Czas jest szybki i precyzyjny w działaniu, dlatego od fonograficznego debiutu Blonde Redhead niepostrzeżenie minęło już ponad 20 lat. W dobie Tindera wydaje się to niemal nie do uwierzenia, ale od samego początku skład grupy tworzą te same trzy osoby: drobna i charyzmatyczna zarazem japonka Kazu Makino oraz dwóch braci bliźniaków bliżej niesprecyzowanego pochodzenia. Stałość personelu to jedno, jeśli jednak chodzi o wierność gatunkową zespół jest skrajnie otwarty na propozycje i poszukuje wrażeń. Grupa zaczynała od gitarowego chaosu po linii Sonic Youth, nagrała jeden z najsmutniejszych albumów świata („Misery Is A Butterfly”), na pewien czas porzuciła gitary na rzecz klawiszy i syntezatorów („23”, „Penny Sparkle”), by ostatecznie móc pozwolić sobie właściwie na wszystko. Zastrzegamy, „wszystko” w ich wykonaniu zawsze jest wysmakowane i skrajnie dopracowane estetyczne.
W Polsce po raz pierwszy i jak dotąd ostatni byli na OFF Festivalu w 2011, najwyższa pora na koncert klubowy.
Co państwo na to?