Fontaines D.C. – A Hero’s Death
Wydanie trzeciego albumu to w przypadku większości zespołów jeden z poważniejszych testów, którego wynik w dużej mierze determinuje dalszy rozwój wypadków. Trzecia płyta to ostateczne pasowanie na rycerza, weryfikacja czy znakomity debiut nie był jedynie dziełem przypadku, moment, w którym ewentualne fory na słabszy album numer dwa nieodwołalnie się kończą.
Wrócę do tej myśli przy okazji recenzji „Ultra Mono” Idles, Fontaines D.C., bohaterowie tej notki, jako że wydali właśnie drugą płytę, są jeszcze ciągle w okresie chronionym. Pomimo to oczekiwania wobec następcy świetnego „Dogrel” są spore, mamy wszak do czynienia z jednym z ważniejszych przedstawicieli jeszcze-nowszej-fali-nowego-rocka z Wysp.
Odnoszę wrażenie, że grupa nie do końca wiedziała jak zakończyć ten album – następujące po sobie „Sunny” i „No” brzmią jak dwa warianty tego samego finału i trochę rozbijają dramaturgię całości.
Panowie bez wątpienia okrzepli i spoważnieli, miejsce entuzjazmu debiutantów powoli wypiera bardziej rozbudowana produkcja i koncepcyjne podejście. To już nie jest kolekcja zabójczo chwytliwych singli. „A Hero’s Death” w założeniu jest produktem pełnometrażowym.
Fontaines D.C. konsekwentnie budują swoje utwory na niekończących się powtórkach, to część ich rockandrollowego podbrzusza, która sprawia, że w sensie kompozycyjnym nie dzieje się szczególnie wiele. Szkoda, bo radykalne wyciszenie w połowie „A Lucid Dream” to jeden z najbardziej przykuwających uwagę momentów tego albumu. Życzyłbym sobie większych skoków dynamicznych w obrębie jednej piosenki, ale bez obaw – wszystko, co mogło się Wam spodobać na ich debiucie, ciągle tu jest – niezawodnie charyzmatyczny i minorowy Grian Chatten, retro pogłosy, sporo gitarowego hałasu, postpunkowa powściągliwość rytmiczna i masa naprawdę dobrych piosenek. Odnoszę jednak wrażenie, że grupa nie do końca wiedziała jak zakończyć ten album – następujące po sobie „Sunny” i „No” brzmią jak dwa warianty tego samego finału i trochę rozbijają dramaturgię całości.
Odbiór „Hero’s Death” jest bardzo pozytywny, ja lepiej bawiłem się przy dźwiękach „Dogrel” i osobiście będzie mi przykro, jeśli za kilka lat Fontaines D.C. staną się nowym U2. Kod pocztowy się zgadza, ale na wysokości „A Hero’s Death” to chyba ciągle nieuzasadnione czarnowidztwo.
Co państwo na to?