
Casper Clausen – Better Way

Jak wspaniale zaczyna się ta płyta. Długo nabudowujący się energetyczny loop z syntezatorowymi wycieczkami w kierunku Marka Bilińskiego przez prawie trzy minuty przygotowuje grunt pod wejście sekcji rytmicznej oraz głosu głównego bohatera. W „Used to Think”, utworze otwierającym „Better Way”, Capser brzmi jak artysta wyspany, prosto po porannym prysznicu, pogodzony ze sobą i wszechświatem. Gdyby cały album utrzymał kierunek wytyczony przez pierwszy kwadrans jego trwania można by Capserowi zaliczyć zwinną ucieczkę od nieco barokowego, art-popowego stylu macierzystego Efterklang.
Podobnie jak niemal wszystkie albumy macierzystej formacji wokalisty, „Better Way” robi znakomite pierwsze wrażenie, by z czasem odrobinę znużyć perfekcją wykonawczą, przeestetyzowaną oprawią i nieco konfekcyjnym wysmakowaniem.
Ostatecznie udało się to chyba tylko częściowo. „Better Way” jako całość portretuje Clausena w połowie drogi między piosenkowością a potrzebą eksperymentowania i studyjnych manipulacji. Okazuje się jednak, że jeśli chodzi o podkreślenie własnej odrębności są to środki niewystarczające. Już refren „Dark Heart” z odległości dwóch mil morskich przywodzi na myśl stylówkę macierzystej formacji artysty. A może to po prostu stylówka Clausena – jego niepodrabialny tembr głosu, skłonność do nieśpiesznego tempa i bardzo określonej melodyki. Ostatecznie, podobnie jak niemal wszystkie albumy macierzystej formacji wokalisty, „Better Way” robi znakomite pierwsze wrażenie, by z czasem odrobinę znużyć perfekcją wykonawczą, przeestetyzowaną oprawią i nieco konfekcyjnym wysmakowaniem.
Unik przed własną tożsamością znacznie lepiej udał się na „1984”, drugim albumie projektu Liima (pod względem składu to po prostu alter ego Eferklang). Zmiana była wyraźniejsza, ale w przypadku „1984” pomagał wyrazisty, umożliwiający stosowną stylizację koncept – muzycy kłaniali się w pas synthpopowym inspiracjom z wczesnej młodości, nie bali się lekko kiczowatych rozwiązań, w efekcie wyszły im świetnie piosenki.
„Better Way” nie ma tak wyraźnie wytyczonego kierunku. Ostatecznie liczyłem na więcej, ale bez wątpienia to i tak solidna porcja skandynawskiego, elektronicznego elegant-popu, usytuowana nieszczególnie „daleko od jabłoni”.
Co państwo na to?