Big Thief – U.F.O.F.
Wstyd się przyznać, ale niedokończona recenzja “U.F.O.F.” (to dodatkowe “F” oznacza “Friend”) przeleżała w mojej wirtualnej szufladzie stanowczo zbyt długo. Wstydzę się podwójnie, bo w międzyczasie grupa Big Thief wypuściła kolejny znakomity singiel zwiastujący rychłą premierę następcy tego albumu. Zostańmy jednak przy “U.F.O.F”.
Trzecie wydawnictwo amerykańskiego indiefolkowego tria dowodzonego przez charyzmatyczną i skomplikowaną pod względem osobowości i biografii (jedno z pewnością w dużej mierze wynika z drugiego) Adrianne Lenker to album prosty, bezpośredni i pięknie chwytający za gardło. Płyta została nagrana niemal na żywo, podobno bardzo szybko i wedle PR-owców będących na usługach wytwórni 4AD ma być najbardziej zespołowym jak dotąd dziełem grupy. I rzeczywiście, skromne lecz błyskotliwe partie instrumentalne pozostawiają całe metry sześcienne przestrzeni dla intrygującego głosu Adrianne. Niby nikt się nie popisuje, ale każdy, nawet pozornie nieoczywisty dźwięk ma swoje wyraźne dramaturgiczne uzasadnienie, a od całości bije aura silnego porozumienia i pewności siebie oraz pozostałych.
Pisanie piosenek polega na żeglowaniu możliwie najbliżej prawdy, ale tak by żeby nie zatopić okrętu („Mike Judge przedstawia: Opowieści z trasy”, sezon 1, odcinek 6).
Produkcja i oprawa są skrajnie proste, obmyślone tak, by nie odwracać uwagi od sedna tych dwunastu krótkich utworów, ale łowcy szczegółów powinni skupić swoją uwagę na trzecim – pozornie nieruchomym – planie. Schowano tam między innymi potraktowane szalejącym delayem skrawki głosu (złowieszcza końcówka “UFOF”), pojedyncze, nasycone pogłosem uderzenia bębnów (zwrotki “Strange”), celowo pozostawione pikanie metronomu, niekończące się warstwy harmonizującego wokalu (finał “From”) i sporo innych fajności, które przydają charakteru i tak mocno charakternej całości.
W którymś z odcinków pierwszego sezonu “Opowieści z trasy”, animowanego serialu o gwiazdach country produkcji Mike’a Judge’a (tak, to pan od “Beavisa i Buttheada”), jeden z bohaterów wspina się na wyżyny wyniszczonego gorzałą i narkotykami intelektu, by uraczyć nas następującą sentencją: “Pisanie piosenek polega na żeglowaniu możliwie najbliżej prawdy, ale tak by żeby nie zatopić okrętu”. Zadałem sobie trud wciśnięcia pauzy i zapisania tej złotej myśli, bo idealnie oddaje sens wysiłków pani Lenker. Należy oczywiście pamiętać, że Big Thief nie szukają nowych rozwiązań, a nasycone melancholią połacie peryferyjno-amerykańskiej brzdąkaniny są już bardzo, ale to bardzo wyjałowione. Nadmierna eksploatacja niechybnie doprowadzi do katastrofy ekologicznej i większość rustykalnych grajków zniknie w kraterze o rozmiarach stanu Vermont, ale o Big Thief zupełnie się nie martwię. Jeśli tylko dalej będą nagrywać albumy tak dobre jak “U.F.O.F.” niestraszna im nawet plaga szarańczy.
Co państwo na to?