zdaniem „Hang” to amerykańska muzyka lat 30. w wersji z lat 70., i coś w tym jest, nawet jeśli odniesienia geograficznie sięgają również poza USA. „Mrs. Adams” brzmi jak zagubiony singiel z „Hunky Dory” Bowiego napompowany bogatą orkiestrową aranżacją. W na wskroś amerykańskim „On Lankershim” do pełni szczęścia brakuje mi tylko gościnnego udziału Stevie Nicks. Właściwie całą płytę można traktować jak fantastycznie dopracowaną grę ze słuchaczem. Pamiętacie reklamę Virgin sprzed kilkunastu lat z grafiką, na której twórcy sprytnie ukryli nazwy kilkudziesięciu zespołów? „Hang” jest takim rebusem skoncentrowanym na muzyce lat 70. Być może po odszukaniu wszystkich nawiązań płyta wyląduje bezpowrotnie na półce, ale nie mam pewności, bo na razie wciąż znajduję kolejne i świetnie się przy tym bawię.
Co państwo na to?