Bolewski, Tubis – Lunatyk
Dwóch astronautów w kosmosie emocji poszukuje nowych gwiazd i planet. Kiedy znajdą to, czego szukają, założą tam (niczym bohaterowie „Małego Księcia”) drugą Ziemię – taką z kwietniami, jesiennymi liśćmi i rdzawymi trawami w lato. Ale będzie to Ziemia zupełnie odmienna od tej, którą my znamy – dostępna tylko dla wrażliwców, którzy nie boją się stąpać w powietrzu…
Owi astronauci to Radosław Bolewski (perkusja, wokal) oraz Maciej Tubis (pianino), dwóch doświadczonych muzyków, którzy zaznaczyli już swoje miejsce na scenie muzycznej (między innymi w projektach takich jak: L.Stadt oraz Fonovel czy Tubis Trio), a obecnie do życia powołali nowy projekt – nazwany od swoich nazwisk BolewskiITubis. Ich debiutancka płyta „Lunatyk” to dziesięć piosenek, które muzycy określają jako połączenie improwizacji, songwritingu oraz alternatywy.
Kiedy wykształceni, doświadczeni muzycy stają przed audytorium podpisani pod projektem własnymi nazwiskami, warto jest nadstawić ucha…
Jest jakaś prosta prawda w nazywaniu zespołów od nazwisk muzyków w nich grających. To trochę tak jakby artyści mówili: „no więc to jesteśmy my, taki jest rytm Radka, tak brzmi Maciek – możecie nas poznać i wcale nie musicie z nami gadać”. To cenne, szczególnie z perspektywy przeciętnego introwertyka, którym niewątpliwie jestem ja i zdaje się są nimi również Bolewski i Tubis.
Jeśli chodzi o piosenki – są one misternie ułożone w rodzaj konstelacji. Każda z nich jest osobną opowieścią, ale wydaje się że wspólnie tworzą jakiś zestaw konstruujący nowy świat, nową Ziemię artystów. Na płycie współczesne miesza się ze starym, klasyczne z awangardowym. Podkłady nawiązują do muzyki elektronicznej, przede wszystkim dzięki użytym w nich samplerom i syntezatorom, które dozowane są jednak w rozsądnej dawce, dźwięki z nich wygenerowane gładko mieszają się z linią pianina. Słowa tekstów zdają się osadzone w tej samej estetyce (np. w piosence „Akrobata”, w której jeszcze przed upływem drugiej minuty piosenki tekst załamuje się i przechodzi w wyśpiewywane lekko „ta ta tarararara”, oddając pole narastającej, rozpościerającej się muzyce, ta zaś z kolei w piątej minucie tego samego utworu ustępuje, by oddać pole pogwizdywaniu). Mam wrażenie, że muzycy wyrażają jakąś połamaną symbiozę, kolaż, konstelację. Być może najlepszą ilustracją tego, co tworzą, jest zdjęcie zamieszczone w książeczce dołączonej do płyty. Na fotografii widać jedynie fragmenty nóg i buty skaczących do góry muzyków. Schodzone buty jednego z nich i nowe obuwie drugiego założone jest na wygięte, szalone kończyny. W podskoku miesza się stare i nowe, sprawdzone i to, które być może jeszcze nie jest wygodne. Nikt już nie pyta, po co kosmonaucie lakierki.
Wokal rozpięty jest gdzieś między Grzegorzem Ciechowskim a Grzegorzem Turnauem. Mam wrażenie, że spotykamy się tu z fenomenem podobnym do Meli Koteluk, w której głosie i tekstach pobrzmiewa nieco Katarzyna Nosowska (co stało się dla autorki „Melodii ulotnej” tak atutem, jak obciążeniem). Skojarzenia z Ciechowskim są tym bardziej wyraźne, że Bolewski (szczególnie w piosence „Rozproszenie”) nie pozostaje obojętny wobec problemów politycznych we współczesnej Polsce.
Inne piosenki duetu w warstwie lirycznej są znacznie bardziej melancholijne. Warto zauważyć, że pisząc refleksyjne teksty, bardzo łatwo jest popaść w banał. Wiedzą o tym wszyscy tekściarze, którzy chcąc przekazać targające nimi emocje (szczególnie te, które dotykają ich najsilniej, uderzając w najcieńszą, najbardziej nadwrażliwą membrankę), rozpoczynają walkę ze słowem. Strategii wybrnięcia z dosłowności lub zbytniej egzaltacji jest kilka. Czasem chodzi o to, aby przywołać rzeczy zwykłe i poprzez nie wyrazić smutek, niedopasowanie, wywołać zgrzyt pozwalający na wytrącenie słuchacza z jego strefy komfortu. Można także próbować używać metafor, naciągając je na różne sposoby, bawiąc się znaczeniami każdego ze słów taką metaforę tworzących. W ten sposób można subtelnie rozbić utartą narrację, pokazując jej sztuczność i tym samym powoli wyprowadzić odbiorców ze sfery rozumowania, otwierając przed nimi świat przeżywania. Pisanie tekstów jest olbrzymią wirtuozerią i zadaniem bardzo trudnym. Niewielu tę sztukę opanowało. Bolewski i Taubis są na dobrej drodze, aby ową sztukę posiąść – są uważni, refleksyjni, nie boją się wyzwań. Czeka ich jednak jeszcze praca nad pogłębieniem tego, co chcą przekazać poprzez ubranie przekazu w formę, która uchroni ich przed banałem. Mam nadzieję, że następna płyta pokaże rozwój muzyków w tej materii.
Dziesięć piosenek zawartych na „Lunatyku” z pewnością wartych jest nasłuchu i refleksji. Kiedy wykształceni, doświadczeni muzycy stają przed audytorium podpisani pod projektem własnymi nazwiskami, warto jest nadstawić ucha. Czy płyta ta osiągnie komercyjny sukces? Nie wiem, czy takie jest jej zadanie. Czy trafi do wrażliwości odbiorców – prawdopodobnie tak. Ja na pewno będę się przyglądać dalej rozwojowi tego projektu. Mam nadzieję, że nowa Ziemia duetu nie zarośnie planetożerczymi baobabami.
Co państwo na to?