Classixx – Faraway Reach
Uwaga! A teraz czas na quiz.
Od czasu do czasu przydarza mi się ten sam scenariusz, swoiste muzyczno-poznawcze déjà vu.
Pierwej trafia do mnie album. Po początkowym entuzjastycznym odsłuchu zastyga na dłużej na półce schowany za usprawiedliwieniem „braku czasu”. Później, słuchany czasem przypadkowo i od niechcenia, przynosi tyle radości, że z miejsca rodzi się pytanie: dlaczego tak długo pozostawiałem tę perłę nieodkrytą?
Ręka do góry proszę – komu jeszcze się to przytrafia?
Tak było z drugim albumem formacji Classixx. Odkryty znienacka, wzbudził we mnie paroksyzm radości podszyty wspomnieniem emocji związanych z poprzednio wydanym „Hanging Gardens”, nabyłem go więc online i… zapomniałem o nim na miesiąc. Pobrał się i koniec na pełen cykl księżyca.
Miesiąc później – a jednak się kręci.
Płyta nie zawodzi i, co nawet istotniejsze, nie jest gorsza od poprzedniego albumu. Chłopaki nabrali klasy (Classixx!), co można rozpoznać chociażby po tym, iż na wspólny występ namówić się raczyli, najróżniejsi znamienici goście, czego efektem jest m. in. „Just Let Go” z wokalem How to Dress Well i wtrąconą typową dla niego nutą (jeśli słuchałeś/łaś ostatniego albumu HTDW wiesz, o co chodzi) oraz „Safe Inside” współtworzony przez onegdaj świetnie się zapowiadających Passion Pit. Płyta się zapętla, utwory powracają w interwałach, w stosownym momencie stają się tłem codziennych czynności, a poszczególne nuty ryją podświadomość i wracają przez całą dobę w najmniej spodziewanych momentach. Kolejny, ale diametralnie inny miesiąc kontaktu z „klasykami” gwarantowany. Muzyka robi swoje i nie ma się nad czym przesadnie roztkliwiać. Tylko tyle i aż tyle. Jedyny subiektywny żal, że nie ma tu nic równie wiekopomnego, jak „Borderline” z zamierzchłego debiutu. Zdumiewające po jak długim czasie może przyjść właściwe rozumienie spiętych z nutami słów.
Classixx to muzyka, którą się nie zachwycam, a raczej konsumuję ze względu na jej stałe walory – taneczność, rytmiczność i kilka innych „ości”. „Faraway Reach” niewiele od słuchacza wymaga – poza rzadkimi na szczęście momentami zmuszającymi do większej cierpliwości w stosunku do dziwacznych zabiegów stosowanych na bitach – nie jest nachalny, daje sporo swobody w obcowaniu z melodią aplikując konsumentowi zwartą, instrumentalną elektronikę, chwytliwą kompozycję i konsekwencję stylu. Classixx to kwintesencja taneczno-subpopowej sceny muzycznej. Lektura obowiązkowa.
Co państwo na to?