Bully – Sugaregg
Lato 2015 – jestem po egzaminach maturalnych, zastanawiam się nad swoim dalszym losem,
a ze słuchawek dudni nowoodkryta, grandżująca kapela z Nashville – Bully. Dziwię się, bo brzmią jakby byli ze Seattle. Lato 2020 – wciąż zastanawiam się nad własną egzystencją, w tle leci najnowszy, trzeci album amerykańskiej formacji. Duch Cobaina (a raczej Bikini Kill) nadal unosi się nad materiałem. Czy coś się zmieniło?
Wiosną bieżącego roku grupa zmyliła zniecierpliwionych fanów wypuszczając zaledwie dwa single, z czego jeden okazał się interpretacją „About a Girl” Nirvany. Warto dodać, że wykonanie Bully zbiegło się w czasie z niesławnym, memogennym coverem Puddle of Mudd. Nie muszę chyba zdradzać kto wygrał ten nieplanowany pojedynek. Alicia Bognanno, liderka zespołu, z pewnością potrafi stopniować napięcie w trakcie promocji albumu, jednak nieustanne przekładanie dnia premiery nowego materiału miało zupełnie inne podłoże. Jak przyznaje wokalistka, wydawanie muzyki w trakcie fali protestów na tle rasowym uważała za nieczułe i egoistyczne. Trudno powiedzieć, żeby w ostatnich tygodniach na ulicach amerykańskich miast było spokojniej niż na początku lata.
„SUGAREGG” zawiera w sobie pokłady niepewności i ujrzał światło dzienne w przepełnionych niepokojem czasach. Na pierwszy rzut oka nie ma tu nic rewolucyjnego – od debiutu w 2015 roku gałka „volume” nadal znajduje się na ostatniej pozycji, a gitary tną na oślep, wtórując to melodyjnemu, to starającemu się przekrzyczeć hałas wokalowi Alice. „SUGAREGG” to zbiór prostych, ale energetycznych riffów, które z pewnością będą prześladowały niejedną aspirującą kapelę garażową. Podczas promowania albumu Bognanno nagrała nawet serię krótkich „tutoriali”, w trakcie których rozkłada wybrane kawałki na czynniki pierwsze. Instagramowe filmiki są potwierdzeniem tego, że kochamy nieskomplikowane melodie, takie jak „Where to Start”, zbudowanym na chwytliwej basowej pętli, lub podobnie brzmiącym „Let You”. „SUGAREGG” z pewnością zadowoli też fanów ściany dźwięku spod znaku Steve’a Albiniego (warto dodać, że Bognanno swego czasu podjęła staż w chicagowskich studiach Electrical Audio, powstałych z inicjatywy słynnego producenta).
Pewna mądrość ludowa głosi, że najlepszym sposobem na powakacyjne smutki jest gitarowa płyta. Im więcej przesterów, krzyczących wokali i punkujących riffów, tym lepiej dla naszego samopoczucia. Zalecam sięgnięcie do apteczki Sub Popu i intensywną kurację „SUGAREGG” w ostatnich promieniach letniego słońca.
Co państwo na to?