płyty | recenzja

Beirut – No No No

Organo leptyka

Płyta nie ma książeczki. Olaboga! To straszne! Jest to szczególnie uciążliwe jeśli chce się zrozumieć warstwę liryczną zarejestrowanych na albumie piosenek. Abstrahując jednak od tego przykrego faktu sama płyta jest bardzo ładnie wydana. Przykurzony matowy turkus, minimalistyczny tytuł i dwa zdjęcia – jedno z przodu płyty, drugie z tyłu. Pierwsze z nich to wyblakłe różowe magnolie, drugie – coś w rodzaju starej nieczynnej obdrapanej fontanny. Płyta schowana jest bezpośrednio w opakowaniu, co sprawia, że całość nie zawiera w sobie ani krztyny plastiku. Bardzo przyjemnie się z tą płytą obcuje.

Kroto Chwile

„Gibraltar” – bardzo silna kontynuacja geograficznie skonotowanych piosenek.

„At Once” – idealnie wyważony i lejący się z gracją, jak wszystkie inne słodkie zółte zawiesiny.

Co państwo na to?