
Baasch – Corridors

Na początku ponarzekam. Może robię to trochę na wyrost, ale to już nie pierwszy raz w ciągu ostatnich kilku lat kiedy podobne przemyślenia mącą mi w głowie. Zarówno przy publikacji pierwszych singli z „Corridors”, jak i w recenzjach płyty na wielu polskich portalach i forach pojawiały się podobne opinie dotyczące muzyki Baascha – „to z Polski?”, „światowy poziom” etc. Dlaczego? Ile razy jeszcze będziemy leczyli swoje kompleksy w ten sposób? Co nam daje takie zaznaczanie, że coś jest polskie, a jednak nie jest polskie? To jakie jest?! Co to za absurd? Patrząc na ostatnie kilka lat w naszym przemyśle muzycznym nie mam wcale poczucia, że działo się aż tak źle, że wciąż trzeba to podkreślać. Brzydki dziennikarski zwyczaj, który zaczyna mnie już bardzo irytować. Ludzie wciąż powtarzają te słowa i dlatego wszyscy trwamy w poczuciu, że jesteśmy gorsi i trudno nam zrobić coś dobrego. Czy naprawdę mus tak być? Nie sądzę. Przecież dawno już przestaliśmy żyć w czasach, w których wielkie wytwórnie (gdzie często pracują ludzie nie mający pojęcia o dobrej muzyce) i rozgłośnie radiowe dyktują warunki gry. Po co to piszę? Powód jest prosty. Baasch nagrał świetny album. Jest artystą z Polski. I nie musimy się tego wstydzić.

(fot. Liubov Gorobiuk)
Długo szukałem odpowiednich słów, żeby opisać moje refleksje związane z tą płytą. Przyszło skojarzenie nieco osobliwe. Ona jest trochę jak tabliczka szwajcarskiej czekolady. Kojarzycie to przyjemne uczucie kiedy wkładacie do ust taki twardy kawałek i dopiero w kontakcie z językiem i śliną zaczyna się on tak przyjemnie rozpływać po podniebieniu? Baasch dostarczy Wam podobnych doznań. Bynajmniej nie proponuję masowej konsumpcji płyty. „Corridors” to wysmakowana, świetnie wyprodukowana elektronika, która w subtelny sposób rozpływa się z głośników. Chociaż słodko to tutaj nie jest. To raczej wysokiej klasy gorzka czekolada, momentami nawet z nutką chili.
Ona jest trochę jak tabliczka szwajcarskiej czekolady. Kojarzycie to przyjemne uczucie kiedy wkładacie do ust taki twardy kawałek i dopiero w kontakcie z językiem i śliną zaczyna się on tak przyjemnie rozpływać po podniebieniu? Baasch dostarczy Wam podobnych doznań
„Corridors” to na pewno łagodniejsze oblicze Baascha niż to zaprezentowane na rewelacyjnej EP-ce „Simple Dark Romantic Songs”. Jedno na pewno się nie zmieniło: nie brakuje emocji, zaangażowania. Nadal jest romantycznie i melancholijnie. Piosenki z debiutanckiej płyty artysty mają bardziej klubowy, taneczny charakter. Jest tu paru kandydatów na przeboje (chociażby „Crowded Love” z gościnnym udziałem wokalistki BOKKA). Wciąż czuć w tym wszystkim niezawodną depeszową motorykę i inspiracje tym, co najlepsze w latach 80. Do tego jeszcze żywa perkusja, która dodaje wszystkiemu mocy i mamy przepis na doskonały krążek. Jednakże to wszystko na nic by się zdało, gdyby nie najważniejszy instrument na płycie – charakterystyczny, głęboki głos wokalisty. To jego barwa i zawarty w nim ładunek emocji decydują o wartości płyty. Baasch to artysta pełną gębą. Ma wizję, którą konsekwentnie realizuje od kilku lat i z osiągniętego efektu powinien być zadowolony zarówno on jak i jego słuchacze.

(fot: Darek Kawka)
„Corridors” pozostawia uczucie niedosytu. To zarzut? Nie. Każdy kto widział Baascha na żywo wie, że jego muzyka najlepiej sprawdza się na koncertach. Płyta to tak naprawdę tylko demo jego możliwości. Okazji do sprawdzenia jak sobie radzi na scenie będziecie mieli na pewno sporo, gdyż muzyk ma w planach promować wydawnictwo koncertami. Najbliższy to premiera krążka w warszawskiej Cafe Kulturalna i udział w Orange Warsaw Festival.
Co państwo na to?