Darkside – The Spiral
Nicolas Jaar wraca do rzeki, z której się wyłonił, ale jak powszechnie wiadomo – nigdy nie jest to już ta sama rzeka. Darkside, projekt współtworzony z gitarzystą Davidem Harringtonem, po siedmiu latach przerwy wydał drugi album.
Wszyscy, którzy sięgną po „Spiral” z sympatii do Jaara mogą poczuć się przynajmniej dziwnie, bo nie jest to album elektroniczny. To płyta dużo bliższa tradycji rockowej, w mocno psychodelicznym, obfitym, być może nawet progresywnym wydaniu. Elektroniki jest tu oczywiście dużo, ale syntezatory, sample i manipulacje służą zaskakująco tradycyjnym celom. Mało tego, wprawnie udają, że nie przybyły tu z przyszłości. Nicolas Jaar jest na „Spiral” przede wszystkim wokalistą, punktowo wypuszcza na pierwszy plan strzęp syntetycznej melodii lub bardziej zdecydowany trzask, zasadniczo jednak zadowala się kreowaniem gęstej atmosfery z tylnego siedzenia, to gitara Harringtona jest instrumentem wiodącym.
Spoiwem wydanego w 2013 „Psychic” był kosmiczny chłód i niepoliczalna odległość, na “Spiral” dźwięki lepi bezlitosny skwar.
Otwierający całość „Narrow Road” zwodzi długim wstępem i dużą dawka niepokoju rodem z produkcji Forest Swords. To wszystko jednak do czasu – regularna, tylko odrobinę zmanipulowana gitarowa solówka w drugiej części kompozycji nie pozostawia złudzeń, co do założeń stylistycznych. Utwór tytułowy to ballada rozpisana według progrockowych wzorców sprzed 40 lat, a najdłuższy na albumie, psychodeliczny „Inside Is Out There” opera się na leniwie nabudowywanym jamie konstruowanym wokół transowo powtarzanego basowego pochodu, o dramaturgii właściwej występom na żywo.
Mimo intensywnej obróbki studyjnej łatwo ulec złudzeniu, że na „Spiral” słuchamy regularnego zespołu. Darkside potrafią zabrzmieć jak obficie polana syropem klonowym siostra Tame Impala (nie o słodycz tu chodzi, a o lepkość i orzechowy aromat), a singlowy „The Limit” ma rytmikę i melodię przywodzącą na myśl ostatnią produkcję Foals. Wszystko to przynajmniej do momentu, w którym wszystkie składowe zostają radośnie rozsypane na podłodze. Panowie muszą znajdować sporą radochę w przemyślnej dekonstrukcji, gdyby nie kij raz po raz wtykany w kompozycyjne szprychy ten materiał mógłby być jeszcze bardziej przebojowy.
Wydany w 2013 „Psychic”, a jeszcze bardziej EPka inaugurująca współpracę obu Panów, to produkcje, których spoiwem był kosmiczny chłód i niepoliczalna odległość, na “Spiral” dźwięki lepi bezlitosny skwar. Cienia należy poszukiwać w głębokim, dubowym tle, ale bez choćby odrobiny sympatii dla wszędobylskiej gitary tam także nie wytrzymacie zbyt długo.
To mogą, lecz nie muszą być krytyczne uwagi. „Spiral” sprawia dużo frajdy, wyjąwszy bardzo bezpośrednie single, całość wymaga przynajmniej kilku uważnych przesłuchań, a z każdym następnym układa w coraz bardziej przekonującą całość. Myśl przewodnia, jest jasna i wciąga, ale by docenić „Spiral” w pełni, najpierw należy zaakceptować reguły, którym podlega.
Co państwo na to?