Domowe Melodie – s/t
– Zamawiam płytę, chcesz?
– To zamawiaj, najwyżej pożyczę – odpowiada mi jeden taki obły dosyć gość, a ja nie wiedząc jeszcze co czynię, przystaję na tę propozycję. Jeszcze tego samego wieczora piszę do Domowych Melodii maila, a dwa dni później na moim biurku pojawia się płyta. Nieśmiało wkładam krążek do odtwarzacza i zamykam oczy.
Cały ten proceder okazuje się zbędny, bo po drugiej stronie powiek nie doświadczam wcale jakichś pozaziemskich światów, nie widzę nic innego niźli ta rzeczywistość, której codziennie doświadczam – pełna moich wewnętrznych nadużyć na systemie nerwowym („Miłosna”, „Buła”, „Północ”), portretów życiem zniekształconych ludzi („Zbyszek”, „Grażka”), czy wyciekającej z koszy przy przystankach magii i bezdomnych, którzy nią nasiąkają podczas codziennego wygrzebywania petów i puszek („Mój Chłopak”, „Las”).
Wszystkie piosenki na tej płycie są dokładnie takie – zwykłe, po prostu, bardzo szczere, ale nie w sposób ordynarny, a raczej uroczo-obrzydliwy. Skromne instrumentarium w postaci ukulele, kontrabasu, pianina, okazjonalnych smyczków i ewentualnie perkusji idealnie nadaje się do przekazywania świetnie napisanych tekstów, raz pozostając po prostu tłem, a raz narastając niepokojąco.
Wszystkie piosenki na tej płycie są dokładnie takie – zwykłe, po prostu, bardzo szczere, ale nie w sposób ordynarny, a raczej uroczo-obrzydliwy
Gdybym mogła zmienić dwie rzeczy na tej płycie – zmieniłabym piosenkę „Tak Dali”, wymieniając ją na znacznie lepszą wersję live z Youtube. Doceniam przeprowadzenie eksperymentu, ale bycie MC wyjętym z króliczej nory stanowczo wystarczy – nie ma co kombinować z dziwacznymi efektami. Liczę na to, że był to skutek przypadkowego wciśnięcia guzika, który w przyszłości pozostanie już przełączony na wieczny off.
Drugą rzeczą jaką bym zmieniła to układ piosenek, a co za tym idzie – tytuł wydawnictwa. Czemu płyta tytułu nie ma – nie wiem, szczególnie, że jest on na wyciągnięcie ręki. Od pierwszego przesłuchania utworu „Tu i Teraz” odczuwam silne przekonanie, że jest to piosenka – klamra, idealna na koniec płyty. Prawdopodobnie zamierzenie było inne, ale tekst tej piosenki tworzy sam w sobie swego rodzaju manifest skierowany od Pani Jucho, Pana Kuby i Pana Staszka w kierunku moim i owego obłego dość mężczyzny z którym się będę musiała teraz podzielić moją cudowną płytą (chociaż wcale mi to nie w smak). To trochę tak jakby tym tekstem Domowe Melodie dokonywały świadomie pewnego procederu rozpoczynającego się tuż po ukończeniu pierwszego przesłuchania płyty. Jakby dawały nam – odbiorcom czas, w zamian za nasz czas, który im podarujemy po to, żeby w nas zamieszkały.
Ta piosenka byłaby też świetnym materiałem na tytuł całości, dlatego że o tym właśnie ta płyta jest. O nabrzmiałej, pochrapującej, obtartej rzeczywistości. O żadnym stanie przygotowawczym przed i o żadnym stanie splendoru po. To są po prostu melodie. Takie śpiewane tu i teraz.
Co państwo na to?