The Flaming Lips, Foxygen, The Regrettes
The Flaming Lips - "Oczy Mlody"
W całej swojej przedziwnej wyjątkowości (czaszki-żelki z muzyką na USB, krew zatopiona w winylach, tribute album Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band, współpraca z Miley Cyrus i inne, mniej lub bardziej ciężkostrawne pomysły) Flaming Lips od lat zachowują jedną ogromną wartość: nagrywają świetne albumy. Niezależnie od tego, ile przygodnych EP-ek (i z kim) wyrzucą z siebie w międzyczasie, regularnie wracają z płytami, których chce się słuchać. „Oczy Mlody” (polskie lub quasi-polskie słowa w tytule płyty i niektórych utworów są zapożyczone w charakterystyczny dla Wayne’a Coyne’a absolutnie naiwny i absurdalny sposób) kontynuuje tę prawidłowość. Sama muzyka nie różni się znacząco od wydanego cztery lata temu, przytłaczającego „The Terror” (co jest, owszem, drobnym rozczarowaniem), utwory są zbudowane na warstwach przestrzennej, dronowo-psychodelicznej elektroniki symetrycznie posiekanych krautrockową motoryką. Natomiast w przeciwieństwie do tamtej płyty, tutaj z pełnym przekonaniem możemy używać określenia „piosenki”. W większości przypadków melodie nie są schowane pod grubą warstwą elektronicznych hałasów i nie ma problemów z identyfikacją zwrotek i refrenów, chociaż sam wokal jest regularnie poddawany niejasnym eksperymentom. Coyne śpiewa o jednorożcach (ale koniecznie z fioletowymi oczami, nie zielonymi!), wróżkach, żabach i statkach kosmicznych, czasem ograniczając całe zwrotki do dwuwersowych obserwacji typu: „A bird is singing, singing really loud / A jet is flying, flying through a cloud”. Szczęście, kolory, narkotyki. Najpozytywniejszy zespół świata wyszedł z emocjonalnego dołka. Czyżby to reakcja obronna na trudne czasy dla Ameryki?
Foxygen - "Hang"
Kiedy słyszałem ich ostatnio, Foxygen byli tańczącymi na łące wyznawcami Beatlesów i muzyki psychodelicznej. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie po pierwszych kilkudziesięciu sekundach otwierającego nową płytę „Follow the Leader”, z bujającym groovem, soczystymi partiami dętymi i filmowymi smyczkami. Na tym etapie nie słychać jeszcze, że poszukując inspiracji przeskoczyli do innej epoki, jednak różnica w samej muzyce jest ogromna (szczególnie jeśli poprzednim punktem odniesienia było niezupełnie aktualne „We Are the 21st Century Ambassadors of Peace & Magic”). „Avalon” zaczyna się od ragtime’owych klawiszy, by na poziomie refrenu wybuchnąć w pełnoprawne homage dla „Waterloo” Abby. Członkowie zespołu w wywiadach wspominają o tym, że ich zdaniem „Hang” to amerykańska muzyka lat 30. w wersji z lat 70., i coś w tym jest, nawet jeśli odniesienia geograficznie sięgają również poza USA. „Mrs. Adams” brzmi jak zagubiony singiel z „Hunky Dory” Bowiego napompowany bogatą orkiestrową aranżacją. W na wskroś amerykańskim „On Lankershim” do pełni szczęścia brakuje mi tylko gościnnego udziału Stevie Nicks. Właściwie całą płytę można traktować jak fantastycznie dopracowaną grę ze słuchaczem. Pamiętacie reklamę Virgin sprzed kilkunastu lat z grafiką, na której twórcy sprytnie ukryli nazwy kilkudziesięciu zespołów? „Hang” jest takim rebusem skoncentrowanym na muzyce lat 70. Być może po odszukaniu wszystkich nawiązań płyta wyląduje bezpowrotnie na półce, ale nie mam pewności, bo na razie wciąż znajduję kolejne i świetnie się przy tym bawię.
The Regrettes - "Feel Your Feelings Fool!"
Należę do pokolenia skażonego L.O. 27, więc mam z jednej strony poczucie, że mogę (znieść właściwie) wszystko, ale z drugiej potężną alergię na zespoły składające się z nastolatków. The Regrettes wzięli mnie z zaskoczenia, bo słuchając „Feel Your Feelings Fool!” zupełnie nie domyślałem się, że mogą być jednym z nich. Co prawda wybrali sobie za gatunek gitarowy retro pop, słuchając którego od razu wyobrażam sobie teledysk nakręcony w amerykańskiej szkole średniej, ze smukłymi blondwłosymi cheerleaderkami, ich wysportowanymi chłopakami będącymi młodszymi kopiami swoich bogatych ojców i stojącą z boku główną bohaterką, którą ten idealny świat jednocześnie zawstydza i żenuje. Protagonistką tego konkretnego teledysku rozgrywającego się w mojej głowie jest szesnastoletnia Lydia Night – wokalistka, gitarzystka i główna songwriterka The Regrettes. Podobno kiedy miała kilka lat, rodzice zabrali ją na koncert The Donnas (to słychać). Później śpiewała w założonym przez Flea chórze dziecięcym, z którym Ryan Gosling i Zach Shields nagrali album „Dead Man’s Bones” (to również, szczególnie w „Pale Skin”, jednym z najlepszych momentów na płycie). Natomiast dzisiaj Night nie brakuje dojrzałości, by jej piosenki można było bez przymykania oka porównywać do tych autorstwa Dee Dee z Dum Dum Girls czy Bethany Cosentino z Best Coast. To całkiem niezły start, a lekkie i bezpretensjonalne, ale nie gładko wypolerowane gitarowe granie z debiutu The Regrettes daje dużą nadzieję na to, że zespół najlepsze ma jeszcze przed sobą.
Co państwo na to?