Tortoise są trochę jak Wielki Przedwieczny – nigdzie im się nie spieszy, nie są specjalnie przystojni, nie ma pewności co do tego, czy aby na pewno istnieją, ale od dobrych 26 lat cieszą się niesłabnącym respektem na dzielni.
Nie tak znowu dawno widzieliśmy ich na festiwalu Inne Brzmienia. Grupa chwilę się rozkręcała, ale gdy już weszła na wysokie obroty to powietrze iskrzyło. Muzycy niemal co utwór zamieniali się instrumentami, a w momentach, gdy obsadzone były oba zestawy perkusyjne, nieustępliwy rytm utworów Tortoise dawało się odczuć gdzieś głęboko w klatce piersiowej.
Wydany w tym roku „Catastrophist” być może nie odkrywa nowych lądów, niemniej to ciągle solidna porcja tortoise’owego jazz-post-kraut-rocka (niepotrzebne skreślić). Oczywiście i tak wszyscy po cichu liczymy, że repertuar nadchodzącego koncertu w klubie Niebo okaże się cudownie przekrojowy.
Czego sobie i Państwu życzymy.
Co państwo na to?